Trzeba do tych wszystkich komedii podchodzić z dystansem, bo co innego się odgrażać, a co innego popłynąć na grubą kasę przy otwarciu kawiarni w obuwniczym albo składziku z terakotą na dworcu, niemniej przepisy są takie jakie są. Jeszcze przed pierwszą wolną niedzielą słyszeliśmy o ewentualnych nowelizacjach, co też jest stałym elementem legislacyjnej tradycji.
Cała ta regulacja w moim przekonaniu jest robiona od zadniej strony, trzeba raczej było wprowadzić zmiany w kodeksie pracy, które dają pracownikom swobodę wyboru i podwójne stawki za dzień, w którym i Pan Bóg odpoczywał. Wilk syty i owca cała.
Sprawa się jednak rozbiła o zobowiązania PiS wobec Solidarności, a także głęboko wierzącego elektoratu, co musiało się skończyć ustawą napisaną na kolanie i niezadowoleniem wszystkich. Tyle tylko, że wszystkie wymienione przypadłości da się wrzucić do jednego worka z napisem „Pierdoły i duperele”. Nim to zrobię dorzucę jeszcze parę dupereli, z kultowym załamaniem rynku pracy, bankructwami i podwyżką cen. Zawiązuję i wrzucam na półkę sprawy zamierzchłe. Dlaczego tak? Ano dlatego, że za miesiąc nikt o tym gadał nie będzie. Dla gospodarki ta ustawa nie ma żadnego znaczenia, tak zwyczajnie i po prostu. W każdym razie żadnego negatywnego i kto wie, czy nie będzie pożytkiem.
Kto ma odrobinę oleju w głowie, ten wie, że dla małych polskich sklepów jest to duża szansa na rozwój, a nie zagrożenie bankructwem. Sprzedaż opanowały dyskonty i hipermarkety w 90% należące do obcego kapitału i płacące podatki poza Polską. Takie mamy efekty „wolnego rynku” i jeśli Niemcy z Francuzami dostaną po kieszeni, mało mnie to obchodzi, zwłaszcza, że dla Polaków otwierają się nowe możliwości. A co ze skutkami społecznymi? Też żadne, wiara, że nagle ludzie będą spacerować, uprawiać sport, odrabiać lekcje z dziećmi albo chodzić dwa razy dziennie do kościoła, jest wynikiem niewiedzy. Kto tego nie robił dotąd, to nagle nie zacznie robić, ludzkich przyzwyczajeń nie zmienia się ustawą. Generalnie nic się nie zmieni, może kina, restauracje i stadiony coś zyskają, może małe sklepy polskie złapią oddech, ale i tego nie jestem pewien. Będą się Polacy zajmować swoimi sprawami jak zawsze, ewentualnie co bardziej gorliwi pojadą sobie na Orlen kupić Prince Polo, jednak z czasem i to minie.
Polacy, którzy przeżyli PRL i kolejki, a młode pokolenie instalowanie lewych Windowsów, dadzą sobie radę z każdym przepisem i na każdym polu. Nikomu nie ubędzie, co się ma sprzedać to się sprzeda, kto ma zarobić ten zarobi, kto będzie chciał w niedzielę pracować, też znajdzie oferty. Gwarantuję! Mamy do czynienia z typowym przelewaniem z pustego w próżne, ani to dobre, ani złe, ale co sobie człowiek pogada to jego. Poza tym z tego co mi wiadomo wcale nie było w PiS entuzjazmu, przed głosowaniem ustawy, pewnie dlatego, że lekko licząc 70% posłów siedziało w niedzielę z rodzinami w galeriach, bo w tygodniu biegali do sejmowej knajpy z kumplami. Ze wszystkich ustaw socjalnych PiS ta jest zdecydowania najsłabsza, co wypada uczciwie przyznać, ale popadanie w histerię i teorie ekonomiczne to groteska, zwłaszcza, że dopiero życie weryfikuje rozmaite teorie.
Został jeszcze jeden element do omówienia. Czy PiS niepotrzebnie wkurzył ludzi i co z tym zrobi opozycja? Jeśli chodzi o pierwszą część, to na pewno wkurzył i sądzę, że nawet połowę, ale druga połowa szczęśliwa, czyli średnia wyjdzie na zero. Opozycja zrobi to co zawsze, każdy dar niebios obróci w farsę, a właściwie już to zrobili z wydatną pomocą równie mądrych mediów. Budowanie nastroju grozy i proroctw, że życie rodzinne się załamie, dzieci nie dostaną lodów, żona się rozwiedzie, z braku parmezanu do spaghetti, to konsumpcja wigilijnego pasztetu w sejmie. Jedno mnie tylko irytuje, że u mnie nic się nie zmieni, będę tyrał w niedzielę i dostawał po tyłku od zwolenników i przeciwników ustawy, a to wszystko za marne grosze.
© MatkaKurka
11 marca 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
11 marca 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz