W syryjskim regionie Dajr az-Zaur doszło w nocy z 7 na 8 lutego do bitwy, w której siły amerykańsko-kurdyjskie (co ważne, bez strat własnych!) dały tęgiego łupnia najemnym oddziałom, walczącym dla prezydenta al-Asada.
Po stronie przegranej poległo i odniosło rany przynajmniej kilkudziesięciu (wedle niektórych informacji – nawet kilkuset) obywateli Federacji Rosyjskiej. Co do taktycznych okoliczności starcia, większość w miarę wiarygodnych źródeł donosi o odparciu syryjsko-rosyjskiego ataku piechoty i wozów bojowych przy pomocy amerykańskiego lotnictwa, dronów i artylerii. Alternatywna wersja, krążąca głównie w zakamarkach rosyjskojęzycznego Internetu, mówi o ofensywnej akcji US Army i likwidacji Asadowskiego przyczółka nad brzegiem Eufratu.
Najprawdopodobniej zabici i ranni należeli do tzw. „grupy Wagnera”, działającej na Bliskim Wschodzie od roku 2015, ale pojawiającej się już wcześniej także w doniesieniach z walk na Ukrainie (Krym, Debalcewo, Ługańsk). Nazwa grupy pochodzi od pseudonimu jej twórcy i dowódcy, podpułkownika Dmitrija Utkina, eks-oficera GRU (2. Brygada Specnazu). Oficjalnie emerytowany i operujący na własną rękę, Utkin teoretycznie powinien siedzieć w więzieniu za złamanie prawa swej ojczyzny, jednoznacznie zakazującego działalności najemniczej (takie sankcje spotkały np. niektórych komercyjnych kontraktorów „Slavonic Corps Limited”, firmy założonej w 2012 roku przez rosyjskich biznesmenów, z siedzibą w Hongkongu, zatrudniającej głównie rosyjskich weteranów, także w Syrii). Tymczasem Utkin vel Wagner nie tylko spaceruje od czasu do czasu po ulicach Moskwy, ale nawet po salonach Kremla – na przykład podczas rautu z okazji Dnia Obrońców Ojczyzny w grudniu 2016 r.
Aktywność jego grupy w Syrii ma więc bez cienia wątpliwości błogosławieństwo władz Federacji Rosyjskiej; wiele wskazuje na to, że jest też sowicie a niejawnie finansowana z jej budżetu. Niezależnie od dyplomatycznych wypowiedzi oficjeli, śmierć owych żołnierzy stanowi dla Moskwy poważny problem polityczny (wcześniej zdarzało się, że rosyjscy najemnicy – o różnym stopniu powiązania z władzami swego kraju – ginęli już w Syrii, ale nigdy tak licznie i w dodatku bezpośrednio z rąk Amerykanów, a przynajmniej nigdy fakty takie nie znalazły się w publicznym obiegu). W sytuacji, gdy wewnętrzna legitymacja władzy Władimira Putina opiera się w dużej mierze na sztucznie pompowanej narracji o przywróceniu potęgi z czasów ZSRR i „symetrycznych” relacji między dwoma supermocarstwami – brak zdecydowanej, adekwatnej reakcji na amerykańską „bezczelność” (i przy okazji bezdyskusyjną ilustrację amerykańskiej wyższości militarnej) będzie przypominać żałosną odpowiedź bohatera starego, uroczego szmoncesu:
– Icek, podobno dostałeś wczoraj w pysk i nie zareagowałeś?
– Jak to nie zareagowałem!? Spuchłem!
Atmosferę podgrzewają doniesienia o nagłym odwoływaniu kolejnych publicznych spotkań Władimira Władimirowicza. Podobno rosyjski lider po prostu się przeziębił, ale doświadczeni kremlinolodzy całego świata takie komunikaty traktują jako doskonałe potwierdzenie teorii spiskowych. Serwują więc historie o pilnych przygotowaniach Putina do rozpoczęcia III wojny światowej lub – przeciwnie – o jego prawdopodobnym odsunięciu od władzy lub nawet uwięzieniu przez nieznanych na razie puczystów. W tych drugich scenariuszach masakra rosyjskich kontraktorów w Dajr az-Zaur albo została celowo sprowokowana przez tychże spiskowców, by skompromitować Putina, albo przynajmniej ujawniona i nagłośniona w tym samym celu. To nie jest nieprawdopodobne – takie rzeczy się robi, a nie ulega wątpliwości, że Putin ma w elicie władzy (szczególnie wojskowej) coraz więcej wrogów. Fala negatywnych wobec niego informacji i komentarzy, łatwa do zaobserwowania w rosyjskich mediach tradycyjnych i społecznościowych, rzeczywiście daje do myślenia. Jeśli można już otwarcie i bez konsekwencji napisać (portal „Fontanka”), że w operację „grupy Wagnera” w Syrii zaangażowana jest firma Ewro Polis, należąca do Jewgienija Prigożyna (zaufanego biznesmena Kremla, od kilkunastu lat utrzymującego bardzo zażyłe kontakty z samym Putinem) – to w rosyjskich realiach oznacza, że ktoś wpływowy daje na to przyzwolenie. Nie można więc wykluczyć, że w rosyjskiej polityce czeka nas niebawem jakieś przesilenie, a przynajmniej – przetasowanie wewnątrz obozu władzy.
Niezbyt realny wydaje się natomiast scenariusz „wojenny”. Z prostego powodu – każdy moskiewski polityk wie aż za dobrze, że ani militarnie, ani tym bardziej gospodarczo, obecna Rosja nie ma najmniejszych szans powodzenia w pełnoskalowej konfrontacji z USA. Jeśli więc rzeczywiście Putin rzucił wszystko inne, by zamknąć się ze swoimi sztabowcami i doradcami – to nie po to, by w odwecie za masakrę „wagnerowców” planować odpalanie rakiet na Nowy Jork i Kalifornię, lecz raczej w celu poszukiwania optymalnych sposobów zamiecenia sprawy pod dywan.
Czy znalazł się w tej fatalnej sytuacji przypadkiem (którego w chaosie wojny nie sposób wykluczyć), czy na skutek prowokacji Amerykanów (coraz chętniej mówiących „sprawdzam” w obliczu rosyjskiego blefu) lub niechętnych mu własnych generałów, czy też (co skądinąd najbardziej prawdopodobne) dzięki przemyślności prezydenta Asada, świadomie wysyłającego rosyjskich najemników na pewną śmierć w celu mocniejszego wciągnięcia Rosji w swoją wojnę – to w gruncie rzeczy mniej istotne.
Znacznie ważniejsze, jaki wariant reakcji wybierze teraz Kreml. Czy zdecyduje się nadal (na coraz większą skalę?) poświęcać w Syrii życie i zdrowie swoich żołnierzy (nieważne, że służących bez narodowych oznaczeń), w imię ochrony lokalnego dyktatora, przy narastającym oporze w armii i w społeczeństwie? Czy przeciwnie – poszuka sposobów, by wycofać się z wojny, w której już niewiele ma do uzyskania, a coraz więcej do stracenia?
© Witold Sokała
15 lutego 2018
źródło publikacji:
www.nowakonfederacja.pl
15 lutego 2018
źródło publikacji:
www.nowakonfederacja.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz