Churchill powiedział: cóż jest pan sam, uznam pana jednego. W 44 roku w katedrze Notre Dame w kwietniu odbyła się wielka msza gdzie wiwatowano na rzecz Philippe Pétaina.Te same tłumy tych samych Paryżan, w tej samej katedrze cztery miesiące później, w sierpniu 44 roku wiwatowały na rzecz Charlesa de Gaulla. Chce przez to powiedzieć, że łaska ludu na pstrym koniu jeździ i że ludzie doceniają przywództwo, wizję, wiarę w zwycięstwo i autentyzm działania. Tego właśnie paniom i panom z opozycji szczerze jako obywatel życzę”.
No cóż, Kurski w swojej przewrotności przekroczył kolejną granicę, bo gdyby rzeczywiście dzisiejszą sytuację Polski chciał porównać do Francji za czasów kolaboracyjnych rządów Vichy to jego przemówienie do zdrajców opierające się również na historycznych faktach powinno brzmieć mniej więcej tak: Coco Chanel, kiedy jej ojczyzna w roku 40 została zajęta przez hitlerowskie Niemcy wycofała się do swojej sypialni i udzieliła poparcia patriotycznemu rządowi Vichy rozkładając szeroko nogi przed wysokimi szarżą niemieckimi oficerami. Kiedy w 1944 r. do Paryża wkraczały wraże wojska amerykańskie i francuskie oddziały dowodzone przez generała de Galla wstała z łoża zacisnęła zęby i nie tracąc nadziei, a jedynie ratując własną skórę hojnie rozdawała tym pseudo wyzwolicielom flakoniki swoich słynnych perfum Chanel No5. Chcę przez to powiedzieć, że łaska ludu na pstrym koniu jeździ. Ale nie traćcie nadziei, bo rządy Vichy w Polsce wrócą i niejedna miejscowa Coco z PO i Nowoczesnej znowu będzie mgła szeroko rozłożyć nogi. Tego właśnie paniom i panom z opozycji jako obywatel życzę.
Salon III RP, który utracił władzę panicznie boi się masowego odpływu elektoratu od coraz bardziej słabnącej totalnej opozycji i ku pokrzepieniu serc dodaje jej otuchy obiecując, że stare dobre czasy wrócą. Wmawia im, że będzie tak jak było i liczy, że znowu zastosuje stare wypróbowane w totalitarnych reżimach i okupowanych państwach metody. Jeżeli chodzi o świat kultury polegają one zawsze na wykorzystywaniu próżności, naiwności i niestety politycznego analfabetyzmu przedstawicieli tych środowisk, aby uzależnić je finansowo i mówiąc wprost skorumpować, a później wykorzystywać do własnych celów politycznych ich twórczość i udające spontaniczność wypowiedzi.
Jak więc widzimy atak Izraela na Polskę, jeżeli chodzi o sytuację wewnętrzną naszego kraju wyraźnie wzmacnia obóz rządzący i wszystko na to wskazuje przetrąci kręgosłup koryciarzom, którzy marzą o powrocie do władzy. Jest jeszcze inna wielka korzyść z tego całego zamieszania. Prysnął bowiem fałszywy i serwowany nad Wisłą mit mówiący o świetnych, a nawet wspaniałych polsko- żydowskich stosunkach, a Polacy w końcu zauważyli, że w Izraelu, a także w wielu wpływowych środowiskach żydowskich panuje wprost zwierzęcy antypolonizm, o którym piszemy w „Warszawskiej Gazecie” od lat i za co zarówno z prawej jak i lewej strony przyszywano nam łatkę antysemitów. Niestety ten antypolonizm będzie się tylko w Izraelu pogłębiał choćby z jednego powodu. Otóż coraz mocniej do głosu dochodzi tam młodsze pokolenie polityków wychowane na specyficznych wycieczkach do Polski, podczas których z premedytacją odizolowywani byli od zwykłych Polaków przez uzbrojonych agentów Mosadu choćby tylko po to, aby utwierdzić ich w przekonaniu, że przedwyjazdowe instruktaże o czekających na nich krwiożerczych polskich antysemickich bestiach nie były żadną przesadą. Dziś zbieramy gorzkie żniwa tej antypolskiej edukacji prowadzonej z rozmysłem przez państwo Izrael.
Tylko znając te realia można zrozumieć mnożące się w Izraelu antypolskie ataki. Na przykład pięć lat temu podczas tenisowego meczu Fed Cup między Izraelem a Polską w izraelskim mieście Eljat, siostry Agnieszka i Urszula Radwańskie zostały przywitane epitetami „katolickie suki” wykrzykiwanymi po hebrajsku, rosyjsku, angielsku i po polsku, a towarzyszyło temu puszczanie na kort papierowych samolocików wyraźnie nawiązujących do katastrofy smoleńskiej. Oczywiście takie ekscesy przez całe laty były wyciszane w imię opacznie rozumianej fałszywej polsko-izraelskiej przyjaźni.
Dlatego dziwią i rozczarowują mnie coraz bardziej tchórzliwe wypowiedzi polskich polityków i publicystów, którzy ulegając napastliwej antypolskiej propagandzie wyraźnie zaczynają mięknąć. Niech dowodem na to będą te słowa szefa MSZ, Jacka Czaputowicza z wywiadu dla „Rzeczpospolitej”: „Profesor Gross jest naukowcem i mimo że nie zgadzam się z tezami jego prac, to ustawa go nie dotyczy. Jest swoboda prowadzenia badań naukowych i prof. Gross ma prawo do swoich poglądów. On nie używa określenia „polskie obozy śmierci”. Czyżby szef polskiej dyplomacji puszczał oko do Żydów i mówił, że tak naprawdę po nowelizacji ustawy o IPN nikt nie będzie mógł być ukarany? No, bo jak mamy zrozumieć słowa ministra, który uprzedzając powołane do tego organy uniewinnia publicznie jednego z największych polakożerców, Jana Tomasza Grossa – z zawodu socjologa, który podszywa się pod historyka? Czy w takim razie łamać ustawę będzie mógł każdy, kto posiada tytuł naukowy w jakiejkolwiek dziedzinie? Czy bezkarnie w ramach badań artystycznych będzie można odśpiewywać zaangażowane protest songi o „polskich obozach zagłady”?
I jeszcze na koniec krótka dygresja na temat zjawiska antysemityzmu. Od razu uprzedzam, że nie chodzi mi o jakiekolwiek usprawiedliwianie apokalipsy jaka spotkała naród żydowski z rąk niemieckich ludobójców. Jak wiadomo nauka jaką jest socjologia zajmuje się społeczeństwami i relacjami międzyludzkimi. Socjologię interesuje zarówno to, co łączy jak i to, co dzieli ludzi, grupy społeczne i narody. Czy socjolog Gross mógłby mi i podobnie dociekliwym jak ja osobom wyjaśnić, dlaczego na przestrzeni wielu wieków Żydzi, gdziekolwiek i pod jakąkolwiek szerokością geograficzną by się nie osiedlali to zawsze wśród miejscowych ludów wywoływali niechęć, wrogość, a nawet nienawiść, co prowadziło wprost do wybuchów antysemityzmu? Z takimi zjawiskami nie mieliśmy do czynienia w jednym kraju i w jednym czasie, ale na przestrzeni wieków i to na różnych kontynentach wśród najróżniejszych kultur, czyli wszędzie tam gdzie pojawiali się Żydzi. Trudno zatem mówić o jakichś antyżydowskich międzynarodowych i międzykontynentalnych spiskach w czasach, kiedy nie było nie tylko Internetu, ale także telefonu czy telegrafu. Czy nie powinno to skłonić badaczy i naukowców do poszukiwania źródeł antysemityzmu także w samym żydowskim narodzie? Czy postrzeganie Żydów przez siebie samych jako narodu niemal świętego, pozbawionego wad i przez to wyjętego spod jakiejkolwiek krytyki nie przysparzało i nie przysparza im dzisiaj licznych wrogów? Dlaczego wszyscy boją się o tym mówić i wyciągać z historii dość oczywiste wnioski?
© Mirosław Kokoszkiewicz
22 lutego 2018
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
22 lutego 2018
opublikowano w: „Warszawska Gazeta”
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © DeS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz