Tyle mam do powiedzenia jeśli chodzi o widzenie człowieka przez człowieka, ale w polityce wszystko się zmienia i nie ma nic stałego. Doszło do radykalnych zmian w koalicji rządzącej i na linii rząd – prezydent. Straty są po obu stronach, pewnych rzeczy cofnąć się nie da i jeśli miałbym oceniać, kto na tym wszystkim najgorzej wyszedł, to bez wahania wskazuję na Andrzeja Dudę. Pewnie niektórzy krzykną, a co z Antonim Macierewiczem i Beatą Szydło?
Nic. Oni w żadnym razie nie stracili w oczach elektoratu, przeciwnie, zyskali znacznie więcej niż mieli. Wprawdzie nie zajmują tak wysokich pozycji w rządzie, jakie zajmowali, ale ich historia jest zupełnie inna, niż historia Andrzeja Dudy i jednocześnie stanowi to podłoże sporu wśród wyborców. Każdy ma swoje zdanie i bardzo dobrze, jednak warto się czasami cofnąć o parę kroków, żeby nie przekroczyć granicy, za którą jest przepaść.
Politycznie Andrzej Duda jest PiS-owi potrzebny i w tej chwili nie widzę powodu, żeby iść z nim na wojnę. Coś mimo wszystko się poukładało, najważniejsze ustawy sądownicze przegłosowane i wchodzą w życie. Ustawa samorządowa podpisana, Czerepach po mediach nie pyskuje, pozostała jedynie smętna historia generała Karaszewskiego i tu nadal się upieram, że Macierewicz nie jest bez winy. Taki stan rzeczy jest nieporównywalny z tym, co było w latach 2015-2016, ale ciężkim grzechem byłoby stawianie tezy, że z politycznego punktu widzenia mamy wielki problem. Nic takiego się nie dzieje, problem był po 24 lipca 2017 roku i prawie do samego końca, gdy trwały negocjacje dotyczące ostatecznego kształtu ustaw sądowniczych. Obecnie możemy mówić o kompromisie, który przy wszystkich wadach, w najważniejszych obszarach działa.
Kosztem kompromisu były straty kadrowe w rządzie i utrata zaufania elektoratu PiS, co najboleśniej odczuł Andrzej Duda. Było, minęło, teraz czas zająć się celem nadrzędnym, czyli wyborami samorządowymi. Tracenie energii na wojnę z prezydentem nie ma najmniejszego sensu, tym bardziej, że do 2020 roku tej wojny zwyczajnie wygrać się nie da. Sam Andrzej Duda też będzie musiał stawać na głowie, żeby zdobyć poparcie i dlatego byłbym spokojny o jego dalsze zachowanie. Wiadomym jest, że każde kolejne przegięcie ze strony Pałacu, wymierzone w elektorat PiS, będzie oznaczać koniec kariery politycznej na pierwszej kadencji. Wiele można Dudzie zarzucić, ale tyle to on rozumie i zresztą zaczął się przymierzać do odrabiania strat. Kochać się nie będziemy, jednak tam gdzie trzeba musimy się dogadać i nawet wspierać. Zobaczymy jak się sprawy potoczą, mówienie dziś, że się kogoś w wyborach za dwa lata poprze lub nie poprze jest mało poważne.
Kto by rok temu przewidział taki scenariusz, jaki się zrealizował pod koniec 2017 roku? Nikomu i najbardziej przenikliwym analitykom polskiej sceny politycznej, coś podobnego do głowy nie przyszło, to i w 2020 będziemy się srodze dziwić na widok najnowszych rozstrzygnięć politycznych. Presja na Andrzeja Dudę ma głęboki sens, nie należy z tego rezygnować, głównie dlatego, że to działa. Jednak czym innym jest presja, czy brak sympatii, a czym innym otwarta wojna, którą uważam za zupełnie niepotrzebną i co więcej szkodliwą. Tam gdzie się da Dudę mogę poprzeć i będę uważnie sprawdzał, jak on się zachowuje wobec kluczowych projektów dla Polski. Dlaczego tak? Wybory samorządowe! Potężna kasa dla najgorszego sortu ciągle się leje szerokim strumieniem, dobicie komuny na tym poziome, rozwiąże wiele problemów, z którymi przez lata nie potrafiliśmy sobie poradzić.
© MatkaKurka
17 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
17 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © Agencja Gazeta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz