„Chwała tym, co walczyli o prawdę na czele z Antonim Macierewiczem” - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, przemawiając na styczniowej miesięcznicy smoleńskiej – dodając, że „nasza droga (...)czasem ze względu na okoliczności jest kręta. Ufajcie, że idziemy razem w tym samym kierunku”. Te słowa padły w dzień po głębokiej „rekonstrukcji rządu”, z którego usunięty został Antoni Macierewicz, Jan Szyszko i Witold Waszczykowski, podobnie jak wcześniej – premier Beata Szydło, od której zagadkowego odwołania ta „rekonstrukcja” się zaczęła. Rzeczywiście, kręte to wszystko, żeby nie powiedzieć – krętackie. No bo jakże to? Z jednej strony „chwała”, a jednocześnie – won z rządu, won ze stanowiska ministra obrony? Takim językiem „chwała” nie przemawia. Chwała przemawia całkiem inaczej.
To prawie jak w kolędzie „Bóg się rodzi”, gdzie śpiewamy między innymi „wzgardzony okryty chwałą”. Ale Franciszkowi Karpińskiemu, który tę kolędę napisał, chodziło o ukazanie serii paradoksów: „ogień krzepnie, blask ciemnieje”, podczas gdy w tym przypadku podejrzewam raczej krętactwo. Ale krętactwo pojawia się zazwyczaj wtedy, gdy trzeba za wszelką cenę ukryć coś kompromitującego. Czyż nie to właśnie miał na myśli prezes Kaczyński, przyznając, że „nasza droga (…) jest kręta” ze względu na „okoliczności” - ale przezornie powstrzymał się od zdefiniowania tych zagadkowych „okoliczności”, a tylko zaapelował o „zaufanie”, że „nadal idziemy razem w tym samym kierunku”. To akurat może być prawdą na takiej samej zasadzie, że szczury idą w tym samym kierunku co i szczurołap-flecista, ale oczywiście każdy w innym celu. W tej sytuacji uchylmy nieco zasłonę skrywającą owe tajemnicze „okoliczności” i spróbujmy zastanowić się, w jakimże to kierunku prezes Kaczyński prowadzi zarówno tych, co mu ufają, jak i wszystkich pozostałych, to znaczy – całe państwo.
Zacznijmy od przypomnienia, że Lech Kaczyński uczestniczył w naradach w Magdalence, gdzie generał Kiszczak wraz z gronem osób zaufanych uściślał i konkretyzował ogólne postanowienia, jakie w sprawie transformacji ustrojowej w naszym nieszczęśliwym kraju podjęli Sowieciarze do spółki z Amerykanami, z ramienia których projektantem i inspektorem nadzoru był urzędnik Departamentu Stanu pan Daniel Fried, późniejszy ambasador USA w Warszawie, a obecnie znowu urzędnik Departamentu Stanu, tyle, że wyższej już rangi. Jakie były szczegóły tych ustaleń – tego nie wiem, ale przypominam sobie odpowiedź, jakiej na łamach „Gazety Wyborczej” udzielił był w pierwszej połowie lat 90-tych Stefan Bratkowski Stanisławowi Jankowskiemu „Agatonowi”, który dziwował się, że w „wolnej Polsce” komuna nie tylko jest bezkarna, ale się panoszy. To dlatego – wyjaśnił red. Bratkowski – że w Magdalence zostały udzielone pewne gwarancje, których trzeba dotrzymywać. Te gwarancje obejmowały również scenę polityczną – że mianowicie nie zostaną na nią dopuszczeni „ekstremiści”, to znaczy – uważany za największe zagrożenie ruch chrześcijańsko-narodowy. Oczywiście wtedy zakazać wprost tego nie wypadało, bo zaraz pojawiłyby się jeszcze większe wątpliwości co do autentyczności naszej młodej demokracji, toteż ZCh-N najpierw się pojawił, ale właśnie Jarosław Kaczyński wystawił mu recenzję, że jest on „najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski”, wskutek czego Zch-N wkrótce umarł śmiercią naturalną, a jego miejsce zajęło Porozumienie Centrum, próbujące zmonopolizować nie tylko „prawicę”, ale również „patriotyzm”. Porozumienie Centrum nastręczyło skołowanemu narodowi na prezydenta Lecha Wałęsę w charakterze jasnego idola, przy którym Lech Kaczyński został szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a Jarosław politykował na terenie parlamentarno-rządowym. Wydawało się, że prawa strona politycznej sceny została solidnie zabetonowana, ale stare kiejkuty miały swoje widoki, więc, Mieczysław Wachowski bez specjalnego trudu całe to towarzystwo rozgonił i w wyborach w roku 1993 do rządów triumfalnie wróciła komuna w postaci SLD i PSL. Potem na fasadę wysunięta została Solidarność w postaci AWS, która w koalicji z Unią Wolności zużywała się moralnie, aż wreszcie zniknęła bez śladu w roku 2001, kiedy to ponownie zatriumfowała komuna tym bardziej, że prezydentem zaś, po przegranej Lecha Wałęsy w roku 1995 został na dwie kadencje Aleksander Kwaśniewski. W tej sytuacji niepodobna nie przypomnieć spiżowej sentencji Józefa Stalina, że w demokracji najważniejsze jest przygotowanie odpowiedniej alternatywy dla wyborców. A jak rozpoznać, czy alternatywa została przygotowana prawidłowo? Tak, że bez względu na to, kto wybory wygra, będą one wygrane.
Sytuacja z roku 1990 powtórzyła się i to z nawiązką, w roku 2005, kiedy to prezydentem został Lech Kaczyński, a szef zwycięskiego Prawa i Sprawiedliwości wysunął na premiera Kazimierza Marcinkiewicza, by po kilku miesiącach ustąpić miejsca samemu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, który siłą inercji na stanowisku premiera dotrwał do listopada 2007 roku, kiedy to jego miejsce zajął Donald Tusk. We wrześniu 2009 roku amerykański prezydent Obama dokonał „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, wycofując USA z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, a 10 kwietnia 2010 roku miała miejsce katastrofa smoleńska w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób. Jednak w roku 2013 USA wróciły do aktywnej polityki w naszej części Europy i rozpoczęły się przygotowania do przebudowy politycznej sceny pod kątem potrzeb, jaka Stany Zjednoczone zamierzały prowadzić w tym zakątku świata. W tym celu trzech kelnerów – i tak dalej – co w 2015 roku doprowadziło do obsadzenia stanowiska prezydenta państwa przez rok wcześniej nikomu nie znanego jako samodzielnego polityka Andrzeja Dudę, podczas gdy PiS wygrało też wybory parlamentarne i utworzyło rząd panią Beatą Szydło na czele. W grudniu przeciwko pani Szydło opozycja wysunęła wniosek o wotum nieufności, który został odrzucony, a pani premier podczas debaty uzyskała recenzję najlepszego premiera III RP – i jeszcze tego samego dnia została zdymisjonowana na rzecz Mateusza Morawieckiego, który 9 stycznia dokonał „głębokiej rekonstrukcji” rządu, usuwając z niego ministra Obrony Antoniego Macierewicza, ministra środowiska Jana Szyszkę i ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego.
Dlaczego tak się stało? Oto prezydent Andrzej Duda dopuścił się wobec swego wynalazcy felonii, co pozycję Jarosława Kaczyńskiego osłabiło tak, jakby mu ktoś złamał jedną nogę. Prezydent Duda, występując przeciwko swemu wynalazcy, pozbawił się sympatii PiS, więc musiał poszukiwać politycznych sojuszników – i stare kiejkuty mu się w tym charakterze nastręczyły – ale nie za darmo, tylko za cenę głowy Antoniego Macierewicza na tacy. I prezydent Duda wywiązał się z obstalunku, co jednak wymagało aprobaty prezesa Kaczyńskiego. Dlaczego? Dlatego, że osłabiony na skutek felonii swego wynalazku prezes Kaczyński zaczął cofać się na całej linii pod naporem Niemiec i starych kiejkutów, którzy organizują awantury w kraju. W rezultacie stare kiejkuty za pośrednictwem prezydenta odzyskały wpływ na politykę państwa, a premier Morawiecki otrzymał zadanie „ocieplenia stosunków z Unią Europejską”. Sęk w tym, że o „ocieplenie” może dokonać się poprzez wywieszenie przez Polskę białej flagi, która, gwoli udelektowania wyznawców pana prezesa, będzie przyozdobiona mnóstwem kolorowych wstążeczek, mających zakrywać bezwstydną białość. Ale to nie koniec „krętej drogi”, bo skoro pan prezes cofa się na całej linii, to warto zapytać – dokąd? Myślę, że pod żydowski parasol ochronny, który obiecał rozpiąć nad nim najnowszy przyjaciel Polski, pan Jonny Daniels. Jaką cenę Polska będzie musiała za to zapłacić? Wydaje się, że odpowiedź już znamy, a to z uwagi na proces, jaki toczy się w amerykańskiej legislaturze w sprawie ustawy JUST, jaką 12 grudnia zatwierdził amerykański Senat i która wkrótce może trafić na biurko prezydenta Trumpa. Daje ona Stanom Zjednoczonym możliwość wywierania na Polskę rozmaitych nacisków w razie gdyby ociągała się z realizacją żydowskich roszczeń majątkowych, szacowanych na 65 mld dolarów. Realizacja tych roszczeń oznaczałaby, że Polacy za własne pieniądze zafundowaliby sobie we własnym kraju szlachtę jerozolimską. W tej sytuacji cóż innego pozostaje, jak zaufać, że to wszystko dla naszego dobra? Toteż nic dziwnego, że w przemówieniu skierowanym do uczestników ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, prezes Kaczyński nawet nie próbował opisywać „krętej drogi” do świetlanej przyszłości, tylko apelował o zaufanie, że „idziemy w tym samym kierunku”. Ano nie da się ukryć, że to niestety prawda.
Okazało się, że nieprzejednana opozycja została takim nieoczekiwanym zwrotem sytuacji zaskoczona do tego stopnia, że okazała się doń absolutnie pod żadnym względem nieprzygotowana, co nieubłaganym palcem wytknęły jej stare kiejkuty za pośrednictwem telewizyjnej stacji TVN, którą od początku podejrzewam o niebezpieczne związki z nimi. Najwyraźniej stare kiejkuty musiały oczekiwać, że pan Grzegorz Schetyna potrafi coś wymyślić, podobnie jak pani Lubnauer ze swoimi koleżankami z Nowoczesnej. Widać, że i u starych kiejkutów nietęgo, no ale to drobiazg w porównaniu z perspektywą, że „dobra zmiana” może zakończyć się w żydowskich objęciach.
Polonia Amerykańska wyręcza Umiłowanych Przywódców
Na mojej stronie internetowej 14 grudnia ub. roku ogłosiłem „alarm” w związku z przyjęciem przez Senat USA w dniu 12 grudnia Aktu nr 447, na postawie którego rząd Stanów Zjednoczonych stworzyłby sobie podstawę prawna do wywierania na Polskę rozmaitych nacisków, gdyby ociągała się ona z realizacją roszczeń majątkowych, jakie od 1996 roku wysuwają wobec naszego kraju żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, a od roku 2011 – również Izrael. Sytuacja była tym bardziej alarmująca, że w niezależnych mediach głównego nurtu, zarówno pozostających w służbie obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i pozostających w służbie obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, zapanowała zmowa milczenia. Poza rozmową, jaką z Wojciechem Cejrowskim przeprowadził w rządowej telewizji pan red. Rachoń, temat ten nie był w ogóle poruszony.
Potwierdza to moje podejrzenia, że przy pozorach straszliwej wojny, jakie na użytej propagandy wytwarzają obydwa Obozy, w sprawach istotnych dla państwa i jego przyszłości, zachowują się one identycznie. W referendum akcesyjnym Anschluss Polski do Unii Europejskiej, a więc politycznego przedsięwzięcia kierowanego przez Niemcy, poparł zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. W rezultacie agitacji za Anschlussem, 1 maja 2004 roku Polska oraz 7 innych państw Europy Środkowej, została przyłączona do Unii, dzięki czemu Niemcy nie tylko wypełniły polityczną próżnię, jaka powstała po ewakuacji z tej części Europy sowieckiego imperium, ale również, a może przede wszystkim, stworzyły sobie warunki dla realizacji swego projektu „Mitteleuropa” z roku 1915. Przypomnijmy, że chodzi o projekt politycznego urządzenia Europy Środkowo-Wschodniej po ostatecznym zwycięstwie niemieckim. Przewidywał on utworzenie na tym obszarze państw pozornie niepodległych, ale de facto – niemieckich protektoratów o gospodarkach nie konkurencyjnych, tylko peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Nie bez powodu osoba niezwykle doświadczona w polityce europejskiej i światowej, bo przez 11 lat piastująca urząd premiera Wielkiej Brytanii, a więc państwa, które nie kibicuje, tylko kreuje politykę światową i europejska, a więc baronessa Małgorzata Thatcher mówiła, że Unią Europejska jest narzędziem niemieckiej hegemonii w Europie. Podobna zgodność poglądów między obozem zdrady i zaprzaństwa a obozem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm wystąpiła 1 kwietnia 2008 roku, kiedy to Sejm glosował nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania traktatu lizbońskiego – tego samego, przy pomocy którego Komisja Europejska teraz zamierza Polskę karać. Za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji tego traktatu głosował zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. W rezultacie prezydent Lech Kaczyński 10 października 2009 roku traktat ten w mieniu Polski ratyfikował, amputując w ten sposób naszemu państwu ogromny kawał suwerenności politycznej. No a teraz ta wiele mówiąca zmowa milczenia pomiędzy mediami rządowymi i nierządnymi.
W tym przypadku również chodzi o sprawę niezwykle istotną nie tylko dla polskiego państwa, ale i dla polskiego narodu. Rzecz w tym, że po uchwaleniu przez Sejm ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, w której dokonany został na rzecz 9 gmin żydowskich w Polsce i na rzecz nowojorskiej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego transfer majątku w nieruchomościach, o szacunkowej wartości ok. 7 mld dolarów, ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer, w kwietniu 1996 roku wystąpił wobec Polski z żądaniem zadośćuczynienia roszczeniom odnoszącym się do tzw. „mienia bezspadkowego”, które amerykański projekt ustawy nazywa „mieniem bezdziedzicznym”. Wartość tego mienia szacowana jest na 60-65 mld dolarów, co potwierdził były ambasador Izraela w Warszawie, pan dr Szewach Weiss. Izrael Singer zagroził wtedy, że jeśli Polska nie zadośćuczyni tym żądaniom, to będzie „upokarzana” na arenie międzynarodowej.
„Mienie bezspadkowe” to takie, których właściciele zmarli nie pozostawiając ani testamentu, ani spadkobierców ustawowych. Zgodnie z wywodzącymi się jeszcze ze starożytnego prawa rzymskiego zasadami, mienie takie dziedziczy państwo, którego zmarły był obywatelem. Takie zasady obowiązują zarówno w Polsce, jak i w USA. Tymczasem wspomniany akt zmierza do zmuszenia Polski do odstąpienia od tej zasady i przekazania żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu oraz Izraelowi, który w roku 2011, wespół z Agencją Żydowską, utworzył zespół HEART w celu „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, mienia po zamordowanych przez Rzeszę Niemiecką polskich obywatelach narodowości żydowskiej. 65 mld dolarów stanowi równowartość rocznego budżetu państwa polskiego, więc jest oczywiste, że Polska nie mogłaby, zwłaszcza na poczekaniu, wygenerować takiej gotówki bez spowodowania natychmiastowej katastrofy ekonomicznej i społecznej.
Toteż ewentualna realizacja tych roszczeń musiałaby nastąpić w naturze, to znaczy – w nieruchomościach. To z kolei oznacza, że środowisko obdarowane takim majątkiem, dysponowałoby nim na terenie Polski, z dnia na dzień zyskując dominującą pozycję ekonomiczną, która natychmiast przełożyłaby się na dominującą pozycję społeczną i polityczną. Mówiąc wprost – otrzymalibyśmy „szlachtę jerozolimską”, a to oznacza, że naród polski we własnym kraju zostałby zepchnięty do narodu II kategorii.
Naciski na Polskę, by zadośćuczyniła tym żydowskim roszczeniom, trwają cały czas. We wrześniu 2016 roku prezydent Andrzej Duda rozmawiał z przedstawicielami żydowskich organizacji przemysłu holokaustu w Nowym Jorku. Z tego spotkania Kancelaria Prezydenta nie podała komunikatu, ale z wypowiedzi uczestniczącego w tym spotkaniu prezesa Ligi Antydefamacyjnej Abrahama Foxmana dla nowojorskiej prasy dowiedzieliśmy się, że przedmiotem tej rozmowy była m.in. sprawa roszczeń majątkowych. Podobnie nie ukazał się szczegółowy komunikat po wizycie delegacji rządu RP in corpore w Izraelu, jaka nastąpiła wkrótce potem – ale trudno uwierzyć, by sprawa roszczeń nie była wtedy poruszona. Milczenie czynników oficjalnych na ten temat skłania do podejrzeń, że zostały poczynione jakiś ustalenia, które jak najdłużej mają być utrzymywane w tajemnicy wobec polskiej opinii publicznej, żeby nie komplikować interesu. Podejrzenia te potwierdza i pogłębia zmowa milczenia mediów rządowych i nierządnych wobec rozpoczętego w USA procesu legislacyjnego, którego efektem może być uchwalenie ustawy, która w Izbie Reprezentantów Kongresu USA otrzymała numer 1226.
Na szczęście w tej sprawie zabrali głos liczni przedstawiciele Polonii Amerykańskiej, którzy nie tylko rozpoczęli kampanie pisania listów do kongresmanów, w których autorzy – po pierwsze – wskazują, że USA próbują zmusić Polskę do odstąpienia od zasady obowiązującej przecież i na terenie Stanów Zjednoczonych, a po drugie – że tego rodzaju postępowanie byłoby może zrozumiałe wobec kraju wrogiego, ale jest absolutnie niezrozumiałe wobec państwa sojuszniczego, które w ramach NATO udostępnia Stanom Zjednoczonym swoje terytorium dla potrzeb globalnej rozgrywki USA z Rosją, ryzykując w razie czego zniszczenie tego terytorium ze wszystkim, co na nim jest.
Niezależnie od tego 48 członków Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów otrzymało analizę prawną projektu numer 1226, wraz z listem, pod którym podpisali się następujący sygnatariusze: Edward Wojciech Jeśmian, przewodniczący KPA w Południowej Kalifornii, Andrzej Prokopczuk, przewodniczący KPA Północnej Kalifornii, Jerzy Bogdziewicz, przewodniczący KPA wschodniej Florydy, Michael Nidziński, przewodniczący KPA w Illinois, Anna Bańkowski, przewodnicząca KPA w Michigan, Walter Wiesław Gołębiewski, przewodniczący KPA zachodniej Florydy, James L. Ławicki, przewodniczący KPA zachodniego Nowego Jorku, Jan Michał Małek, założyciel i prezes Polsko Amerykańskiej Fundacji Edukacji Ekonomicznej PAFERE, Kalifornia, Stanisław Matejczuk, Polonia Semper Fidelis Nowy Meksyk, Waldemar Biniecki, Pax Polonica Foundation Manhattan, Kansas, Peter Pachacz, prezydent Pulaski Assotiation Business and Professional Men, Brooklyn Nowy Jork, Richard Mleczko, przewodniczący East Bay Polish American Assotiation Martinez Kalifornia, Adam Gromek, przewodniczący Polonian Cultural and Pastoral Center Sacramento Kalifornia, Leszek Pawlik, CEO Polonia Institute Kalifornia, Witold Rosowski, Polish Heritage Council Nowy Jork, Zygmunt Staszewski, Co-Chair Polish-Jewish Dialogue Commitee, Nowy Jork, Jerzy W. Rozalski, Polish Varieties Radio, Detroit, Michigan, Natalia Kamiński, Polish Radio Hour Los Angeles, Kalifornia, Mary Lou T. Wyrobek, president Polish Singers Alliance of America, Ania Karwan, National Director Polish American Congress Południowej Kalifornii, Edmund Lewandowski, National Director Polish American Congress Północnej Kalifornii, Halina Koralewski, Achilles Poland International Ambassador. Nowy Jork, Zbigniew Koralewski, National Director Polish Singers Alliance of America. Long Island, Nowy Jork.
Miejmy nadzieję, że te działania przyniosą pożądany skutek i że niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad Polską i polskim narodem, zostanie oddalone. Powinniśmy jednak zapamiętać, że nasi Umiłowani Przywódcy nie tylko nie kiwnęli w tej sprawie palcem, ale w dodatku zrobili wszystko, by tę sprawę przed polską opinią publiczną zataić.
© Stanisław Michalkiewicz
12-14 stycznia 2018
źródła: www.michalkiewicz.pl / www.magnapolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
12-14 stycznia 2018
źródła: www.michalkiewicz.pl / www.magnapolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz