Nie wiem czy aktywiści ekologiczni zdają sobie sprawę z właściwości chemicznych tego gazu i z faktu, że świadomie lub nie działają na korzyść rosyjskiego monopolisty. Obawiam się, że zaślepieni swoją ideologią nie są zdolni do myślenia w kategoriach społecznych czy państwowych, a przede wszystkim racjonalnych. Zakaz palenia drewnem najbardziej dotknie ubogie rodziny wiejskie, dla których odpady leśne są podstawowym źródłem energii. Te odpady to tak zwana „gałęziówka” czyli resztki po wyrębie lasu, które i tak z przyczyn sanitarnych leśnicy spalali dotąd w wielkich stosach. Po zakazie palenia drewnem dym powstały przy spalaniu „ gałęziówki” wydostanie się do środowiska tyle, że bezproduktywnie. Rząd przeznacza podobno 103 miliardy złotych na pożyczki i dotacje dla właścicieli domów jednorodzinnych, którzy zdecydują się na zmianę systemu ogrzewania tych domów i ich ewentualne ocieplenie. Jedyny komentarz który się nasuwa to „pierwsza działka za darmo”. Kilkanaście lat temu podobna akcja objęła szkoły i szpitale w małych miejscowościach, które potem walczyły o możliwość powrotu do dawnego systemu ogrzewania. Nie było ich po prostu stać na olej opałowy czy gaz.
Nie ma nic gorszego - twierdzę - niż pięknie brzmiąca ideologia, która zaślepia głupich a dla sprytnych jest źródłem korzyści. Taką ideologią jest walka z globalnym ociepleniem (zwanym przez świadomych rzeczy - globalnym ocipieniem),a przede wszystkim walka z emisją CO2. Otóż CO2 jest podstawowym surowcem dla asymilacji czyli procesu wytwarzania przez rośliny cukru prostego z dwutlenku węgla i wody. Dwutlenek węgla powinny zatem pochłaniać rośliny z pożytkiem dla siebie i dla nas wszystkich. Troska o rośliny, o drzewa w miastach i na wsiach oraz o lasy powinna być podstawowym celem rządów i organizacji ekologicznych. Tymczasem obłudna troska o środowisko stała się podstawą wspaniałego biznesu jakim jest sprzedawanie praw do emisji. Handel nic nie znaczącymi zapisami stał się dla grupy hochsztaplerów źródłem ogromnych dochodów nie popartych żadnym wkładem własnym ani pracą. To interes porównywalny ze sprzedawaniem paryskiego powietrza w konserwie na bulwarach nad Sekwaną. Tyle, że powietrze paryskie w puszce kupują dobrowolnie tylko turyści traktując taką puszkę jako żartobliwy suwenir. Pozwolenia na emisje muszą kupować przymusowo państwa posiadające wielki przemysł. Koszty tych pozwoleń zrujnowały i zlikwidowały niejedną fabrykę.
Ratowanie polskich lasów jest poważnie zagrożone przez kolejną idiotyczną ideologię. Ekolodzy twierdzą, że rezerwaty takie jak Puszcza Białowieska i Tatry powinny być pozostawione samym sobie. Chore zwalone drzewa mają swobodnie ulegać rozkładowi stając się siedliskiem rozwijającej populacji szkodników, której liczebność rośnie wykładniczo. Sprawa wyrębu sanitarnego w Puszczy Białowieskiej, która spowodowała interwencję Unii Europejskiej i kapitulację władz dobrej zmiany jest tu dobrym przykładem. Otóż trzeba zrozumieć, ze przyroda poradzi sobie z wszelkimi zagrożeniami w perspektywie setek a może nawet milionów lat. Być może tam gdzie obecnie jest zżerana przez kornika Puszcza Białowieska powstanie morze, a być może inny las. Nie jest to nasza ludzka perspektywa, ani perspektywa naszych dzieci i wnuków. Jeżeli chcemy zachować Puszczę Białowieską dla nas i naszych potomnych musimy czynnie walczyć z kornikiem przez wyręb chorych drzew. Jeszcze gorsza jest sytuacja Tatr. W Tatrach szaleje kornik który zniszczył już ogromne połacie świerkowych lasów. Kornik atakuje ostatnio nawet limbę, drzewo, które stało się od czasów młodopolskich symbolem Tatr. Z kornikiem walczył przez wyrąb chorych drzew już Władysław Zamojski, który kupując dobra zakopiańskie zastał wyeksploatowane lasy tatrzańskie w straszliwym stanie. Znany naukowiec prowadzący badania nad tatrzańską limbą doktor Chmiel jest w posiadaniu dramatycznych zdjęć obrazujących zniszczenia tatrzańskich lasów przez kornika. Tylko ktoś chory umysłowo albo bardzo nieuczciwy może uznać, że z Tatrami jest wszystko w porządku. Nie mam jednak wątpliwości, że gdyby w Tatrach rozpoczęto sanitarny wyrąb chorych drzew znaleźliby się wariaci (wajraki) przykuwający się do tych drzew.
Kilka dni temu spotkałam na ulicy w Warszawie kilka młodych kobiet w maseczkach na twarzy. Był piękny słoneczny dzień, a powietrze było względnie czyste. Na flash mob było ich za mało, zapewne były to więc ekologiczne aktywistki. Wobec innych zagrożeń cywilizacyjnych, wobec wszechobecnych w żywności antybiotyków i środków ochrony roślin a także konserwantów, wobec przymusu szczepień dzieci szczepionkami zawierającymi rtęć, spaliny samochodowe wydają się być mało szkodliwym utrudnieniem codziennego życia. Smog, epidemia odry to typowe „strachy na lachy” umożliwiające władzom akceptację dla polityki społecznej i ekonomicznej dyktowanej przez Unię. Aż trudno uwierzyć, że można wytworzyć w społeczeństwie poczucie zagrożenia fikcyjnym czynnikiem, albo taką modę intelektualną czy obyczajową. To prawie jak epidemia me too, która opanowała zachodnie społeczeństwa.
Szczytujący w Katowicach ekolodzy i politycy wyznaczają dla społeczeństwa trendy. Niestety większość ich wypowiedzi to przysłowiowe bicie piany, albo jeszcze trafniej – czysty onanizm intelektualny.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
© Izabela Brodacka Falzmann
8 grudnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
8 grudnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz