Żeby się o tym przekonać musicie przeczytać książkę Klemensa Junoszy zatytułowaną „Pająki” a także jego drugą książkę, która mieści się w tym samym tomie i nosi tytuł „Czarnebłoto czyli pająki wiejskie”.
Ja chciałbym wyraźnie podkreślić, że książka ta to jest dokument epoki, a także wyraz pewnego głębokiego złudzenia, jakiemu ulega ludzkość co jakiś czas. Oto Klemensowi Junoszy wydawało się, że jeśli sportretuje społeczność żydowskich lichwiarzy Warszawy i przeciętnego małego miasteczka gdzieś na wschodzie kraju, to wpłynie w istotny sposób na zmianę obyczajów tych ludzi, a także skłoni ich może do asymilacji, albo porzucenia swojego niepięknego przecież fachu. Nie są to wszak jedyni Żydzi w Polsce, są jeszcze inni, kupcy, prawnicy, lekarze… Można się przecież zachowywać inaczej i inaczej myśleć. To jednak oni, lichwiarze są przedmiotem szczególnej uwagi wszystkich warstw społeczeństwa, albowiem przez ich ręce przechodzi gotówka, oni są także nadzorcami – rzeczywistymi, bo kontrolującymi ruch pieniądza – najbiedniejszych warstw społeczeństwa.
Powieści Klemensa Junoszy, choć napisane z inną intencją, niż ta, którą zreferuję odsłaniają przed nami pewien mechanizm, którego unieważnić nie można w żaden sposób. Można jedynie przejąć nad nim kontrolę i wykorzystać dla swoich celów. Jak to się stało, takie pytanie zadam na początek, że dziadzio Gancpomader, Lufterman, Jankiel Bas, Haskiel i Małka karczmarka, przejęli zarząd mikrokredytami dla najgorzej uposażonych, na obszarze tak wielkim jak Rzeczpospolita? To chyba proste – pan Jezus wyswobodził ludzi, a Polska wraz z Litwą wsławiły się tym, że zasady przezeń proponowane wcieliły w życie w wymiarach praktycznych. Tak więc organizacja taka jak reprezentowana przez wymienionych mogła działać tu swobodnie i rozwijać się żywiołowo. Ktoś powie, że to wcale nie jest dobrze, bo gdyby ich nie było, biednym żyłoby się łatwiej. Jasne, w takiej dla przykładu Anglii nie było ich od XIII wieku, a ludziom żyło się tak łatwo, że do dziś trzeba kłamać na ten temat ile wlezie, żeby w ogóle utrzymać jakąkolwiek dającą się zaakceptować narrację. Po roku 1533 zaś biedni w Anglii mieli wprost rajskie życie, jak znaleźli gdzieś zdechłego szczura, a niechby nawet był jeszcze trochę żywy, pochłaniali go w całości, nie zawracając sobie głowy skórowaniem zdobyczy. Być może trochę przesadzam, a być może nawet irytuję niektórych takim postawieniem sprawy, kiedy tu, prawda, trzeba wprost potępić żydowskich lichwiarzy i wyszydzić ich podnosząc własne zasady moralne, ponad ich podłą naturę. Ja tego nie zrobię, albowiem od dawna mam pewność, że spełnianie oczekiwań wynikających z emocjonalnych koniunktur nakręconych przez istoty nierozpoznane nie prowadzi daleko. Ot, kolejna nie jałowa dyskusja o przeniewierstwach Żydów i niemożności zrobienia z tym czegokolwiek. Nic, panie, nic się nie da zrobić….Pasza dla emocjonalnych głodomorów, którzy uwielbiają ekscytować się w grupie. To jest przebadane, przećwiczone i jawne, no i normalnie wstyd w tym uczestniczyć. Ja na pewno tego nie zrobię, ale też nie ma wpływu na ludzi, którzy chcą w tym uczestniczyć.
Kolejna kwestia – czy ludzie muszą się zadłużać u lichwiarzy? To istotne. Muszą, albowiem lichwiarz jedną ręką podsuwa kredyt, a drugą kreuje potrzeby, które ten kredyt ma zaspokoić. Dlatego najgłupsze co można zrobić, to wpasowywać się w drgania i koniunktury świata. To nie są żadne drgania tajemne i żadne okazje, ale pułapki.
Lichwiarz ponadto jest częścią skomplikowanego mechanizmu, który działa na ściśle określonym obszarze, poza który nie może wyjść. Lichwiarz jest jak tatarski wojownik – poddany dyscyplinie ekonomicznej. Tę zaś ograniczają jedynie twarde zasady innych organizacji w takiej dyscyplinie działających, w omawianym przypadku chrześcijańskich. Jeśli te są rozluźnione, jeśli słabną i miękną, przed lichwiarzem otwiera się łąka pełna kwiatów. Jednemu z drugim wydaje się, że weźmie raz, no może dwa, na coś, co jest mu potrzebne, ale w istocie nie jest, bo stanowi tylko emanację pewnych złudzeń, nie wynikających z tego o czym napisałem na początku czyli z wolności jaką nam darował Pan Jezus. No i szlus…po nim. W trakcie lektury Pająków i Czarnegobłota zauważycie pewnie, że bohaterowie książki zajmują się w zasadzie jednym – realizacją pokus. Te zaś są kreowane przez kogoś nierozpoznanego. Kto bowiem kazał szlachcicowi, prowadzącemu twardą ręką gospodarstwo, trzymającemu w tajemnicy swoje dochody, tak kierować życiem dorastającej córki, by zaplanować jej małżeństwo z bankrutem? No kto? Nikt, on się nabawił takich złudzeń sam z siebie. Żydom nie ufał, nie brał od nich pieniędzy i nie wpuszczał za próg. Pomysł na to jednak, by zrujnować życie dziecku skądś się w jego głowie wziął. Oczywiście, podsunęli mu to sami Żydzi, kreując bankruta na człowieka zamożnego i dając mu kredyt, nie w gotówce, bynajmniej, ale w zaufaniu. To ważne, bo tam bowiem, w tych brudnych sztetlach, w tych Czarnychbłotach, rodziła się nowoczesna psychologia. Freud był jedynie jej dopełnieniem. Najważniejszym towarem jakim handlowali Jankiel Bas, Haskiel i dziadzio Gancpomader nie były bowiem pieniądze. Było nim zaufanie. I tu dochodzimy do pozornego paradoksu. Jak to – zawoła ktoś – to przecież nikt ich nie lubił, wszyscy wiedzieli, że kredyt u lichwiarza to pułapka, skąd więc zaufanie! No właśnie skąd? Stąd, że członkowie organizacji innych niż ta, którą omawiamy porzucili własne zasady i własną dyscyplinę i zaczęli czcić jakieś inne bożki. Lichwiarze zaś zaczęli im imponować. Kredyt był najmniej upiorny z tych wszystkich bożków, o wiele gorsza była wiara w skuteczność organizacji lichwiarzy, którą swoim literackim kunsztem usiłuje wyszydzić Klemens Junosza. Tu się nie ma z czego śmiać, choć wielu próbuje. Lichwiarze bowiem obsługują nie branżę mikrokredytów jakby to opisał ktoś widzący świat jednowymiarowo, ale branżę pokus. Ich istnienie zaś tworzy nową pokusę, taką, której ulegli najpierw żydowscy asymilatorzy – pokusę reformy. Pokusa reformy, łagodnego i związanego z długim procesem społecznych przemian cywilizowania lichwiarzy. Ten sposób widzenia spraw to złudzenie wyprodukowane wprost przez diabła, albowiem bankowość nie ewoluuje. Ona może przybierać jakieś bardziej zindywidualizowane formy, ale nie zmienia się zasadniczo, specjalizacje zaś dotyczą jedynie obsługi kolejnych pokus. Teraz kolejne pytanie – kto podsuwa ludziom takie pokusy jak reforma? Ten kto chce przejąć branżę mikrokredytów i całą lichwiarską piramidę, a potem zarządzań nią centralnie. Nie z poziomu Czarnegobłota, ale z o wiele wyższego. On może żył sam złudzeniem, że reforma wydrze z rąk pachciarzy te masy gotówki, które się tam gdzieś na wschodzie przewalają niezagospodarowane lub zagospodarowywane nie po jego myśli, ale w końcu przestał. Wpadł na inny pomysł i lichwiarze zniknęli. Uff, można odetchnąć, mniejsza o okoliczności w jakich to znikanie się odbywało, najważniejsze, że ich już nie ma. A co jest? Co mamy dziś w zamian za Małkę, sprytną złodziejkę, w zamian za Haskiela szantażystę i Jankiela Basa, znawcę stosunków giełdowych? No i najważniejsze – co mamy w zamian za Uszera Engelmana, mędrca z miasteczka Czarnebłoto? Już mówię. Do mnie na przykład, kiedy zmniejsza mi się ilość pieniędzy na koncie, natychmiast dzwonią z banku i proponują kredyt. Jeśli się nie godzę, to proponują mi założenie kont dla dzieci, albo inne jakieś atrakcje. Prócz tego co jakiś czas dzwonią tu ludzie próbujący zaprosić mnie na darmowe badania odbywające się gdzieś w lokalu gastronomicznym, opcjonalnie do tych badań mogę sobie wybrać kupno garnków, albo pościeli. Mamy też urzędników, którzy co prawda nie wyglądają jak bohaterowie powieści Pająki, ale niech mi nikt nie mówi, że nie wyrastają z tego samego ducha.
Ktoś powie, że to nie to samo, bo ja mam wybór, mogę nie brać kredytu, mogę nie zakładać kont dzieciom i nie kupować garnków. A tamci nie mieli? Pan Jezus już dawno temu wyswobodził ludzi, ale to nie znaczy, że uwolnił ich od pokus. One pozostały i każdy musi się z nimi borykać na swój sposób. Największa zaś pokusa to ta, która dotyczy reform wielkich grup, a także uszczęśliwiania ich tu na ziemi. No, ale nie odpowiedziałem jeszcze kto zastąpił Uszera Engelmana na tym najszczęśliwszym ze światów. No przecież – Jacek Santorski i Magdalena Środa, to chyba jasne. I teraz sami zobaczcie ile straciliśmy…
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz