Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Frumentaria / W Ameryce stawiają sędziów pod ścianę

        Któż by nie chciał być bogatym i zdrowym, zamiast biednym i chorym? Takich ludzi chyba w ogóle nie ma, a jeśli nawet są, to są to wyjątki potwierdzające regułę.
Grakchus podczas przemowy do ludu
Toteż rządzący państwami muszą się z tą ludzką potrzebą liczyć, nawet gdy są władcami absolutnymi, a cóż dopiero, kiedy ich władza opiera się na „lotnym piasku masowych nastrojów” - jak to ma miejsce w demokracji? Władcą absolutnym był na przykład król pruski Fryderyk Wielki, ale i on przestrzegał następcę tronu, „pana neveu”, by zawsze liczył się z potrzebami junkrów, którzy w przeciwnym razie mogliby odmówić mu rekruta. Toteż nie dziwi nas wcale, że już w republice rzymskiej tacy bracia Grakchowie próbowali wkupić się w łasku plebsu, parcelując grunty publiczne.
Skończyło się to dla nich tragicznie, zgodnie z przestrogą, że „ręce za lud walczące lud sam poobcina”. Senatorowie, których interesy pozostawały w kolizji z ambicjami Grakchów, przy pomocy trybuna Marka Liwiusza Druzusa, przelicytowali go w demagogii; gdy np. Gajusz Grakchus proponował nadziały obciążone jednak nieznacznymi podatkami, to Druzus obiecywał je za darmo - i tak dalej. Lud oczywiście poszedł za Druzusem i w rezultacie zwłoki Gajusza Grakcha zostały wrzucone do Tybru. Ale pewne reformy, na przykład lex frumentaria, przetrwały nawet Republikę. Chodziło o to, by najubożsi mieszkańcy Rzymu mogli kupować z zasobów państwowych 5 modiów (prawie 44 litry) zboża za połowę ceny rynkowej. Apetyt wzrasta w miarę jedzenia, toteż już w okresie pryncypatu lud domagał się „panem et circenses” (chleba i igrzysk) za darmo – a co ciekawsze – jedno i drugie dostawał. W ten sposób cesarze kupowali sobie spokój społeczny, bo taki jeden z drugim plebejusz, najedzony darmowym „chlebem” i pochłonięty „igrzyskami”, nie miał chęci zajmowania się sprawami poważnymi, na przykład – czym się ta sielanka skończy. Dopóki Rzym podbijał coraz to nowe ziemie i nakładał daniny na podbitą ludność, wszystko było w porządku. Kiedy jednak, na skutek rozleniwienia obywateli rzymskich, wskutek czego w legionach służyli w większości Germanie oraz reformy wojskowej Septymiusza Sewera, który pozwolił legionistom na konkubinaty i małżeństwa, amia rzymska stopniowo utraciła dawną mobilność, a państwo z coraz większym trudem mogło już tylko bronić stanu posiadania, nastąpił bolesny powrót do rzeczywistości, w coraz większym stopniu kształtowanej przez barbarzyńskich najeźdźców. Wreszcie Cesarstwo Zachodnie w 476 roku upadło i nastały trzy „wieki ciemne”, rozproszone dopiero przez „renesans karoliński” na przełomie VII i VIII wieku. Ta historia powinna być przestrogą dla współczesnej Europy, ale – jak zauważył XVII - wieczny francuski aforysta Franciszek ks. de La Rochefoucauld – „tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego”.

        Skoro obyczaj kupowania przez władzę publiczną spokoju społecznego za rozmaite frumentaria nie tylko się utrzymał, ale w czasach nam współczesnym rozwinął do niebywałych rozmiarów, to warto zwrócić uwagę na drugą stronę medalu, to znaczy – koszty tego procederu. Na jeden z nich zwraca uwagę nasz pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki, pisząc we „Wstępie do bajek” - „był minister rzetelny, o sobie nie myślał”. Zresztą ksiądz biskup tylko w eleganckiej formie powtarza tu myśl wyrażoną w Starym Testamencie, gdzie m.in. czytamy: „Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu”. Cóż dopiero w sytuacji, gdy taki jeden z drugim wół ma do dyspozycji aparat przemocy i zasoby całego państwa? Już on tam niewątpliwie potrafi i własną gębę umoczyć w melasie, a także – stworzyć żerowisko dla swoich pretorianów, którzy w przeciwnym razie przestaną mu służyć. Oczywiście nie na koszt własny, co to, to nie, zresztą osobiste zasoby z pewnością okazałyby się niewystarczające. Dlatego do stworzenia żerowiska dla rosnącej nieustannie armii dobroczyńców ludzkości, a przynajmniej – dobroczyńców narodu - konieczne jest sięgnięcie po zasoby całego państwa. „Państwa” - czyli po zasoby obywateli, bo tylko oni, a nie „państwo”, wytwarzają bogactwo. Odbywa się to na trzy sposoby. Sposób pierwszy – podnoszenie podatków i „danin”. Jest ton skuteczny, ale tylko do pewnego stopnia, bo miłosierna Opatrzność wmontowała naturalny hamulec przeciwko nadmiernemu wyzyskowi fiskalnemu w postaci tzw. „efektu Laffera”. Chodzi o to, że przy podniesieniu podatków ponad pewien poziom, wpływy z tego tytułu gwałtownie maleją. Zatem, jeśli rząd nadal musi kupować sobie spokój społeczny i żywić rosnącą armię dobroczyńców ludzkości w postaci biurokracji, to musi zacząć wyprzedawać składniki majątku narodowego. To jednak jest sposób doraźny, bo raz sprzedanych składników majątku rząd drugi raz sprzedać już nie może. Musi zatem skorzystać ze sposobu trzeciego, to znaczy – z zaciągania długu publicznego. Jeśli rząd przyjmuje budżet z deficytem, to musi wypuścić obligacje, które następnie kupują przedstawiciele lichwiarskiej międzynarodówki. Po upływie czasu, na który taka obligacja opiewa, trzeba ją wykupić i zapłacić procent, którego wysokość zależy od tego, jak finansowi grandziarze oceniają wiarygodność takiego państwa. Na przykład, za rządów premiera Millera, rząd wypuścił obligacje 20-letnie na ponad miliard złotych i – o ile się orientuję – nie sprzedał ani jednej. Najwyraźniej finansowi grandziarze mieli wątpliwości, czy za 20 lat Polska będzie jeszcze istniała, a jeśli nawet – to czy będzie w stanie te obligacje „obsłużyć”. Ponieważ deficyt występuje każdego roku, to w rezultacie dług publiczny rośnie coraz szybciej; obecnie w Polsce z szybkością ok. 5 tys złotych na sekundę. Koszty obsługi długu publicznego kształtują się różnie, w zależności od wielu czynników, np. kursu walutowego. W roku 2012 koszty obsługi długu publicznego wyniosły 42 mld złotych, w roku 2013 – już 50 mld złotych. W roku 2017, uznanym przez rząd za rekordowo korzystny dla finansów publicznych, obsługa długu publicznego wyniosła około 32 mld złotych, co oznacza, że na obsługę długu publicznego Polska przeznacza WSZYSTKIE subwencje z Unii Europejskiej (ok. 28 mld złotych rocznie). W przeliczeniu na obywatela koszt obsługi długu publicznego w roku 2017 wyniósł ponad 900 zł rocznie. Dla 5-osobowej rodziny oznacza to wydatek rzędu prawie 5 tys. złotych rocznie tylko na obsługę długu publicznego, a przecież są jeszcze inne podatki. Dzięki programowi „500 plus” rodzina ta dostanie 12 tys. złotych miesięcznie, ale jeśli odejmiemy od tego przypadający na nią koszt obsługi długu publicznego, a także przynajmniej podatek VAT na artykuły dla dzieci (23 proc. - jak na towary luksusowe), to może się okazać, że wbrew propagandzie skórka nie warta jest wyprawki.

        Powiedzmy jednak, że program „500 plus” to nic innego, jak rodzaj zwrotu podatku rodzinie z dziećmi. No dobrze – ale zamiast najpierw pobierać te wszystkie podatki, a potem niewielką ich część zwracać – czy nie prościej byłoby odpowiednio zmniejszyć podatki, to znaczy – nie pobierać ich tyle, ile się pobiera? Z pewnością tak – ale co by z tego miała biurokracja? Nie miałaby nic – i dlatego właśnie rządy preferują TYLKO TAKIE zbawienne rozwiązania, które wychodzą naprzeciw oczekiwaniom biurokracji.


W Ameryce stawiają sędziów pod ścianę

        Ach, cóż byśmy zrobili bez Honorables Correspondants? Nic, a w każdym razie – niewiele, podobnie zresztą jak i płomienni obrońcy demokracji i praworządności, tworzący obóz zdrady i zaprzaństwa. Oczywiście obóz zdrady i zaprzaństwa żadnych Honorables Correspondats nie ma, bo to by było contradictio in adiecto, czyli sprzeczność sama w sobie. Skąd honor, nawet korespondencyjny, w obozie zdrady i zaprzaństwa? Żadnego honoru tam być nie może, tylko łajdactwo, sprzedajność i dyspozycyjność względem Związku Radzieckiego. Bo od roku 1944 nic się pod tym względem nie zmieniło, z wyjątkiem tego, że Związek Radziecki zmienia położenie. Raz jest na Wschodzie, innym razem – na Zachodzie – ale tak czy owak, dyspozycyjność wobec niego dla uczestników obozu zdrady i zaprzaństwa niezmiennie pozostaje najwyższym nakazem. W zamian za to obóz zdrady i zaprzaństwa dostaje radosny przywilej pasożytowania na historycznym narodzie polskim, który od roku 1944 zmuszony jest dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Ta wspólnota raz występuje pod czerwonym sztandarem socjalizmu, organizacyjnie ujęta przez RAZWIEDUPR w ramy PPR, czy PZPR, a innym razem, w zależności o potrzeb, pod sztandarem demokracji albo praworządności albo wreszcie – pod tęczowym sztandarem sodomitów – jak tam sobie to skalkuluje niemiecka BND, a organizacyjnie – w Stronnictwie Pruskim, za którego polityczną ekspozyturę uważam Platformę Obywatelską. W jej szeregach jest na przykład Wielce Czcigodny Andrzej Halicki i sam nie wiem dlaczego, ile razy tylko na niego popatrzę, to zaraz przypomina mi się fragment „Refleksji z nieudanych rekolekcji paryskich” autorstwa Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: „A w tłumie wciąż te same twarze – oszusta i potępionego”. Oczywiście Platforma Obywatelska nie jest w obozie zdrady i zaprzaństwa elementem jedynym. Znaczną jego część stanowią bowiem Konfidenci Od Dukaczewskiego (KOD) i rozmaici „Obywatele”, mobilizowani ad hoc. W ramach operacji odzyskiwania przez Niemcy politycznych wpływów w naszym nieszczęśliwym kraju, ta Dukaczewszczyzna wykonuje zadania zlecone – teraz akurat na odcinku praworządności. Ponieważ obecnie, z uwagi na kanikuły, jesteśmy na etapie harców, Dukaczewszyzna urządza happeningi polegające na ubieraniu pomników w koszulki z napisem „konstytucja”. Ubiera – ale ostrożnie – bo nie słyszałem, żeby chociaż jedną koszulkę konstytucyjną Konfidenci Od Dukaczewskiego ośmielili się umieścić na pomniku Bohaterów Getta, chociaż oni też walczyli o demokrację, praworządność i konstytucję. Ale – co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – o czym pan generał Marek Dukaczewski najwyraźniej pamięta i stąd ta ostrożna selektywność. I kiedy Konfidenci Od Dukaczewskiego uwijają się przy koszulkach, to sędziowie Sądu Najwyższego uwijają się na odcinku im wyznaczonym i wysyłają „pytania prejudycjalne” do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w nadziei, ze tamtejsi przebierańcy, w ramach zadań wyznaczonych na ich odcinku, będą nad tymi pytaniami deliberowali i deliberowali – aż wreszcie Nasza Złota Pani wyda rozkaz, by w naszym nieszczęśliwym kraju dokonać politycznego przesilenia. Czy będzie miało ono postać erupcji kretynizmu prawniczego, czy też „wołynki” w wykonaniu zadaniowanych przez BND banderowców – to się jeszcze okaże – ale na razie rząd wydaje się dreptać w miejscu, jakby był zahipnotyzowany nimbem Sądu Najwyższego i bezsilny wobec rozlewającej się anarchii. Zresztą kto wie – może ta postawa nie wynika z zahipnotyzowania przebierańcami, tylko z innych przyczyn? Stawiam to pytanie, bo niedawno JE abp Wojciech Polak wystąpił z deklaracją, że popieranie jednej partii Kościołowi „szkodzi” i skrytykował projekt ordynacji wyborczej, który rzeczywiście preferuje partie duże, blokując możliwości ugrupowaniom małym. Warto zwrócić uwagę, że PiS wychodzi w ten sposób naprzeciw Platformie Obywatelskiej, która dzięki temu może zachować postawę mocarstwową wobec pulchnych panienek z Nowoczesnej i PSL, podobnie jak PiS wobec Wielce Czcigodnego Pawła Kukiza. O takim pomyśle otwartym tekstem opowiadał przed laty w Klubie Ronina, kiedy jeszcze uchodził za „trzeciego bliźniaka” – że mianowicie celem PiS jest doprowadzenie do utworzenia w Polsce systemu dwupartyjnego, w ramach którego raz administrowałby naszym nieszczęśliwym krajem obóz władzy i zaprzaństwa, a innym razem – obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. Ciekawe, że dotychczas takie pomysły Kościołowi nie szkodziły, a zaszkodziły dopiero teraz, gdy eskalacja napięcia w naszym nieszczęśliwym kraju zmierza do nieuchronnego przesilenia. Najwyraźniej Episkopat już coś wie, czego opinia publiczna nie wie i próbuje się w tej przyszłej sytuacji jakoś odnaleźć w nadziei, że nie straci ani na prestiżu, ani na innych korzyściach. Jak tam będzie, tak tam będzie, bo – jak mówił dobry wojak Szwejk – jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.

        Po tej uspokajającej konstatacji możemy wrócić do Honorables Correspondants, bez których… – i tak dalej. Otóż jeden z moich Honorables Correspondants, pan Marek z USA przekazał mi informację o postawieniu w dniu 9 sierpnia br. Sądu Najwyższego stanu Zachodniej Wirginii przez tamtejszą stanową legislaturę w stan oskarżenia, między innymi pod zarzutami korupcji, niekompetencji i bałaganiarstwa. A oto fragment tej wiadomości: „The West Virginia House Judiciary Committee voted this week to impeat the state`s entire Supreme Court. (…) The articles charge the justices with maladministration, corruption, incompetency, neglets of duty and certain hight crimes.” Jak informuje mój Honorable Correspondant, ta procedura jest pierwszym krokiem do usunięcia z urzędu wszystkich sędziów Sądu Najwyższego stanu Zachodnia Wirginia. Zwróćmy uwagę, że takie rzeczy dzieją się w Stanach Zjednoczonych, ojczyźnie demokracji, która uczestniczyła w wytarzaniu naszego nieszczęśliwego kraju w smole i pierzu z powodu nowelizacji ustawy o IPN. Ale skoro nasi Umiłowani Przywódcy pozwalają się tak traktować, to nic dziwnego, że Polska jest tak traktowana. Mniejsza zresztą z tym, bo okazuje się, że nawet w demokracji, której pan generał Marek Dukaczewski chyba nie ośmieliłby się niczego zarzucić, można Sąd Najwyższy wziąć pod obcasy i nikomu z tego powodu nie pęknie serce gorejące. Dlaczego w takim razie nie można tego samego zrobić u nas?

        Lęgnie mi się straszliwe podejrzenie, że dlatego, iż tak naprawdę rząd chce doprowadzić do eskalacji politycznej wojny i przesilenia, żeby w ten sposób zachować niewinność, gdy na skutek realizacji żydowskich roszczeń wobec Polski, nasz nieszczęśliwy kraj dostanie się pod żydowską okupację. Płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm zrzucą winę za to na obóz zdrady i zaprzaństwa w nadziei, że wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego z rozczuleniem i nostalgią będą go wspominali w nocnych rodaków rozmowach.


© Stanisław Michalkiewicz
12, 14 sierpnia 2018
www.Michalkiewicz.pl / www.MagnaPolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © domena publiczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2