W tym przypadku potęga głupoty przejawia się nie w enuncjacjach aktorskiego demi-mondu czy lachociągów z kręgów literackich nagród spon-sorosowanych przez rozmaitych „filantropów” – bo tu przejawia się właśnie
tandeta i małpiarnia – ale w enuncjacjach niektórych polityków. Rzec można – głupota błazenady doznaje wzmocnienia, potężnieje, gdy podejmuje ją i uprawia polityk. Wtedy, w istocie, staje się niebezpieczna.
Właśnie najwyższe czynniki rządowe podjęły wątek suflowany przez ambasadoressę Azari i dalej zapewniać, że „rząd polski zwalczać będzie wszelkie przejawy antysemityzmu”. Ma się rozumieć – na równi z „przejawami antypolonizmu”.
Rodzi się przecież pytanie, kto określać będzie, co to jest „antysemityzm”, a co – „antypolonizm”, no i czy mamy już do czynienia z „przejawem”, czy jeszcze nie, czy jeszcze ów „anty…izm” pozostaje w sferze „nieobjawienia się”, w sferze utajonej, dojrzewającej dopiero do przejawienia się… Czy powstanie jakiś wspólny izraelsko-polski organ międzypaństwowy , który powoła odpowiednie, wyspecjalizowane służby do penetrowania tego „ciemnego obszaru”: wczesnego rozpoznawania go, profilaktyki?...Taki organ miałby prze sobą wspaniałą przyszłość: wymagałby przecież rozbudowanej sieci nie tylko konfidentów, ale i prowokatorów, że nie wspomnimy już o niezbędnej gminno-powiatowo-wojewódzkiej strukturze takiego międzyrządowego pionu i jego możliwym budżecie!
Z kręgów zbliżonych do „pełnomocnika rządu do kontaktów z diasporą żydowską na świecie” (jest taki urząd – o, potęgo politycznej głupoty!) dowiaduję się, że w tych kręgach dojrzewa do „objawienia się” projekt powołania w każdym polskim miasteczku „izby pamięci poświęconej holocaustowi i tradycji żydowskiej”…
Więc najpierw skromne izby pamięci… Cóż, wszelkie początki są skromne. Nie sposób przecież przeoczyć, że każda taka „izba pamięci” – w Mławie, Wąchocku, Kłaju czy w Radymnie – musiałaby zostać umieszczona w konkretnej nieruchomości, dostać etatowego opiekuna i roczny budżet na d z i a ł a l n o ś ć e d u k a c y j n ą, o której w punkcie 3 wspomina projekt ustawy JUST złożony w amerykańskim Kongresie , gdzie oczekuje ostatecznego uchwalenia a potem już tylko podpisu prezydenta. Obowiązkowe wycieczki młodzieży szkolnej do takich izb pamięci byłyby już tylko kwestią ministerialnego rozporządzenia?...Sądząc po zaniepokojeniu, jakie w związku z „falą antysemityzmu” przejawił niedawno aż minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin – minister zwykłej edukacji długo nie opierałby się chyba wydaniu takiego rozporządzenia?...Do takich izb pamięci można by rozprowadzać także strumień młodzieży żydowskiej, kierowany dotąd wyłącznie do Oświęcimia, co wymagałoby, naturalnie, stosownej rozbudowy takich izb pamięci w ośrodki - najpierw - „pamięci i dialogu”, potem „ dialogu i edukacji”, nieco później – „edukacji i innych celów” – co wypełniałoby już bez reszty treść artykułu 3 projektu ustawy JUST złożonej w amerykańskim Kongresie 12 grudnia ub. roku („e d u k a c j a o h o l o k a u ś c i e i i n n e c e l e ” ! ), wobec której rząd polski premiera Morawieckiego uporczywie milczy od 3 miesięcy tak, iż wydaje się, jakby było to milczenie starannie zaplanowane. W myśl taktyki: na razie milczymy jak grób i nie kiwamy nawet palcem w bucie, a dopiero po podpisaniu ustawy przez Trumpa – poskarżymy się Narodowi: Nic nie możemy na to poradzić?...
Zapewne nie wypadałoby, żeby w takich „izbach edukacji i innych celów” pracowali Polacy: jeśli już, to raczej żydowskiego pochodzenia lub osiedleni Żydzi?…
Revenons a nos moutons, „wróćmy do naszych baranów”, czyli do przejawień „anty-izmów”. Zamiast „wspólnego, międzyrządowego organu” śledczego i wspólnego definiowania obydwu „anty-izmów” można pozostawić każdej stronie interpretację konkretnego „anty-izmu”. Są tu możliwe trzy warianty.
Pierwszy: strona polska interpretuje sobie, co to jest „antypolonizm” i go ściga wedle własnego prawa, a strona żydowska interpretuje sobie, co to jest „antysemityzm” i ściga go wedle własnego prawa. Ale ten wariant zakwestionowała właśnie strona izraelska, atakując nowelizację ustawy o IPN! Jest wariant drugi: strona polska interpretuje sobie, co to jest „antysemityzm” i ściga go wedle własnego prawa, a strona żydowska – co to jest „antypolonizm” i ściga go po swojemu. Jest i wariant trzeci: strona polska interpretuje sobie zarówno co to jest „antypolonizm i antysemityzm”, ścigając obydwa „anty-izmy” wedle własnego prawa, a strona żydowska interpretuje sobie po swojemu i po swojemu ściga.
Przypomina to jako żywo bardzo starą bajeczkę o ptaszku kiwi-kiwi i muszce tse-tse, która znała świetnie zasadę cyrkulacji. Otóż ptaszek kiwi-kiwi połknął razu pewnego muszkę tse-tse dzióbkiem, ale – znając świetnie zasadę cyrkulacji- muszka tse-tse uciekła mu nie-dzióbkiem. Ptaszek kiwi-kiwi połknął więc muszkę tse-tse nie-dzióbkiem, ale – znając świetnie zasadę cyrkulacji – uciekła mu dzióbkiem. Ptaszek kiwi-kiwi połknął zatem muszkę dzióbkiem, a nie-dzióbek wsadził w piasek – ale sprytna muszka, znając zasadę cyrkulacji - wymknęła się z powrotem dzióbkiem. Połknął ją więc nie–dzióbkiem a dzióbek wsadził w piasek - ale sprytna muszka, wprawna w zasadzie cyrkulacji – zwiała teraz nie-dzióbkiem. Wtedy ptaszek kiwi- kiwi połknął muszkę tse-tse dzióbkiem, wsadził dzióbek w nie-dzióbek mówiąc: A cyrkuluj sobie do usranej śmierci!
Właśnie głośny spór z Izraelem o nowelizację ustawy IPN-owskiej, w kontekście projektu ustawy JUST, oczekującym uchwalenia w Kongresie przy kompletnym milczeniu strony polskiej, przypomniał mi tę bajeczkę.
© Marian Miszalski
25 marca 2018
źródło publikacji:
www.marianmiszalski.pl
25 marca 2018
źródło publikacji:
www.marianmiszalski.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz