Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Mieszane uczucia. Sytuacja jest świetna, ale nie beznadziejna

        Po gospodarskiej wizycie, jaką Nasza Złota Pani złożyła w Warszawie zaraz potem, jak Bundestag zatwierdził ją na kolejną kanclerską kadencję, w środowisku rządowych klakierów zapanował nastrój bliski euforii. Ale bo też Nasza Złota Pani tym razem nie pokazała żadnego kija, jak przed wizytą 7 lutego 2017 roku, tylko była słodka, niczym król francuski. Bo trzeba nam wiedzieć, że wśród właściwości francuskiego króla była również ta, że był „słodki”. Tak w każdym razie mówił nam na pierwszym roku prawa na UMCS w Lublinie prof. Witold Sawicki.
Prezydent Emmanuel Macron jest zaledwie elizejskim cieniem francuskich królów, ale nawet i na niego część tamtej słodyczy musiała skapnąć, bo skądże inaczej Nasza Złota Pani mogłaby nabrać przynajmniej tyle słodyczy, by oczarować rządowych klakierów w Warszawie. Dużo tego nie trzeba, więc wystarczyło, by otarła się o francuskiego prezydenta podczas wizyty w Paryżu, by w Warszawie stworzyć wrażenie, że słodyczą ocieka. Toteż rządowi klakierzy zaraz orzekli, że oto Polska wkroczyła w okres mocarstwowy, że jest europejskim rozgrywającym i w ogóle. Okazuje się, że po doznanych zewsząd cięgach niewiele potrzeba dla poprawy samopoczucia, że dobra psu i mucha.

        Dlaczego jednak Nasza Złota Pani składała się w Warszawie, jak scyzoryk? Składa się na to, jak sądzę, kilka przyczyn. Po pierwsze – Nasza Złota chciała zorientować się, od której strony najlepiej będzie Polskę zoperować, bo po ciamajdanie z grudnia 2016 roku nie może polegać ani na starych kiejkutach, ani na informacjach dostarczanych przez Obywateli SB i innych folksdojczów. W takiej sytuacji najlepiej się umizgać, na podobieństwo dobrego ubeka – toteż się umizgała. Zauważyła, że Polska przyjmuje bisurmanów z Ukrainy, więc jeśli nawet nie chciała zgodzić się na wyznaczone przez nią kontyngenty bisurmanów bisurmańskich, to nic takiego. Nie zachwycała się też koncepcją „Europy dwóch prędkości”, która w przełożeniu na język ludzki polega na tym, że decyzje mają być podejmowane w szczupłym gronie załogi „Festung Europa”, a następnie przekazywane do wykonania peryferiom. Przeciwnie – Nasza Złota wyraziła pragnienie ożywienia współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego. Jużci – wszystko, byle nie projekt Trójmorza, który w lipcu ub. roku obiecał „wspierać” Donald Trump. Po drugie – Tenże Donald Trump właśnie skrytykował budowę Nord Stream II, a rzeczniczka Departamentu Stanu wyjaśniła, w czym rzecz. Nord Stream II jest dla Europy głęboko szkodliwy, bo – po pierwsze – przynosi szkodę Ukrainie. Gdyby nie było tych omijających Ukrainę rurociągów, to mogłaby ona korzystać z ruskiego gazu nawet i za darmo. Pozbawienie Ukrainy takiej możliwości jest ze strony zimnego ruskiego czekisty Putina aktem bezprzykładnej wrogości, toteż nic dziwnego, że pan premier Morawiecki w całej rozciągłości ten pogląd poparł. Esperons, że to poparcie usłyszał ktoś, kto powinien i może dzięki temu szlaban do Białego Domu zostanie uchylony. Niezależnie od tego szkodliwość Nord Stream II dla Europy polega również na tym, że blokuje on dywersyfikację dostaw gazu. Europa będzie kupowała ruski gaz od Gazpromu, a nie od Stanów Zjednoczonych. Ale jak Europa kupuje ruski gaz od Gazpromu, to nie ma dywersyfikacji, a jakby kupowała od USA, to dywersyfikacja by była nawet wtedy, gdyby USA sprzedawały Europie gaz uprzednio kupiony od Gazpromu, doliczając oczywiście odpowiednią marżę. Nasi Umilowani Przywódcy słuchają tych wyjaśnień z pełnym zrozumieniem i pokorą, bo jużci – za poparcie projektu Trójmorza trzeba będzie jakoś zapłacić – ale Nasza Złota Pani musi takich rzeczy słuchać z prawdziwą przykrością, jako kolejnej próby niszczącej strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie. Tymczasem strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie jest owocem niemieckiego nawrócenia na linię polityczną kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. A tu jak na złość Angielczyków rzesza blada odkryła, że ruscy szachiści w biały dzień na terenie Wielkiej Brytanii otruli dawnego ruskiego szpiona „nowiczokiem”, którym przy okazji zatruła się jego córka, a nawet policjant, który pierwszy ich znalazł. Wielka Brytania natychmiast wydaliła grono ruskich dyplomatów, na co Kreml zareagował symetrycznie, ale wiadomo, że dyplomaci, to tylko wstęp, po którym następuje, a przynajmniej powinna nastąpić eskalacja. Nie bardzo jednak wiadomo, jak ruskim szachistom dokuczyć, więc na razie pomysły koncentrują się na znalezieniu jakiejś formy bojkotu mistrzostw futbolowych, jakie wkrótce mają się rozpocząć właśnie w Rosji. Zaletą takiego pomysłu jest jego bezpieczeństwo; groźnie kiwamy palcem w bucie, w sferze symbolicznej, bo w sferze przemysłu rozrywkowego. Ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych, bo pełny bojkot może rozgniewać do żywego angielskich kibiców, z którymi wiadomo – nie ma żartów, toteż najtęższe głowy kombinują, jak by tu ruskie rozgrywki zbojkotować, zapewniając jednocześnie futbolistom udział w mistrzostwach. Tu na znakomity pomysł wpadł pan prezydent Andrzej Duda, który ogłosił, że nie pojedzie na otwarcie tych mistrzostw, ale oczywiście polska reprezentacja nie dozna żadnych przeszkód. Jestem pewien, że kiedy zimny ruski czekista Putin to usłyszał, to ze zmartwienia dostał serca palpitacji i te hercklekoty całkiem zepsuły mu smak szampana po spektakularnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich. I chociaż pan prezydent Duda, podobnie jak premier Morawiecki może dzięki tej gorliwości uzyskać uchylenie szlabanu do Białego Domu, którego poza tym tak naprawdę nigdy nie było, to prezydent Donald Trump najwyraźniej musiał uznać, że to wystarczy i zapowiedział spotkanie z zimnym ruskim czekistą. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie, więc o ile pan prezydent Duda, podobnie jak premier Morawiecki, musi się zrehabilitować po „rozczarowaniu”, jakie sprawił zdymisjonowanemu już sekretarzowi stanu Rexowi Tillersonowi, o tyle prezydent Trump niczego nie musi. Nie wiadomo tedy, czy podczas tego spotkania poobrywa prezydentowi Putinowi uszy, czy przeciwnie – zrobi z nim serdecznego niedźwiedzia – więc Nasza Złota Pani może z tego powodu odczuwać ukłucia zazdrości. Jeszcze bowiem tego by brakowało, gdyby o istnieniu, czy trwałości strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego decydować mieli Anglosasi. Toteż niemiecki owczarek Jan Klaudiusz Juncker w imieniu Komisji Europejskiej pogratulował prezydentowi Putinowi wyborczego zwycięstwa z niespotykaną czołobitnością, a Komisja Europejska, której ton nadaje drugi niemiecki owczarek Franciszek Timmermans, dała do zrozumienia, że warszawskie umizgi Naszej Złotej Pani nie mają najmniejszego wpływu na nieubłagane stanowisko w sprawie stanu demokracji i praworządności w Polsce. Toteż expose ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza było pełne utyskiwań na Unię Europejską – że nie taka, że nie w tę stronę i tak dalej – aż Naczelnik Państwa, który wcześniej był przez niego z treścią expose zapoznany, nie chciał wysłuchiwać tych gorzkich żalów po raz drugi i pod pretekstem niedyspozycji zdrowotnej nie pojawił się w Sejmie.

Mieszane uczucia


        Za głębokiej komuny postawiono w Berlinie Wschodnim pomnik „Żołnierza Polskiego i Niemieckiego Antyfaszysty”. Doktor Zarach, z którym wtedy rozmawiałem, mówił, że to pomnik „nieznanego antyfaszysty”. Kiedy zapytałem go – dlaczego „nieznanego”, obejrzał się do tyłu, a potem powiedział: bo znanego nie było. Nie jest to do końca prawdą, bo było w Niemczech, nieliczne wprawdzie, niemniej działające w Monachium z pobudek ideowych Stowarzyszenie Białej Róży. Działało ono głównie poprzez akcje ulotkowe w latach 1942 – 1943, kiedy to cała piątka została ścięta na mocy wyroku niezawisłego sędziego Rolanda Freislera – takiego hitlerowskiego Stefana Michnika. Historia tych pięknych i dzielnych ludzi nie jest szeroko znana, między innymi dlatego, że monopol na martyrologię wojenną coraz zachłanniej zawłaszczają żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, które – podobnie jak źli „naziści” – nawet z nieboszczyków potrafią wycisnąć forsę, jak nie na produkcji mydła, to na „roszczeniach”.

        Jednym z narzędzi zawłaszczania tego monopolu jest tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, a więc wstawiony do ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej z 1998 roku przepis, przewidujący odpowiedzialność karną za każdą próbę podważania zatwierdzonej do wierzenia wersji historii II wojny światowej, a zwłaszcza – tak zwanego „holokaustu”, czyli masakry europejskich Żydów przez Niemców. Te wersje kształtowane są zarówno pod kątem umacniania żydowskiego monopolu na bycie ofiarami II wojny, jak i możliwości wyciskania szmalcu. Historyczna prawda jest na dalszym planie, o ile w ogóle, bo dominuje prawda etapu. Toteż o ile teraz jeszcze eksponowany jest wątek martyrologiczny, bo póki co, z tego największe profity, to w tle już majaczy wersja heroiczna, na czasy, które nadejdą. Kiedy już umrze ostatni świadek II wojny, a tresura osiągnie swoje cele, wtedy bohaterem II wojny światowej i pogromcą nazistów okaże się Tewje Bielski, który – o ile koordynacja żydowskiej polityki historycznej z polityka historyczną niemiecką wytrzyma próbę czasu – do spółki z pułkownikiem Stauffenbergiem rozgromił nazistów, co to w ramach ostatnich podrygów urządzili Powstanie Warszawskie, a potem rozproszyli w nocy i mgle, aż dopiero Jesse Lehrich, nie ruszając się z Ameryki, spenetrował prawdę, że po różnych perypetiach musieli schronić się w Polsce, gdzie w liczbie 60 tysięcy objawili się na Marszu Niepodległości w Warszawie. Tylko patrzeć, jak Steven Spielberg, oczywiście za stosownym wynagrodzeniem, nakręci jeden, albo i całą serię filmów na ten temat, oczywiście dodają odpowiedniego „dramatyzmu”, jako że prawda jest „nudna” – co już przy okazji „Listy Schindlera” zauważył pan red. Tomasz Jastrun. Im bardziej „nudna”, tym większymi porcjami „dramatyzmu” trzeba ją szprycować, więc może nawet jeden Steven Spielberg nie wystarczy i po Oskary ruszy zgraja tubylczych ambicjonerów, którzy będą kręcić zgodnie ze wskazówkami Sanhedrynu, podobnie jak kiedyś – zgodnie ze wskazówkami Partii.

        Toteż kiedy pan prezydent Duda dopuścił się felonii wobec swego wynalazcy, czyli Jarosława Kaczyńskiego, który – podobnie jak wcześniej Lecha Wałęsę – nastręczył go naiwnym Polakom na prezydenta, w niektórych głowach pojawiły się pomysły, by skorzystać z tego samego narzędzia, przy pomocy którego Żydzi umacniają swój monopol na prawdę i tak doszło do nowelizacji ustawy o IPN, do której obok art 55 o kłamstwie oświęcimskim, dopisany został art. 55 a – o kłamstwie „obozowym”, to znaczy – o karalności opowieści o „polskich obozach zagłady”. Jak przystało na safandułów, stworzony został tylko pewien pozór, namiastka groźnego kiwania palcem w bucie, bo nowelizacja otwiera oszczercom wrota w postaci bezkarności szkalowania w „dziełach naukowych” i „artystycznych”. Ponieważ dzisiaj za „naukę” uważa się nawet studia genderowe, a produkcjami artystycznymi są gówna w słoikach, to możliwości są nieograniczone. Ale – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie – toteż środowiska żydowskie z Izraelem na czele zawrzały gniewem na takie próby podważania żydowskiego monopolu na ustalanie prawdy i klangor podniósł się na cały świat – aż nawet Nasz Najważniejszy Sojusznik się zaniepokoił i szerokimi ustami rzeczniczki Departamentu Stanu ostrzegł, że jeśli Polska się nie ustatkuje, to może narazić na szwank swoje „interesy strategiczne”. Cóż innego mógłby powiedzieć nam Leonid Breżniew? Toteż kiedy Nasza Złota Pani na miniony poniedziałek zapowiedziała się do Warszawy z gospodarską wizytą, zaraz się okazało, że nowelizacja ustawy o IPN jest „częściowo niekonstytucyjna”, a poza tym naraża Polskę na kompromitację, gdy nie byłaby w stanie wyegzekwować prawomocnych wyroków własnych sądów. Podobnie ustawy „reformujące sądownictwo”, które w ramach felonii zawetował prezydent Duda. Słowem – odwrót na całej linii, aż Naczelnik Państwa, gwoli uniknięcia sromoty, musiał schronić się pod flagą z Czerwonym Krzyżem, jako pacjent przeziębiony. Myszy harcują, gdy kota nie czują, więc i pan prezydent Duda wykombinował sobie nowe święto, tak, jak księża biskupi nowy grzech „antysemityzmu” i na 24 marca wyznaczył Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów.

        Rzeczywiście sporo takich Polaków było i nawet część ich jest znana jako Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata – ale ustanawianie takiego święta państwowego budzi we mnie tak zwane mieszane uczucia. Nawet nie ze względu na to jak niektórzy „uratowani” dokazywali potem w charakterze ubeckich oprawców, a obecnie, w kolejnych pokoleniach – jak dokazują w charakterze oszczerców Polski. Pomijam też intencje samego pana prezydenta, których nie znam, natomiast moment, w którym to święto zostało proklamowane skłania do podejrzeń, iż pan prezydent może kierować się pragnieniem poprawienia sobie własnego wizerunku w sytuacji, gdy krążą fałszywe, chociaż z drugiej strony – energicznie zdementowane pogłoski – jakoby miał szlaban w dostępie do Białego Domu. Ale to drobiazg niewątpliwy, nawet gdyby tak właśnie było, bo ważniejsze jest co innego. Morał z tego święta jest bowiem taki, że poświęcanie się dla Żydów nawet za wszelką cenę, należy do podstawowego i oczywistego obowiązku każdego Polaka. Niezależnie tedy od intencji przyświecających panu prezydentowi, to święto może stać się ważnym elementem tak zwanej „pedagogiki wstydu”, którą wobec naszego mniej wartościowego narodu tubylczego aplikują niestrudzenie nie tylko różne żydowskie gremia zagraniczne, ale i inspirowana przez nie i finansowana piąta kolumna w kraju. Ledwo tylko pan prezydent proklamował to święto, już rozpoczęła się licytacja, kto się w ratowaniu Żydów bardziej zasłużył i w charakterze pierwszego licytanta wystąpił Kościół katolicki, przez środowiska żydowskie oskarżany jako główny sprawca antysemityzmu. Skoro już licytacja się rozpoczęła, to inne środowiska nie zechcą zostać przelicytowane i też będą przypominały swoje wobec Żydów zasługi. W rezultacie dojdzie do sytuacji, w której ktoś, kto nie oświadczy się z gotowością nieograniczonego poświęcenia dla Żydów, zostanie nieubłaganym palcem napiętnowany jako „antysemita”, co – jak wiadomo – jest nie tylko rodzajem przestępstwa, ale i grzechem, za który winowajca będzie smażył się w piekle i przez całą wieczność będzie go bolało.


© Stanisław Michalkiewicz
24-25 marca 2018
www.magnapolonia.org / www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2