motto IIZnów, jak za komuny, prawdziwe życie intelektualne, prawdziwe dyskusje, analizy, nawet wiadomości „zeszły do podziemia”, do internetu, na razie mało cenzurowanego. [Malkontenci - nie narzekać! Będzie gorzej!]
Stary kawaler, mieszkający sobie z wiernym papugiem, jednak żeni się. Ostrzega papuga: Pamiętaj, zachowaj dyskrecję, siedź odwrócony. Inaczej oddam cię do ZOO. Papug siedzi lojalnie. Państwo młodzi szykują się do podróży poślubnej. Żona nie może zmieścić w walizie wszystkich koniecznych kiecek, mąż pomaga zamknąć walizę. Ona zdyszana „Kolanem, kolanem!!”. Papug poddaje się: „Choćbym miał zdechnąć w ZOO, to tę figurę obejrzę”
W latach 80-tych zeszłego wieku nasze, odbijane „na ramce” teksty i analizy były tępione, ale też – co celniejsze były tajnie odbijane, przedrukowywane dla członków Komitetu Centralnego, a bardziej trefne tylko dla Biura Politycznego. Rządzący zawsze potrzebują prawdy, choćby ją ze wszystkich sił ukrywali przed rządzonymi.
Wtedy niektóre wydawnictwa podziemne [np. BAZA, Wyd. 3 Maja] były prowadzone nie tylko przez agentów, ale i oficerów SB czy Informacji. Czasem dalej wydawały dobre książki, teksty, tak dla kamuflażu, jak i z potrzeb, zainteresowań tych oficerów czy ich szefów.
To - czyli wciskanie „do podziemia, czyli do portali agentury - teraz się powtarza; z oporem [naszym], ale i z uporem [ich] .
Tylko teraz większy nacisk położono na zepsucie, zdyskredytowania porządnych publicystów, tytułów, portali i sprowadzanie ich do poziomu tub propagandowych.
Metody SB, stałe, stare, prostackie: korek, worek i rozporek.
Znamy przecież przypadek oświnienia, oślinienia Bezkompromisowego Redaktora moralistę poprzez śliczną, niewinną panienkę. Znamy przykłady rozpicia Redaktora przez nowych pomocników. Przykładów tych nie podam, chociaż cisną się pod kulkę długopisu [nie nauczyłem się pisać wprost na klawiaturę].
Ale metodę „worek” [pokusy pieniężne] opiszę.
1. „Na sponsora”.
Masz poczytny portal, dorobiłeś się go ciężką pracą. Nagle pojawia się patriotyczny sponsor. Ponieważ z trudem wiążesz koniec z końcem, a żona-dzieci narzekają, z ulgą przyjmujesz pomoc. Jednak sponsor dodaje nowych Autorów, nowe tematy i dziwne kierunki. I tak, po pół roku lądujesz wśród, jakżeż wcześniej zwalczanej - agentury. Część czytelników to po pewnym czasie widzi, odchodzi, inni się gorszą, tj. stają się gorsi.
Mam przed oczami dwa, trzy takie aktualne przykłady.
2. „Na reklamy”.
Przy poczytnym, odważnym portalu to duża pokusa, można podobno „wyciągnąć” z 15 tysięcy miesięcznie. Ale teraz, po negocjacjach i zgodzie, to ONI decydują o zawartości portalu i kształcie ekranu. Zwykle zagarniają dwie trzecie ekranu po bokach, zostawiając dla Twoich tekstów wąski pasek środkowy. Poza tym, w sposób niekontrolowany przez pazernego Redaktora pojawiają się biusthaltery, środki „na prostatę”, robale wijące się w sercu czy wątrobie. W trakcie pobożnego i odważnego wywiadu z Biskupem [trafiają się jeszcze tacy…] nagle wkleja się bezczelna reklama. Uwagę rozbija, pobożność też , bo klniesz jak przedwojenny szewc [ech... teraz już takich piętrowych wiązanek nie usłyszysz... wszystko schamiało]. W środku artykułów roi się od tych reklam, jak od robali z filmików.
3. „Na lepszy serwer”.
Jeśli trzymasz portal w „profesjonalnej serwerowni”: Płacisz sporo za najbliższy rok usług. Ale już po paru miesiącach dostajesz kolejne naglące informacje, że niestety przekroczyłeś już 94%, zaraz potem 99% czegoś-tam, opisanego sztucznym, niby-informatycznym językiem pidgin-inglish. „Ogranicz swą działalność, lub dopłać tysiące za pełniejszy, szybszy produkt”.
Wyjście radykalne jest proste: „Młody” ustawia ci dwa pudełka po 150 zł w domu [drugi to back-up, na wypadek, gdyby jednak ktoś się włamał i coś popsuł, lub skasował] i UPS [akumulatorek na krótkie zaniki prądu]. Jesteś już samodzielny, niezależny. A jeśli jeszcze zainstalował ci linuxa, znikają ciągłe kłopoty z wirusami , więc znikają i opłaty za coraz lepsze, nowsze programy anty-wirusowe. Tworzą je przecież ci sami, co robią nowe, złośliwsze wirusy. Interes musi im się przecież kręcić. A na linuxa nie opłaca się robić wirusów, bo to i trudniej, i mniej skuteczne.
Piszę bom jest też poddawany tej pokusie na „worek”.
Stąd zaporowy tytuł notki.
[oryginalny tytuł wpisu: „Choćbym miał zdechnąć w ZOO, reklam nie będzie” - Red. ITP]
Strona ma już ponad 10 lat. Sto tysięcy osób czasem zagląda na mą stronę, Pewnie z 10 000 osób często tu zagląda. Co miesiąc otwieracie około półtora miliona artykułów. Zawsze w tym miejscu dodaję, że nie mam licznika podającego, czy artykuł został przeczytany i zrozumiany. Jakąś miarą jest statystyka czasu przebywania na stronie, ale już dawno jej nie widziałem, zapomniałem nawet, jak tam się wchodzi.
Tym, którzy często czy czasem wchodzą – owocnie - na Skarbonkę, dziękuję.
Tekst jest jednak głównie dla tych, którzy nigdy tej materialnej strony niezależnych portali nie wzięli pod uwagę.
Ze znanych mi portali jedynie BIBUŁA robi swoje – i milczy o sprawach przyziemnych. Chwała Lechowi za to. Ja, jak widać, takiego stoickiego spokoju wobec atakujących fal, czy lepiej, bałwanów Zewnętrznej Rzeczywistości nie mam, nie zachowuję.
Przy okazji przypominam, że WSZYSTKIE duże hurtownie książek w latach 90-tych wzięli post-komuniści. Normalni, Polacy, ciągle mają ze zbudowaniem dużej hurtowni kłopoty. Zaś większość księgarń bierze książki do sprzedaży tylko od „swojej” hurtowni, lub może od kilku, ale koszernych.
Mam jeszcze ciągle w domu dwie swoje książki, dość „na krzywy ryj” wydane. [Poprzednia, o FOZZ, jest jeszcze /znów w wyd. ANTYK].
Książka o FOZZ w latach 90-tych rozeszła się w około 50 tysiącach egzemplarzy, mimo spalenia części nakładu oraz twarzy wydawcy. A te późniejsze książki, mimo porównywalnego znaczenia dla Polski, już tylko po kilkaset egz. Niewątpliwie mają więc one o dwa rzędy wielkości [ok. sto razy] mniejszy wpływ na Real.
Nie narzekam, jedynie chłodno stwierdzam.
Te dwie możecie, w promocji, kupować u mnie. O nich więcej – zobacz pod „Polecane”, z prawej ekranu.
Ale piszę też i po to, by Was zachęcić do aktywności, do znalezienia dróg wyjścia [nie zaś – do szukania!!]. [Général de Gaulle: Des chercheurs qui cherchent, on en trouve. Mais des chercheurs qui trouvent, on en cherche... ]
Proszę też, gdyby ktoś mógł, o ukazanie, poszukanie, jak można by umieścić w księgarni – lub - o marzenie – w hurtowni.
Za parę dni będzie nowa książka, zbiorowa, o ZBRODNI SMOLEŃSKIEJ. Odważył się wydać BOLINARI, jest w druku.
Oba skrzydła [lewe i prawe - „patriotyczne”] Ptaszyska Kłamstwa Smoleńskiego chyba już drżą, mieliśmy tego sygnały. Nie zapeszyć…
© Mirosław Dakowski
4 listopada 2018
źródło publikacji: „Choćbym miał zdechnąć w ZOO, reklam nie będzie.”
www.dakowski.pl
4 listopada 2018
źródło publikacji: „Choćbym miał zdechnąć w ZOO, reklam nie będzie.”
www.dakowski.pl
Korekta i drobne zmiany pochodzą od redakcji ITP.
Ilustracja © brak informacji / Magazyn Detektyw - www.magazyndetektyw.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz