Proszę Szanownych Państwa, jedna z nowelizacji ustawy o TK zawierała artykuł, który stwierdzał, że w sprawach ustrojowych i dotyczących samego Trybunału, skład orzekający musi być pełny, czyli co najmniej 13 sędziów.
W ówczesnym warunkach oznaczało to, że Rzepliński nie miał szans zbudować właściwego składu, aby wydawać tak kuriozalne orzeczenia jakie wydawał na astenie TVN. Co zrobił były prezes TK? „Nie widział ustawy” i do orzekania powoływał skład sędziowski według własnego uznania, a ten wydawał takie wyroki, jakie Rzeplińskiemu pasowały. Premier rządu Beata Szydło słusznie tych wygłupów nie drukowała i nie uznawała za wyroki. Tak to wyglądało i cała Polska miała pootwierane po kilka kart w przeglądarce i debatowała na zawiłościami poszczególnych zapisów prawnych. Po Internecie biegały opinie na temat ostateczności wyroków TK, które potem ci sami krzewiciele uznawali wyroki za nieważne, bo wydawane przez „pisowski” Trybunał.
Towarzyszyło temu spektaklowi wiele opinii i zaleceń prawnych wydawanych przez międzynarodowe komisje i tysiące prawnych autorytetów. Gdy doszło do zmiany składu osobowego święty i nietykalny TK razem z sędziami, stał się nieistotnym organem i narzędziem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. Nowych sędziów uznawano za dublerów i mieli problemy z wchodzeniem do siedziby, przed wyprowadzką Rzeplińskiego. Julia Przyłębska obejmując stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego też była odsądzana od czci i wiary oraz przyszywano jej metkę „uzurpatorki”. Koniec końców TK funkcjonuje normalnie, orzeka i nikt nie podważa w sądach wyroków TK, chociaż sądy powszechne miały „stosować konstytucję bezpośrednio”. Kto poza bezpośrednio zainteresowanymi i grupką ludzi zajmujących się tą problematyką, pamięta, że takie szczegółowe dyskusje w ogóle miały miejsce? Nikt i dokładnie tak będzie z cyrkiem, jaki rozpętują sędziowie SN.
Mając przed oczami krótkie historyczne podsumowanie, nie sposób się oprzeć wrażeniu, że jesteśmy świadkami powtórki z rozrywki, dokładnie te same „argumenty” i zabiegi. Emerytowani sędziowie SN uznają się za sędziów, pomimo zmiany przepisów i wydają jakieś śmieszne uchwały, które ich kompromitują. Część robi kabaret z oświadczeniami lekarskimi, inni z wnioskami o przedłużenie kadencji. Nowi sędziowie i nowa Izba Dyscyplinarna jeszcze przed oficjalnym debiutem są dezawuowani, jak „sędziowie dublerzy” z TK. Cała seria wycieczek do Brukseli, opinie ONZ i stanowiska „autorytetów”. Nie mogło się też obejść bez wycierania buzi konstytucją i znów porównuje się jabłka do pomarańczy, bo czym innym jest zapisana kadencja prezesa SN, o ile ten prezes nie ma 100 lat, a czym innym wiek emerytalny, który w żaden sposób nie łamie konstytucji i kadencji, tylko reguluje ustawowo normalny ciąg zdarzeń. Fakt, że w konstytucji jest zapisane prawo do życia, nie oznacza, że sprawca nieumyślnego wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym łamie konstytucję.
Szkoda czasu i atłasu na te wszystkie dywagacje, które znamy na pamięć, ponieważ efekt będzie taki sam, jak w przypadku Trybunału Konstytucyjnego. Sąd Najwyższy z poziomu nieomylnego wyląduje na poziomie sądu pisowskiego. Żadna Unia i inne trybunały europejskie niczego nie odkręcą, tak jak nie odkręciły wcześniej, będą wydawane dezyderaty okólniki, będą wdrażane procedury, ale jest już za późno, aby powstrzymać reformę. Pozostaje urządzać cyrk i resztką determinacji „odgrażać” się, budować presje i histerie, co jest rzeczą normalną u ludzi tracących władzę. Dla takiej Gersdorf sama myśl, że za chwilę przestanie być panem, władcą i bogiem najwyższym, to katastrofa podszyta strachem przed degradacją do roli zwykłego obywatela. Tyle.
© MatkaKurka
1 lipca 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
1 lipca 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz