Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Pożeracze odchodów na tropach tajemnic

[…] Jeździłem wczoraj cały dzień autem i czasem włączałem radio. Na krótko, bo nie ma czego w tym radio słuchać, poza oczywiście głosami tych biednych ludzi, którzy wygrali 20 tysięcy i teraz wydaje im się, że ruszają na podbój świata. Nagle ogłosili, że od dziś chyba, albo od jutra znani polscy aktorzy – Seweryn, Janda i Olbrychski, będą odczytywać w radio fragmenty opowiadań jakiegoś ukraińskiego reżysera, którego uwięziono w Rosji i on teraz w tym więzieniu strasznie cierpi. A ponieważ prócz reżyserowania filmów, pan ów także pisał, ktoś wymyślił, że trzeba te jego kawałki czytać głośno na antenie. Ja od pewnego czasu, od momentu kiedy zacząłem prace nad cyklem socjalistycznym, nie jestem już w stanie uwierzyć w taką figurę jak prześladowany intelektualista. No, ale to jest margines dzisiejszych rozważań. Chodzi o to, że ci aktorzy przeczytali fragmenty prozy reżysera i to było takie zwyczajne plumkanie o tym, że w dzieciństwie chciał on mieć psa.
Oczywiście odczytane z odpowiednią manierą, mogło na jakichś czułych sercach zrobić wrażenie, mnie jedynie zirytowało, bo po raz kolejny zdemaskowało istotny charakter literatury. Jest to propaganda, która służy do integrowania dużych i mniejszych grup wokół treści bynajmniej nie odkrywczych. Jak pamiętacie, ja także napisałem książkę o swoim dzieciństwie, książkę zabawną, smutno-śmieszną i zrobiłem to – głupek – z myślą, że może ktoś to odczyta w radio. Nie było o tym mowy, choć tekst pisany był właśnie z taką intencją i do tego się nadawał. Myślę, że nawet gdyby mnie zamknęli w więzieniu, gdzieś w Chinach, nikt by się nie zdecydował na odczytywanie tych moich kawałków w radio. Żeby dostąpić tego zaszczytu trzeba być członkiem organizacji walczącej o lepsze jutro, inaczej się nie da. No i ten pan pewnie nim jest. Wcześniej był na Ukrainie inny bohater, niejaki Gongadze, którego losem ekscytowali się wszyscy, a dziś nikt już o nim nie pamięta, choć uważano go przez długi czas za bohatera walki o demokratyczną Ukrainę. Pan ten został zamordowany przez miejscową organizację trzymającą władzę, bo zagraniczne ośrodki wynajmujące pana Gongadze stwierdziły, że jego życie nie jest warte tyle, by ryzykować interesy z gangiem wewnętrznym. Poza tym pan Gongadze wprowadzał w swoje życie i życie organizacji pewne dysonanse, które czyniły zeń ofiarę niemal automatycznie, z czego on, nieszczęsny, nie zdawał sobie sprawy. Dziś mamy tego reżysera, który powtarza dokładnie schematy znane nam z początków walki o niezależność ludów Europy środkowej pod sztandarem socjalizmu. Wszyscy wiemy jak to się skończyło. Socjalizm zwyciężył. Teraz zapewne zwycięży demokracja i dopiero się zacznie. Mnie jednak najbardziej interesuje dziś wokół jakich treści i wartości integrują się grupy bojowników o to lepsze jutro. Pierwsza kategoria to – smutne historie z dzieciństwa, które wzruszają wrażliwe dziewczyny w innych krajach. Są też inne. Jak wiemy najbardziej prześladowaną grupą na świecie są geje. I niech się nikomu nie zdaje, że fakt iż mamy wolne wybory w Polsce oznacza, że jest demokracja i niczego tu nie trzeba zmieniać. Trzeba i to wiele. Co prawda nikt nie zamyka gejów do więzień i nie trzeba (dzięki Ci Panie) słuchać w radio opowiadań napisanych przez tych uwięzionych, ale za to wydaje się im książki. I nie czynią tego bynajmniej jakieś niszowe wydawnictwa, ale stary dobry PWN. Oj tam, oj tam….PWN wydał książkę młodego Pacewicza, bo on jest synem starego Pacewicza z gazowni i był przymus. Przymus? W demokracji przymus? O czym wy gadacie. Prymus chyba….wydali mu tę książkę, bo był prymusem w szkole…Tak sądzę, innej odpowiedzi nie znajduję. Rzecz jest bardzo subtelna, sądząc z opisu, i dotyczy spraw tu omawianych czyli integracji dużych grup ludzi wokół pewnych faktów i idei. Książka nosi tytuł „Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych” i nikomu nie muszę tłumaczyć o czym ona jest. Pacewiczowi najwyżej można by było wytłumaczyć co zrobił, bo zdaje się, że on jest tak dalece niezorientowany w czym uczestniczy, że to wprost nie do uwierzenia. Jego książka opowiada o wspólnocie mężczyzn zarażonych HIV, którzy mogą cieszyć się tą wspólnotą, albowiem medycyna poczyniła już takie postępy, że daje im szansę na życie. Jeśli całą sprawę opiszemy językiem polityki, w którym podstawowym pojęciem jest organizacja, wszystko nabierze nieco innych barw. Oto, nie wokół idei bynajmniej, ale wokół preparatów podtrzymujących życie chorych na HIV, ktoś buduje strukturę gotową robić i mówić różne rzeczy, byle tylko otrzymać wspomniane specyfiki i wejść do grona wybrańców. Być może się mylę i te leki są dostępne dla wszystkich za 20 zł w co drugiej aptece, mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że jest inaczej. Że laboratoria ciągle pracują nad udoskonaleniem tych preparatów, ich cena i dostępność zaś są regulowane. No, a poza tym dochodzi jeszcze kwestia odwagi i determinacji – leki kosztują, nawet te zwyczajne, a co dopiero mówić o przedłużających życie. Nie każdego na nie stać, a więc wokół tych straszliwych inicjacji tworzy się grupa wybrańców gotowa do różnych poświęceń. Grupy nigdy nie są jednolite, są w nich kręgi wewnętrzne i zewnętrzne. Te pierwsze służą jako pułapka dla frajerów, którzy potem w imię demokracji będą gnić w więzieniach, albo zostaną zabici, albo wyjdą na ulicę, żeby w nieswoim imieniu, ale z głębokim przekonaniem zwalczać w Polsce prawicowy reżim. Nie będzie wśród nich Krzysztofa Pacewicza, bo on akurat wtedy będzie miał nagranie w TVN, związane z promocją jego nowej książki. Ja wiem, że to co piszę nie da się wytłumaczyć tym ludziom, albowiem oni są już wybrani, już czują się niezwykle ważni, przez sam fakt przynależności do grupy. A co dopiero jeśli okazuje się, że mają środki i odwagę by świadomie się zarazić HIV? Wtedy ich samoocena, poczucie misji, a przy tym bezczelność i brak zahamowań wznoszą się w górę jak wahadłowiec Columbia. Marny jego los, ktoś może tu przypomnieć…rzeczywiście, ale przecież przed katastrofą nikt o niej nie myślał, wszyscy czekali na sukces. Nikt także nie będzie się zajmował tymi umierającymi, kiedy okaże się, że jednak nie ma forsy na lekarstwa. Koszta ich utrzymania zostaną przerzucone na państwo, stare matki, dalszą rodzinę, albo jakieś organizacje pomocowe. Wśród nich nie będzie z pewnością ani jednej sponsorowanej przez koncerny farmaceutyczne. Tak będzie wyglądać zaplecze. Ja jednak zwrócę uwagę na jeszcze jedną kwestię. Książki Pacewicza nikt nie czyta, z całą pewnością nie czyta jej nikt z jego znajomych, którzy dobrze wiedzą o co chodzi i nie będą truli sobie dupy, takimi pierdołami. Książka jest wydana po taniości, a to świadczy jak zwykle o przymusie wydania (prymusie?), a także o przewaleniu budżetu. No, ale utrzymuje się ona pewnej konwencji. I teraz zobaczcie – stare konwencje, te znane z naszej młodości, leżą dziś w koszach, w Biedronce. To jest widomy znak upadku, nie literatury, ale pewnych sposobów opowiadania historii. Wszyscy, którzy próbowali ulepszać powieści szpiegowskie, romanse, realizować się w kryminałach, czy różnych „na tropach tajemnic” wylądowali w Biedrze. Pacewicz zaś w PWN. Zanosi się na to, że przed nami epoka nowych hybrydowych konwencji, takich może jak ta zasugerowana w tytule. Nie wiem tylko, kto mógłby zainicjować powstanie takiego nurtu w literaturze. Myślę i myślę i do głowy przychodzi mi jedynie redaktor Żakowski. A Wy? Co o tym sądzicie?


© Gabriel Maciejewski
12 lipca 2018
źródło publikacji:
www.coryllus.pl





Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2