Kto zdołał rozmienić polską rację stanu na mniejsze drobne – czy ten pierwszy, gdy wizytując ONZ owijał się biało-czerwoną flagą, w kolejnym ataku swej „filipińskiej choroby goleni lewej” gotów po raz kolejny wsiadać do samochodu przez bagażnik?
Czy ten drugi – gdy całkiem na trzeźwo na forum Rady Bezpieczeństwa dawał popis księżycowej alienacji od rzeczywistych zagrożeń, wobec których stoi dziś Polska na arenie międzynarodowej?
Zaiste, prezydent RP odczytujący z kartki zadaną mu lekcję o potrzebie wzmocnienia skuteczności egzekwowania prawa międzynarodowego wobec państw, w których praworządność została zakwestionowana – niczym karp apelujący o przyspieszenie terminu wigilii – to byłoby nawet śmieszne, gdyby groteska nie zmierzała tu nieuchronnie w stronę tragedii. Bo przecież właśnie ta retoryka, w której propagowanie zaangażował się osobiście nasz belwederski prezydent, użyta zostanie – ba, już od dawna używana bywa – do owijania w bawełnę frazesów praktyki ingerowania także i w nasze wewnętrzne sprawy.
I drugie porównanie – który z symboli obcej dominacji wyeksponowany w centrum polskiej stolicy okaże się długofalowo bardziej destruktywny dla polskiej świadomości i głębiej fałszujący rzeczywistość: „PEKIN” czy „POLIN”? Ten pierwszy, Pałac Kultury i Nauki, z woli Józefa Stalina wzniesiony jako „dar Związku Radzieckiego” na kradzionych prawowitym właścicielom gruntach – żadnemu normalnemu Polakowi nie nastręczał głębszych wątpliwości. Był wręcz brutalnie ostentacyjny – jako widomy znak zewnętrznego dyktatu. Ten drugi ośrodek, Muzeum Historii Żydów Polskich – decyzją Lecha Kaczyńskiego wybudowane i utrzymywane na nasz koszt, na ziemi podarowanej przez władzę stołeczną, na zasadach aprobowanych przez władzę państwową – realizuje program „transformacji” polskiej świadomości na skalę znacznie szerszą, znacznie bardziej nowoczesnymi środkami, niż się to kiedykolwiek śniło stalinowskim politrukom. A przecież ledwie parę lat po inauguracji jego istotna rola – de facto eksterytorialnego ośrodka cudzej suwerenności – nie jest już nawet zbyt głęboko kamuflowana. Poza walnym udziałem w antypolskiej kampanii propagandowej, to „muzeum” całkiem jawnie i otwarcie służy jako baza działalności stricte politycznej, quasi-dyplomatycznej, prowadzonej na coraz szerszą skalę przez organizacje takie jak AJC (American Jewish Commitee), który wszak w Warszawie ulokował swoją kluczową placówkę na całą Europę Środkową.
To ostatnie powinno dawać do myślenia tym spośród entuzjastów Międzymorza, którzy nie zatracili jeszcze całkiem polskiego instynktu samozachowawczego. Nie zawsze bowiem, kiedy dwóch mówi to samo – to dokładnie o to samo obu im chodzi. Kiedy amerykańskie agentury i agenturki po raz kolejny popadają w tony entuzjazmu relacjonując imperialne poparcie dla tego projektu geopolitycznego – czego opus magnum była ubiegłoroczna mowa-trawa prezydenta Trumpa na placu Krasińskich – warto zauważyć, że hasło Międzymorza w praktyce (aż nadto przejrzystej w Rumunii czy na Ukrainie) okazuje się niesprzeczna z koncepcją „kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym”. Tym zaś, którzy wolą dalej łudzić się – np. wmawiając sobie, że aktualne turbulencje w stosunkach polsko-żydowskich to problem „części” diaspory, ale przecież nie „wszystkich Żydów”, a już na pewno nie państwa żydowskiego, które jest „bastionem cywilizacji judeochrześcijańskiej” wobec naporu Islamu – polecam lekturę świeżego komunikatu prasowego, jaki w formie „listu do redakcji” podała pani Agnieszka Markiewicz, prezeska ww. warszawskiej placówki AJC. Komunikat ten jest próba usprawiedliwienia krwawych pacyfikacji, jakie w ostatnich tygodniach państwo Izrael prowadzi na pograniczu Autonomii Palestyńskiej. Jest to ze strony Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego i pani prezes Markiewicz ewidentna próba wpływania na polską opinię publiczną – w kierunku tak dalece zbieżnym z interesem reżimy Netanjahu, że właściwie mógłby go śmiało sygnować jego rzecznik.
Pytanie, co na to nasze (?) służby, które ze wszech miar słusznie trzymają rękę na pulsie, a nawet ostro interweniują – a to w sprawach podejrzeń o „propagowanie faszyzmu” na niedoszłych marszach młodzieży narodowej, a to w sprawach podejrzeń o „próby wpływania” w interesie cudzym, mianowicie rosyjskim? Za to wszak pan poseł dr Piskorski siedzi już trzeci rok bez wyroku (!) i za to podobno przed paru dniami przyaresztowano u nas jakieś panie Rosjanki. Jak to już szereg razy publicznie komunikowałem: kto winien zdrady, tego osądźcie i przykładnie ukażcie – ale aresztowanie czy deportowanie ludzi za to, że wyrażają poglądy niepoprawne i dzielą się informacjami niewygodnymi dla aktualnej władzy, to jest hańba i skandal. Zwłaszcza jeśli radary policjantów i prokuratorów nakierowane są zawsze tak, by nie dostrzegać słonia w menażerii – tj. globalnie antypolskiego lobbingu żydowskiego, który na naszym terytorium prowadzony jest najczęściej za nasze własne pieniądze i w wykorzystaniem agend państwowych i instytucji publicznych. Nie postuluję tu przecież lekceważenia działań agentury czy to ruskiej czy pruskiej – ale wyrażam oczekiwanie stosowanie równych zasad i spójnych reguł gry.
W szanującym się państwie siedziałby może do wyjaśnienia Mateusz Piskorski – ale z pewnością siedziałby już dawno pod śledztwem Jarosław Gowin. A ten ostatni za cóż? A jako podejrzany o zdradę dyplomatyczną (art. 129 kk) – za licytowanie sprawy polskiej w dół w zakulisowych kontaktach z organizacjami żydowskimi, których przedstawiciele powołują się później w oficjalnej, choć poufnej korespondencji na to, co im min. Gowin podczas swych zagranicznych wojaży rzekomo obiecał. Nota bene: wdawanie się w poufne, bo zakryte przed opinią publiczną rozmowy o charakterze międzynarodowych negocjacji na wszelkie tematy wagi państwowej, a to np. baz amerykańskich, a to ustawy o IPN, a to żydowskich rewindykacji majątkowych, przez ministra bądź co bądź tylko i aż szkolnictwa wyższego – czy jest w ogóle konstytucyjne? Ale pewnie zajęta tropieniem „ruskich agentów” ABW nie ma czasu na takie sprawy.
Tymczasem działalność na naszym terenie obcych lobbystów w rodzaju choćby wspomnianej pani Markiewicz jest nie tylko tolerowana, ale wręcz promowana przez polskojęzyczne media i urzędy. Przykład najbardziej groteskowy to oczywiście festiwal popularności starszego sierżanta sztabowego Jonny Danielsa, który wszak jeszcze niedawno aranżował szabasowe kolacje z udziałem prominentnych przedstawicieli grupy aktualnie trzymającej władzę w Warszawie. W jego lansowanie zaangażowali się na całego „niezależni”, „niepokorni” i „prawicowo-patriotyczni” liderzy opinii – a o jego wikt i opierunek zadbano na najwyższym szczeblu, stwarzając temu „przyjacielowi Polski” (alias „dumnemu polskiemu Żydowi”, jak w zależności od kontekstu sytuacyjnego przedstawia się Daniels) możliwość „doradzania” PLL „LOT”. Oczywiście pan premier Morawiecki jest już dorosły i sam wybiera sobie towarzystwo kieliszka i talerza – np. sierż. Danielsa czy rabina Boteacha – ale fakt wykorzystywania powstałych przy takich okazjach pamiątkowych fotek w lobbingu interesów niezbieżnych z polskim interesem narodowym, to chyba byłaby już sprawa (jak wyżej) dla ABW?
Byłaby, owszem, ale w państwie poważnym – a czyż może pretendować do tego miana Rzeczpospolita Trzecia i Pół, która swoich potwarców i prześladowców promuje, nagradza, odznacza i uposaża? Ekstremalnym przykładem pozostanie na zawsze „Orzeł Biały” dla Szewacha Weissa – hańby rzecz jasna nie jego, lojalnego oficera żydowskiego państwa rzuconego na front walki ideologicznej z Polaczkami, ale hańby tych, którzy mu to najwyższe polskie odznaczenie nadali (kapituła orderu: Romaszewska, Gwiazda, Lorenc, Kleiber, Nizieński, z prez. Dudą na czele). „Dobra zmiana” nie ma tu zresztą wyłączności na ślepotę, głupotę i lizusostwo – kontynuuje w tej mierze dokonania swoich poprzedników. Ot, np. MSZ Grzegorz Schetyna nadał był w swoim czasie odznakę „Bene Merito” – „Za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej” (sic!) – niejakiej Helise Lieberman (szefowej Centrum Taubego odnowy Życia Żydowskiego w Polsce), która w ostatnich tygodniach dzieliła się z żydowską prasą obawami związanymi ze wzbieraniem wśród Polaków „wrogości”: „To, że jeszcze nie doszło do rozlewu krwi, nie znaczy że nie czujemy się tu niepewnie” – skomentowała sytuację w naszym kraju na użytek izraelskiego „Haaretza” (co ochoczo reprodukuje rosyjski „Sputnik”, w wersji anglojęzycznej opatrując materiał wzmacniającym nagłówkiem: „Zanim poleci pierwszy kamień – polscy Żydzi niespokojni pośród wzrastającego antysemityzmu”).
Czy to przepowiednie o charakterze samospełniających się? Niedługi czas pokaże. Bo przecież atmosfery nie można podgrzewać w nieskończoność – i jeśli efekty tak właśnie realizowanej „padgatowki”, przygotowawczego ostrzału propagandowego, mają zostać efektywnie zdyskontowane, to jeszcze w tym sezonie spodziewać się należy grubszego kalibru prowokacji. Prowokacji, która tę retorykę anty-antysemityzmu wobec opinii światowej ex post uprawdopodobni, a „deradykalizacji” Polaków nada charakter oczywistej i pilnej konieczności.
© Grzegorz Braun
3 czerwca 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Grzegorz Braun: »Bene Mariti«”
www.PolskaNiepodlegla.pl
3 czerwca 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Grzegorz Braun: »Bene Mariti«”
www.PolskaNiepodlegla.pl
P.S. Tymczasem na ogłoszony parę tygodni temu konkurs na trafne typowanie „wielkiej dziury”, z którą służby państwa Izrael wiążą poważne plany infrastrukturalnego transferu na nasze terytorium, otrzymałem ciekawe zgłoszenie. Po Centralnym Porcie Komunikacyjnym w Baranowie-Stanisławowie (migiem przeszedł właśnie przez Sejm, po tym, jak w lobbing na tłiterze włączył się gen. Ben Hodges), obok piorunem właśnie wykańczanego „aquaparku” w Mszczonowie (który po prawdzie zajął tylko skrawek ziemi zakupionej tam przed laty przez żydowskiego inwestora, co z resztą?) – do kolekcji dołączam nową kopalnię odkrywkową w rejonie Złoczewa (między Sieradzem a Wieluniem), gdzie zapowiedziano już pono wysiedlenie ponad trzydziestu wsi (!). Właśnie otrzymałem z pewnego źródła niepotwierdzoną wiadomość, że to tam właśnie udała się grupa najwyższych szarżą uczestników tegorocznego „Marszu Żywych” w Auschwitz-Birkenau. Jak wypadła wizja lokalna? Czas pokaże. A może ktoś spośród Sz. Czytelników odnotował obecność tak nietypowych turystów w swojej okolicy?
Ilustracja © DeS-Latufe / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz