PiS usiłuje jednak wmówić swym wyznawcom, że to wielki sukces, obronienie naszej historii przed oszczercami i historyczne pojednanie z Izraelem.
Jakoś muszą się z poniesionej klęski wykręcić i zrobić dobrą minę, oczywiście, ale doprawdy, lepiej by było przyznać po prostu uczciwie, że ustawa była bezmyślna i przyjęta bez próby przewidzenia skutków (a mądrzy ludzie ostrzegali!), a nacisk USA tak silny, że po prostu trzeba było rzucić ręcznik na ring, zanim zrobią z nas kompletnie mokrą szmatę. Można się domyślać, że dziki pośpiech w denowelizacji ustawy o IPN (bo tak chyba należy nazwać ten akt prawny) związany był z zapowiadanym spotkaniem prezydenta USA z prezydentem Rosji - i na miejscu rządzących nie robiłbym z tego tajemnicy. Trudno, daliśmy ciała, ale tylko kapitulacja pozwoliła uniknąć kompletnego pogromu. Teraz trzeba wstać z desek, otrzepać się - alleluja i do przodu.
I, przede wszystkim, pomyśleć. Powodem, dla którego od lat zdzieram pióro, wojując z romantycznym brązownictwem polskiej historii, dla którego napisałem bolesne książki o fałszywości mitu Września 1939 i legendy Piłsudskiego, jest to, że ten kretyński nawyk brązowienia i uwznioślania popełnionych błędów, bagatelizowania, a wręcz niedostrzegania klęsk, skazuje nas na ich ciągłe powtarzanie. No bo jeśli człowiek nie przyznaje do wiadomości, że dostał w nos, i że to źle, jeśli z godnym psychopaty uporem wmawia sobie, że obita gęba to powód do dumy, moralne zwycięstwo, przewrotny dowód naszej wyższości nad niemoralnym, "kupieckim" światem czniającym wyższe wartości - to i nie może wyciągnąć żadnych wniosków i niczego się nauczyć.
Ale zostawmy dziś to miotanie grochem o ścianę polskiej niedojrzałości i przyjrzyjmy się raczej Żydom, zwycięzcom wojny o to, czemu oni sami, narzucili nazwę "polish holocaust law". Premier Izraela to polityk bezwzględny, dla dobra Żydów, tak, jak je rozumie, gotów nawet do zbrodni - bo czymże innym jest rozkaz rozstrzeliwanie uczestników protestów, uzbrojonych tylko w kamienie, przez snajperów? (Nawiasem mówiąc, umieraliśmy z oburzenia, gdy to samo robili snajperzy Janukowycza, choć ci przynajmniej oszczędzali kobiety i dzieci - a dziś przedstawiciele władzy zachwycają się, że "nasze relacje z Izraelem weszły na wyższy poziom"; no ale Janukowycz był ruski, a Netanjahu jest amerykański). Rozjechanie polskich nieudaczników to dla niego tyle co zjeść koszerną bułkę z masłem, zwłaszcza, gdy sami się podłożyli, a potem wykazali krańcową nieudolnością, brakiem broni, strategii i nawet woli walki, bo przecież uparcie chcemy wierzyć, że to wszystko tylko nieporozumienie. "Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka, to wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse".
Netanjahu wygrał, Polacy za cenę chwilowego zaprzestania spuszczania jej bęcek i kilku słodkich słówek, podpisała deklarację, otwierającą drogę do wyciśnięcia z niej miliardów za "mienie bezspadkowe" po ofiarach holocaustu. Ma się z czego cieszyć, i jeśli tego nie robi, to dlatego, że wsparcie żydowskich roszczeń jest w jego działaniach stosunkowo mało ważne, prawdziwym wyzwaniem jest zniszczenie rodzącej się potęgi Iranu i korzystne dla Izraela ułożenie balansu sił w regionie z uwzględnieniem ambicji Rosji, Turcji i Arabii Saudyjskiej.
Ale, może to nie moja sprawa, ale powiem - na miejscu Żydów wcale bym się z tego triumfu nie cieszył.
Bynajmniej. Gdybym był Żydem, to po każdym takim triumfie a la Netanjahu byłbym coraz bardziej przerażony.
Bo, jakkolwiek okropnie to zabrzmi - realizując bezwzględnie swe roszczenia (oczywiste prawa, we własnym przekonaniu) Żydzi pracują krok po kroku jeśli nie na kolejny holocaust, to na pewno na kolejna falę pogromów.
Na miejscu samych Żydów naprawdę poważnie bym się zastanowił nad zasadniczym błędem, jaki popełnili, zeświecczając się na rzecz "religii holocaustu" i na niej wychowując swe kolejne pokolenia w duchu: jesteśmy ofiarą odwiecznej nienawiści, wszyscy są przeciwko nam, musimy nienawidzić wszystkich i być bezwzględni, bo inaczej znowu zbudują nam piece. Ta postawa sprawia, że Żydzi rzeczywiście są w świecie coraz bardziej nienawidzeni - choć upadające białe społeczeństwa, a przynajmniej ich elity, sterroryzowane politpoprawnością boją się tę nienawiść artykułować otwarcie.
Ale one są coraz mniej wpływowe. Coraz bardziej wpływowi za to są w Europie muzułmanie, w Ameryce czarni - jedni i drudzy nienawidzący Żydów nienawiścią równie zwierzęcą, jak tak, która musiała kierować Horstem Wesselem i jego towarzyszami. I jedni i drudzy niemający wobec nich żadnych kompleksów w związku z holocaustem. Na nich to, co nakazuje Żydom ich świecka religia, czyli ciągłe ustawianie holocaustu w centrum dziejów i czynienie zeń archetypicznej zbrodni oraz winy, której ludzkość nigdy nie odpokutuje, działa inaczej. Uczy, że z Żydem po prostu nie da się normalnie żyć - albo go prześladujesz, albo musisz bez ustanku korzyć się i przepraszać za dawne prześladowania.
Ta nienawiść wybuchnie, wymieranie resztek europejskiej, postchrześcijańskiej cywilizacji nie pozostawia co do tego wątpliwości. I oczywiście nie dotknie ona ludzi pokroju Netanjahu czy chciwych nowojorskich gangsterów z "holocaust industry", tuczących się miliardami za "bezspadkowe mienie" po ofiarach, których cierpienia, gdy zbrodnia się działa, ich bezpośrednich przodków w najmniejszym stopniu nie wzruszały. Po raz kolejny "za zbrodnie Trockich zapłacą Bronsteinowie" - tak jak już dziś za snajperów z Gazy płacą zupełnie przypadkowi Żydzi na berlińskich ulicach czy paryskich przedmieściach.
Nie miejcie do mnie pretensji - ja tylko mówię, co będzie. Kiedy dwadzieścia parę lat temu pisałem swoje opowiadania SF o Europie 2020, zalanej imigrantami i uciekinierami, sparaliżowanej politycznie i wymierającej, o pogrążonej w wojnie Ukrainie i zamordyzmie wprowadzanym przez monopolizujące internet korporacje, też nikt tego nie traktował poważnie. To sobie teraz kupcie, poczytajcie, i zobaczcie.
Ja tylko mam takie pytanie do tych wszystkich mędrków, którzy tak ochoczo wyrzucają nam, Polakom, że "mogliśmy więcej zrobić" dla Żydów, gdy ich na naszych ziemiach mordowano. Pytanie brzmi: a co wy zrobicie, kiedy zaczną ich mordować u was za kilkanaście, a może już kilka lat? Gdy wyznawcy Allaha ogłoszą, że nie tylko za bezpośrednią pomoc, ale nawet za wasze ulubione pajacowanie z kredkami albo świecami czy inne formy "solidarności" będą bezlitośnie odcinać łby? Znajdziecie wtedy w sobie odwagę? Bo jakoś jej za grosz nie widzę.
Tak tylko pytam.
© Rafał A. Ziemkiewicz
29 czerwca 2018
źródło publikacji:
www.interia.pl
29 czerwca 2018
źródło publikacji:
www.interia.pl
PS. Tytuł tego felietonu taki a nie inny, aby nie wbijać się zanadto w dumę z własnej zdolności prorokowania. Pięć miesięcy temu, na tych tu łamach, napisałem przecież felieton "A więc wojna" w którym okazałem się równie głupi i naiwny, jak wszyscy, ogarnięci po ataku ambasador Azari nastrojem "ani kroku w tył, ani guzika". Przyznaję ze smutkiem.
Ilustracja © Krzysztof Łokaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz