Trochę więc jak w dowcipach z cyklu „Radio Erewań”. Bo oczywiście emfatyczne wypowiedzi Tuska z kampanii wyborczej były mocno przesadzone, ale coś na kształt wojny, którą wtedy straszył, mamy. Na razie prowadzą ją harcownicy.
Media zachodnie, zwłaszcza niemieckie, pełne są kąśliwych uwag o Polsce jako kraju niewdzięcznym, krnąbrnym i na dodatek zacofanym, odrzucającym wysokie, zachodnie standardy demokracji. W Polsce każdy taki atak na Polskę podchwytywany jest przez „opozycję totalną”, która liczy na to, że zła opinia na Zachodzie wstrząśnie wyborcami i skłoni ich do głosowania „żeby znowu było jak było”. Te nadzieje skłaniają polityków PO, a także Nowoczesnej, do intensywnego lobbowania w Unii i w samych Niemczech na rzecz silniejszego atakowania naszego kraju – ostatnio były minister sprawiedliwości Borys Budka wzywał w wywiadzie dla niemieckiej gazety wprost do nałożenia na Polskę sankcji. Jest tajemnicą poliszynela, że znaczna część, a być może i większość antypolskich materiałów w zachodnich gazetach inspirowana jest z Polski, oparta na dostarczanych przez antypisowskie środowiska argumentach, a często wręcz pisana przez współpracowników „Gazety Wyborczej” czy „Krytyki Politycznej”.
Ale z drugiej strony – nie pozostaje to bez reakcji. Rząd umiejętnie połączył ataki na Polskę za rzekome „naruszanie praworządności” z naciskiem na przyjęcie przymusowo relokowanych imigrantów. To nie jest odległe od prawdy, choć w sprawie imigrantów tak naprawdę chodzi nie o jakiekolwiek ulżenie Zachodowi w problemie, który sam sobie ściągnął na głowę, ale o złamanie oporu krajów „nowej unii” przed podporządkowaniem się dyktatowi unijnych potęg, ubranemu dla niepoznaki w pozory „ponadnarodowego” rządu „europejskiego”. A ponieważ Polacy dobrze wiedzą, co się dzieje z powodu zalewu imigrantów na Zachodzie i z każdym miesiącem coraz bardziej ich sobie w Polsce nie życzą, wbrew rachubom opozycji zdecydowana większość społeczeństwa opowiada się po stronie PiS i straszenie „wyprowadzaniem nas z Europy” zupełnie nie działa.
Na rzecz rządu działa także podniesienie faktu, iż Polska, kraj który został najbardziej zniszczony przez hitlerowskie Niemcy podczas wojny światowej i stracił najwięcej obywateli, nigdy nie zobaczyła ani grosza z reperacji wojennych, przyznanych jej podczas konferencji w Poczdamie. Wyszydzanie tej sprawy przez samych Niemców (jak to zrobił w wywiadzie dla polskiego radia Klaus Bachmann, oddając narrację „opozycji totalnej”) czy straszenie, że przypominając o tym narażamy się na odebranie przez Niemcy ziem zachodnich (twierdzenie, że to one były odszkodowaniem za wojnę to oczywiste kłamstwo, ale usilnie powtarzane) jest przeciwskuteczne.
Mówiąc krótko, na rynku wewnętrznym rząd Polski wychodzi na tej wojence dobrze. Niestety, niemiecki na swoim rynku wewnętrznym – również. Zrobienie z Polski chłopca do bicia odwraca uwagę od problemów Europy, nie tylko tych z imigrantami, których „niewdzięczna” Polska nie chce przyjmować; pozwala wskazać winnego problemów gospodarczych, czym zajął się – jak niedawno opisywałem – nowy prezydent Francji.
Dzieci oczywiście zamknięcia szkół obawiać się nie muszą, ale medialno-dyplomatyczna wojenka będzie się więc rozwijać i na pewno potrwa długo.
© Rafał A. Ziemkiewicz
10 września 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
10 września 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
Ilustracja Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz