Wizyta brytyjskiego historyka, jak go nazywają jego przeciwnicy – rewizjonisty holokaustu – przypada w delikatnym momencie. Jest to okres kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu, więc z całą pewnością przyjazd Davida Irvinga zostałby wykorzystany, jako pretekst do walki kogutów, których Polska jest widownią od co najmniej 14 lat. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w sprawach naprawdę istotnych dla państwa i dla przyszłości naszego narodu, obydwa antagonistyczne obozy postępują identycznie.
Tak było podczas referendum w sprawie Anschlussu, tak było podczas przygotowań do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który amputuje Polsce ogromny kawał suwerenności tak, że rząd nie jest pewien, czy Europejski Trybunał Sprawiedliwości może uchylać polskie ustawy, czy nie. Przypomnijmy, że jesienią ub. roku ETS w Luksemburgu, postanowieniem tymczasowym, „zawiesił” ustawę o Sądzie Najwyższym i sędziowie przeniesieni już na podstawie uchwalonej i podpisanej przez prezydenta ustawy, na podstawie tego „postanowienia” ETS, jak gdyby nigdy nic, wrócili do „orzekania”. Władze dopiero później konwalidowały tę sytuację, wydając stosowne akty prawne, podobnie jak to było przy uchyleniu nowelizacji do ustawy o IPN, którą skrytykowały środowiska żydowskie, rząd Izraela i Departament Stanu USA. I podobnie jest w sprawie amerykańskiej ustawy 447 JUST, na podstawie której amerykański sekretarz stanu będzie musiał najpóźniej jesienią złożyć Kongresowi sprawozdanie, jak Polska realizuje żydowskie roszczenia majątkowe. Również w tej sprawie obydwa antagonistyczne obozy milczą, jak zaklęte, a jeśli komuś, jak np. ministrowi spraw zagranicznych, panu Jackowi Czaputowiczowi całkowicie milczeć nie wypada, to bagatelizuję sytuację opowieściami, jakoby ta amerykańska ustawa nie mogła wywołać skutków prawnych dla Polski – a „nieprzejednana” rzekomo opozycja, zamiast rozsmarować go za to na podłodze, nie ośmieliła się pisnąć nawet słówkiem.
Więc pretekst do walki kogutów będzie i to w dodatku tym większy, że będzie trwała kampania wyborcza, a ponadto sekretarz stanu USA pan Mike Pompeo, być może właśnie wtedy będzie składał Kongresowi swoje sprawozdanie, albo kończył je przygotowywać. Nie jest wykluczone, że właśnie dlatego izraelski minister Bennett w liście do ambasadora Polski w Izraelu, pana Marka Magierowskiego, napisał m.in., że wizyta Irvinga w Polsce „głęboko urazi pamięć ofiar Holokaustu i wszystkich Żydów, jak również podsyci szalejący już ogień nienawiści i antysemityzmu, którego doświadczamy obecnie na całym świecie.” Już mniejsza o to, czy ten „ogień” o którym wspomina pan Bennett rzeczywiście jest taki „szalejący”, ani – jeśli nawet byłaby to prawda, to jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy – bo przecież jakieś przyczyny muszą być, a nie tylko taka, że cały świat zwariował i tylko jedni Żydzi są normalni. Taka diagnoza może by się Żydom spodobała, ale nie sądzę, by była trafna.
Dodatkowym czynnikiem potęgującym delikatność sprawy jest również uchwalona niedawno w USA ustawa nr 672 o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. Już mniejsza o to, w jaki sposób Stany Zjednoczone będą ten „antysemityzm” zwalczały, chociaż i to może być niezwykle interesujące – bo w końcu chodzi o Europejczyków, a więc i Polaków – ale największym problemem wydaje się okoliczność, że o tym, co jest „antysemityzmem”, a co nim nie jest, nie decydują i obawiam się, że nie będą decydowały władze Stanów Zjednoczonych, tylko np. Liga Antydefamacyjna. Praktyczny skutek tej ustawy może więc okazać się taki, że Liga Antydefamacyjna będzie wskazywała rządowi Stanów Zjednoczonych kandydatów do odstrzału, kierując się żydowskimi interesami. Ponieważ Stany Zjednoczone są przynajmniej jak dotąd, najpotężniejszym militarnie państwem świata, to ta ustawa, a zwłaszcza – praktyka, która na tle jej stosowania się wytworzy, nie przysporzy ani Żydom, ani Stanom Zjednoczonym sympatii w świecie osuwającym się w rejony psychiatryczne – jak najwyraźniej postrzega go izraelski minister oświaty. Obawiam się tedy, że Stany Zjednoczone zostaną wykorzystane do nakładania światu kagańca – ale nie „kagańca oświaty”, tylko kagańca zwyczajnego.
Ciekawe, czy David Irving wziął pod uwagę wszystkie te uwarunkowania, czy też wyboru terminu swego przyjazdu do Polski dokonał przypadkowo. Tego oczywiście się nie dowiemy, dopóki polski rząd nie podejmie decyzji, czy go wpuścić, czy nie. I tak źle i tak niedobrze, bo jeśli go nie wpuści, to pokaże całemu światu, który i tak przecież szaleje z nienawiści do Żydów, że w podskokach wykonuje rozkazy już nawet nie Naszego Najważniejszego Sojusznika, chociaż żydowska okupacja Polski jeszcze się nie dokonała, tylko naszego Sojusznika Mniejszego. Jeśli go wpuści, to Departament Stanu, który wzorowo dostraja się do żydowskiego kamertonu, na pewno pogrozi Polsce nieubłaganym palcem, że właśnie „zagroziła swoim interesom strategicznym” - jak to było przy okazji klangoru wokół nowelizacji ustawy o IPN. Na tym przykładzie widać, że wolność słowa i swoboda badań naukowych ma swoje granice, które w dodatku stale się kurczą, odwrotnie proporcjonalnie do płomiennych zapewnień i gorączkowej krzątaniny osobników zajmujących operetkowe posady rzeczników praw obywatelskich. Ale tak to już jest; komunizm długo bez cenzury i terroru wytrzymać nie może i również na tym przykładzie widać, że wchodzimy w kolejny etap – etap surowości, któremu będą towarzyszyły mądrości, których jeszcze nie znamy, ale które z pewnością zostaną nam we właściwym momencie objawione w całej straszliwej postaci.
© Stanisław Michalkiewicz
27 marca 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
27 marca 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz