Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Licytacja o różnicę łajdactwa. Nienawistnicy osaczani. O pożytkach z tragedii

Licytacja o różnicę łajdactwa


        W odróżnieniu od naszego nieszczęśliwego kraju, w którym panuje zima, w Australii lato w całej pełni. W sobotę w Melbourne i okolicach temperatura wzrosła do 30 stopni, a w niedzielę i dni następne ma wzrosnąć do 40 stopni i więcej. Tu i ówdzie wybuchają pożary, co jest oczywiście bardzo złe, bo przy takich pożarach tworzy się mnóstwo złowrogiego dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, przybliżając w ten sposób ostateczną katastrofę, przed którą ostrzegał pan red. Szymon Hołownia. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo niektóre gatunki eukaliptusa oraz innych tutejszych roślin rozsiewają się właśnie wskutek pożarów. W wysokiej temperaturze wybuchają i w ten sposób rozrzucają nasiona, dzięki czemu wkrótce po pożarze pogorzelisko zaczyna porastać nowymi roślinami.
Jak widać, środowisku trudno dogodzić, zwłaszcza że w Chicago temperatury zamiast rosnąć, w myśl globalnego ocieplenia, spadają do poziomu już dawno nie notowanego. Jak tak dalej pójdzie, to stany Illinois i Minnesota upodobnią się do Syberii, gdzie będzie można zsyłać obywateli niepoprawnych politycznie, co to nie wierzą w globalne ocieplenie. Widzimy, że i tutaj nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo czemuż by każde państwo nie miało mieć swojej Syberii, na którą mogłoby zsyłać rozmaitych nienawistników? W dodatku pojawiły się oskarżenia, że za prezydenta Trumpa mrozy są ostrzejsze, niż za prezydenta Obamy, no i spada więcej śniegu. Jeszcze nie wiadomo, czy to dobrze, czy to źle, bo kiedy red. Wasilewski w latach 70-tych napisał, że za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka, to cenzura zdjęła mu ten felieton i w ogóle miał rozmaite nieprzyjemności. Widać, że środowisku trudno dogodzić, bez względu na to, czy ciepło, czy zimno, ale czyż może być inaczej, kiedy ludzkość walczy ze znienawidzonym klimatem? Wielokrotnie podkreślałem, że w tej sytuacji klimat nie ma innego wyjścia jak podjąć walkę z ludzkością, więc pewnie to jest przyczyną pożarów i mrozów.

        W tej sytuacji wieści z naszego nieszczęśliwego kraju wprawdzie docierają w postaci nieco stłumionej, ale docierają i w ten oto sposób świat dowiedział się o temperamencie Wielce Czcigodnego Stefana Niesiołowskiego. Objawiło się mu to w zaawansowanym już wieku, ale ludowe porzekadło nie bez powodu głosi, że w starym piecu diabeł pali. Zresztą i przedtem rozmaicie musiało bywać, bo w przeciwnym razie skąd by Janusz Szpotański mógł wiedzieć o romansach „Kostusia”, o którym wspominał w niezapomnianym wierszu „Pan Karol i Kostuś”, dedykowanym właśnie Stefanowi Niesiołowskiemu? Czytamy tam, że „Pan Karol ma żonę uroczą i mądrą, plus seraj rozkosznych kochanic, a Kostuś z pyskatą żonaty jest flądrą i romans ma z tkaczką z Pabianic.” Ale tak bywało w latach chudych, kiedy to nie tylko Kostuś siorbał cienką herbatkę, natomiast gdy nadeszły lata tłuste, to pojawiło się mnóstwo możliwości używania życia „całą paszczą, hucznie z przytupem i hulaszczo”. Toteż nic dziwnego, że sięgnięto do nieprzebranej skarbnicy doświadczenia pana doktora Zbigniewa Lwa Starowicza, który zawrócił uwagę, ze władza działa na mężczyznę jak afrodyzjak. Dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego rozmaici staruszkowie, zamiast przygotowywać się do bliskiego spotkania III stopnia z Trójcą Świętą, gotowi są na wszelkie poświęcenia, byle tylko uzyskać choćby okruszek władzy. Zresztą nie tylko staruszkowie. Robert Penn Warren w słynnej powieści „Gubernator” wyjaśnia, dlaczego władza działa jak afrodyzjak również na kobiety. „Bo z tego, kto mocny, dobywa się słodkość.” Swoją drogą, ciekawe, jak Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski postępował z nieskromnymi kobietami. Czy im wymyślał, tocząc pianę i w ten sposób doprowadzał się do ekstazy, czy też na przykład przebierał się w damskie suknie, jak na przykład Wielce Czcigodny Krzysztof Piesiewicz? Miejmy nadzieję, że energiczne śledztwo wyjaśni wszystkie wątpliwości, a tych jest mnóstwo, zwłaszcza, że Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski – jak mówią gitowcy – „idzie w zaparte” i wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, że całą tę seksaferę wymyślili znienawidzeni stronnicy znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego, żeby w ten sposób odwrócić uwagę od afery korupcyjnej, której głównym bohaterem jest właśnie Jarosław Kaczyński.

        Nie jest to zresztą jedyna afera, o której w dniach ostatnich zrobiło się głośno, bo oto pojawiły się nowe wątki w aferze reprywatyzacyjnej, która najwyraźniej się rozkręca w odróżnieniu od afery Amber Gold, o której zrobiło się cicho, zwłaszcza po zamordowaniu i niezwykle eleganckim pogrzebie pana Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska. Jak wiadomo, PiS nie wystawiło tam własnego kandydata, godząc się w ten sposób na triumfalne zwycięstwo pani Aleksandry Dulkiewicz, której kandydatura w tej sytuacji przypominałaby listę Frontu Jedności Narodu, na którą obywatel realizując swoje suwerenne prawo do wyboru, mógł głosować, albo nie. Przypominałaby, gdyby swojej kandydatury nie zgłosił pan Grzegorz Braun, ale mniejsza z tym, bo wydaje się, że pod pozorem wstrząsu spowodowanego zamordowaniem Pawła Adamowicza, PiS chciał w ten sposób przypomnieć niepisaną zasadę konstytuującą III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. Jednak opublikowanie przez „Gazetę Wyborczą” tak zwanych „taśm Kaczyńskiego” pokazuje, że ta propozycja została przez obóz zdrady i zaprzaństwa odrzucona. W tej sytuacji jesteśmy skazani na licytację o różnicę łajdactwa, jaką obóz zdrady i zaprzaństwa będzie prowadził z obozem płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. To właśnie ona prawdopodobnie będzie stanowiła główny nurt kampanii wyborczej. Przy pozorach surowości jest ona stosunkowo bezpieczna, bo nie trzeba już zajmować się żadnymi sprawami istotnymi dla państwa, na które zresztą ani jeden, ani drugi obóz nie ma chyba pomysłu, bo i po co wysuwać jakieś pomysły, skoro i tak trzeba będzie robić to, co nakaże nam Komisja Europejska z dwoma owczarkami niemieckimi na fasadzie. W ten oto sposób opinia publiczna będzie miała emocjonujące widowisko, które skutecznie odwróci jej uwagę od „pogłębiania integracji” i wszystkich jej skutków, podobnie jak od skutków amerykańskiej ustawy nr 447, o które ani jeden, ani drugi obóz nie ma odwagi pisnąć nawet słówka.


Nienawistnicy osaczani


        „Jeszcze echo racławickie w polu się kołysze, a w Połańcu Pan Kościuszko Uniwersał pisze” - czytamy u Autorów, których czytanie zalecał jeszcze pan Zagłoba. I słusznie – bo nigdy dosyć cytowania pełnych mądrości sentencji, zwłaszcza, że wojna z nienawiścią, która - chociaż przecież dopiero się rozkręca, a już wkracza w nową fazę, za pierwszej komuny nazywaną etapem. Na jednym etapie wyznawane, a w każdym razie zalecane były jedne mądrości, a na innym – zupełnie inne. Na przykład, na jednym etapie jest rozkaz, by pryncypialnie potępiać poczynania kelnerów spiskujących przeciwko III Rzeczypospolitej, co to podstępnie nagrywali serdeczne rozmowy dygnitarzy Platformy Obywatelskiej, ale na innym – swoją rozmowę z Lwem Rywinem nagrał sam pan red. Adam Michnik, który potem przed sejmową komisją chronił się za murami sławnej „tajemnicy dziennikarskiej” i orderem Legii Honorowej w klapie. Co innego bowiem gdy chodzi o tubylczy bantustan, a co innego, gdy chodzi o interesy spółki „Agora”, nawet gdy jej udziałowcem nie był jeszcze słynny grandziarz i „filantrop”. Czyż nie to właśnie miał na myśli Voltaire pisząc, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”.

        Teraz jednak, zgodnie zresztą z przewidywaniami, nieubłagana wojna z nienawiścią weszła z marszu w nowy etap w postaci wojny z nienawistnikami. Nie od dzisiaj wiadomo, że największym nienawistnikiem jest Jarosław Kaczyński, który nienawiścią nie tylko żyje przez 24 godziny na dobę, ale w dodatku nią zieje, niczym kobieta rodząca po ludzku, to znaczy – zgodnie z zaleceniami „Gazety Wyborczej”. Toteż właśnie na jej łamach zostały opublikowane „taśmy prawdy”, czyli zapis podsłuchanej rozmowy Naczelnika Państwa z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem. Chodziło o budowę dwóch wieżowców za 300 mln euro. To spora suma, co prawda nie tak duża, jak 1 700 mln dolarów, które pod koniec lat 80-tych państwo wyłożyło na nielegalny skup długów na międzynarodowym i z których 1 640mln dolarów zostało rozkradzione, niemniej jednak dobra psu i mucha. Z samego kurzu, jaki podnosi się przy przeliczaniu takich sum można wykroić kilka, a może nawet kilkanaście niezłych fortun. Budowa miała być sfinansowana z kredytu w tej właśnie wysokości, jakiego miał udzielić bank Pekao SA, który za komuny zajmował się tzw. „eksportem wewnętrznym”, który żartownisie nazywali „wydalaniem do środka”. Był to chyba jedyny bank handlujący wódką aż do początku lat 70-tych, kiedy wypączkowało z niego Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego PEWEX. Jak pamiętamy z artykułu opublikowanego w tygodniu „Wprost” na początku 1996 roku, Partia pobierała z PEWEXU dewizy, które lokowała w szwajcarskich bankach. W latach 1989-1990 uzyskała 800 zezwoleń dewizowych, a więc musiała realizować więcej, niż jedno dziennie, a jednego dnia potrafiła wytransferować 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys dolarów. I tak przez co najmniej 18 lat! Warto przypomnieć, że w tych właśnie latach dyrektorem PEWEXU został Marian Zacharski, któremu w ten sposób partia i rząd otarły łzy z powodu cierpień doznanych w amerykańskim więzieniu, gdzie odsiadywał był karę za szpiegostwo. Przedsięwzięcie nie doszło jednak do skutku z powodu pana Jana Śpiewaka, który zamierzał wedrzeć się na stanowisko prezydenta Warszawy po trupie spółki Srebrna – jako że nie mógł znieść sytuacji, gdy partia polityczna buduje wieżowce. Nic mu to nie pomogło, bo pan Rafał Trzaskowski nie tylko atakował PiS o właściwej strony, ale w dodatku pozyskał serca i umysły mieszkańców Warszawy, którzy właśnie w nim sobie upodobali. Ale wieżowce nie powstały, no a teraz „Gazeta Wyborcza” , jak pisze poeta „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęcie złamie, powyskrobuje”. Nie wiem, w jakim kierunku będzie rozkręcała tę sprawę , ale cokolwiek zrobi, będzie to zgodne z leninowskimi normami, które dla autorytetów moralnych zeszły do poziomu instynktów i w ten sposób stały się ich drugą naturą. Pan Śpiewak może nie ma szczęścia do prezydentur, ale specjalnego nosa odmówić mu nie można, bo niedawno „wycofał się” z polityki, do której ostatecznie zniechęcił go wyrok niezawisłego sądu, który skazał go za zniesławienie pani Bogumiły Górnikowskiej-Ćwiąkalskiej za ujawnienie jej roli w prywatyzacji kamienicy przy ul. Joteyki 13 w Warszawie. Co tam zniesławienie, kiedy w tej sprawie mogą posypać się piękne wyroki, zwłaszcza gdy inni sędziowie zadośćuczynią swemu pragnieniu „zemsty” o której z ogniem w oczach mówiła niedawno pani sędzia Kamińska. „Za wstyd, za smak upokorzenia zapłaci czelna mu hołota i będzie odtąd gnić w więzieniach, aż z niej zostanie kupa błota. Tak sobie Szmaciak mściwie roi, na korytarzu zaś już stoi podwładnych tłum, aby bez zwłoki stosowne zaraz podjąć kroki, gdy tylko wódz rozkazy wyda. Są to: milicji szef Maczuga, pan prokurator Jan Szaruga i bardzo tłusta biała gnida, prezes powiatowego sądu.” Czy wobec takiej perspektywy nie lepiej wycofać się z polityki?

        Ale o ile Naczelnik Państwa może zostać uznany za pierwszego nienawistnika, to gdzie mu tam do złowrogiego Antoniego Macierewicza, który nawet oczy ma „chore z nienawiści”. Aż dziw bierze, że po tylu nienawistnych czynach, jaki złowrogi Antoni Macierewicz się dopuścił, święta ziemia jeszcze go nosi. A nazbierało się tego sporo; i lustracja w 1992 roku i likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych we wrześniu 2006 roku, i unieważnienie kontraktu na śmigłowce „Caracal” i wreszcie – za kurację przeczyszczającą w naszej niezwyciężonej armii. Toteż gdy proklamowana została nieubłagana wojna z nienawiścią, nie trzeba było długo czekać, by i na tym odcinku zaczęły się podchody i CBA zatrzymało Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej pod zarzutami korupcyjnymi. Już od pewnego czasu przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa, zwanego inaczej obozem nieubłaganego postępu, Bartłomiejem Misiewiczem kłuli znienawidzonego Antoniego Macierewicza w chore z nienawiści oczy. Teraz jednak dostał się on w stalowe szpony aparatu ścigania. Niezależnie od tego, co mu tam CBA wykryje, prokuratura zarzuci, a niezawisły sąd przyklepie, niepodobna nie zauważyć, że to tylko wstępny etap pochodów pod symbol nienawiści, czyli złowrogiego pana Antoniego. Umieszczenie Bartłomieja Misiewicza na celowniku świadczy o ostrożności ze strony tak zwanych „służb”, które najwyraźniej nie były dotąd pewne, czy złowrogi Antoni Macierewicz nie skonstruował sobie jakiejś wyjątkowo paskudnej polisy ubezpieczeniowej, a w tej sytuacji nie można nawet dopuścić, by trafił go piorun kulisty, bo taki piorun potrafi spalić wszystko dookoła, bez rozróżniania politycznych barw, czy przynależności do tego, czy innego obozu.


O pożytkach z tragedii


        Nie ma to, jak tragedia. Na przykład taka, jaka wydarzyła się w Gdańsku po zamordowaniu przez osobnika niezrównoważonego psychicznie tamtejszego prezydenta Pawła Adamowicza. Toteż nic dziwnego, że każdy chce ją jakoś wykorzystać. To oczywiście nic złego, bo takie rzeczy nie zdarzają się codziennie, więc wszyscy próbują skorzystać z okazji, dopóki nie pojawi się następna. Sęk jednak w tym, że każdy próbuje na swój sposób, co musi prowadzić do zamieszania, a nawet – do potężnych dysonansów poznawczych. Na przykład przewielebny ojciec Ludwik Wiśniewski z zakonu Dominikanów chciałby wykorzystać tragedię do całkowitego wyrugowania nienawiści z polskiego życia publicznego. To oczywiście bardzo ładnie – ale – po pierwsze - czym ją w takim razie zastąpić, skoro od prawie 10, a nawet więcej lat, nienawiść była głównym elementem życia publicznego i politycznej propagandy? Mam tu na myśli m.in. tak zwany „przemysł pogardy”, w którym wzięły udział całe stada autorytetów moralnych – tych samych, którzy dzisiaj oskarżają TVP o „zamordowanie” prezydenta Adamowicza. Można by zastąpić ją miłością, ale to też ryzykowne, bo miłość, zwłaszcza dzisiaj, niejedno ma imię. Weźmy takiego pana Roberta Biedronia, który zamierza powrócić na krajową scenę polityczną z mocą wielką i majestatem. Czym będzie uwodził wyborców i jakie to przyniesie skutki? Na razie obiecuje emeryturę w wysokości 1600 złotych „dla każdego”, przelicytowując w ten sposób rządową kiełbasę wyborczą w postaci emerytur „Matka plus 4” - ale to z pewnością nie będzie ostatnie słowo, bo na scenę polityczną próbują wedrzeć się jeszcze inni ambicjonerzy, a poza tym 2000 złotych wygląda znacznie lepiej, niż 1600. Ile trzeba będzie zedrzeć z obywateli, żeby te wszystkie obietnice zrealizować chociaż w połowie i czy takie zdzierstwo da się pogodzić już nie tyle z miłością, co przynajmniej – z miłosierdziem? Okazuje się, że sprawa nie jest wcale taka prosta, jak się wydaje przewielebnemu ojcu Ludwikowi Wiśniewskiemu tym bardziej, że jeszcze nie wiemy, jak by ta eliminacja nienawiści wyglądała. Na przykład niezawisła pani sędzia (w stanie spoczynku) NSA Irena Kamińska „pragnie zemsty” na tych, którzy skorzystali z okazji stworzonej przez znienawidzony reżym Jarosława Kaczyńskiego i podstępem wpełzli na stanowiska zastrzeżone dla osób przyzwoitych, co to rozpoznają się po zapachu. Jak ma wyglądać taka „zemsta”? Nie chodzi przecież tylko o przeprowadzenie czystki etnicznej w sądach i trybunałach, bo to dopiero wstęp, a „zemsta” musi łączyć się przynajmniej ze spektakularnym upokorzeniem delikwentów, jeśli już nie z fizyczną ich eksterminacją. Warto dodać, że pani sędzia Kamińska swoje pragnienia przedstawiła tuż po tragedii w Gdańsku, więc nie wykluczone, że to właśnie ona stała się impulsem do ujawnienia „zamysłów serc wielu” - bo przecież pani sędzia Kamińska z pewnością nie jest w swoich pragnieniach odosobniona. Na przykład pan Grzegorz Schetyna powiedział, że wezwanie do porzucenia nienawiści jest skierowane do innych, to znaczy – do jego przeciwników politycznych. To jasne; „oni kłamią, my mówimy prawdę”. Nawet przewielebny ojciec Wiśniewski uznał, że pan Schetyna się „pogubił”. Wydaje mi się jednak, że „pogubił się” również przewielebny ojciec Wiśniewski mówiąc, że od jego mocnych słów ważniejsza jest „reakcja ludzi”. Ano, ludzie mają to do siebie, że „reagują” zwłaszcza w sytuacjach, gdy telewizje – albo rządowa, albo te nierządne – podżegają ich do „reagowania”. Niektórzy biorą to za dobrą monetę, ale nie zawsze mają rację. Dla przykładu, po wprowadzeniu stanu wojennego zapanował nastrój pobożności. Nawet pan Andrzej Szczypiorski się ochrzcił, chociaż niektórzy złośliwcy powiadali, że pierwszy chrzest mu się nie przyjął. Wielu przewielebnych księży uznało to za sukces swojej działalności misyjnej. Co prawda nie wszyscy, bo np. ksiądz Jan Twardowski w jednym z wierszy dawał wyraz podejrzeniom o koniunkturalizm: „Teraz się rodzi poezja religijna, co krok nawrócenia. Lepiej nie mówić, kogo nastraszył buldog sumienia. Ale ty, co świecisz w oczach, jak w Ostrej Bramie nie zapominaj, że pisząc wiersze byłem ci wierny w czasach Stalina”. A w czasach Stalina – wiadomo. Był inny etap i obowiązywały inne mądrości, wśród nich – pogardliwy stosunek do „religianctwa”. W latach 80-tych było już inaczej, bo uznawane na Zachodzie certyfikaty przyzwoitości wydawał Kościół, no i stąd te „nawrócenia”, które poczciwy ksiądz Jan Twardowski przypisywał „buldogowi sumienia”. Ale jakim tam „buldog” w sytuacji, gdy wcale nie ma pewności, czy wszyscy mają sumienia. Zresztą gdyby nawet i mieli, to Robert Penn Warren w znakomitej powieści „Gubernator”, wkłada w usta gubernatora Starka uwagę, że „jeśli człowiek politykuje, to jego sumienie także”. Toteż kiedy okazało się, że na Zachodzie honorowane są też certyfikaty „Gazety Wyborczej”, to natychmiast została proklamowana święta wojna z „państwem wyznaniowym” i „ajatollahami”. Tak samo i teraz, gdy w zachowaniach ludzkich dominuje potrzeba rozrywki do tego stopnia, że niektórym zaciera się linia oddzielająca rzeczywistość od fikcji. Toteż jednego dnia tłumy biorą udział w „nocnym czuwaniu”, ale już następnego – w demonstracji na rzecz praworządności, a potem jadą na Woodstock, bo tam też doświadcza się „wspólnoty”, jak w większości przedsięwzięć przemysłu rozrywkowego. I „czuwanie” i Woodstock to przecież „imprezy”, podczas których nie tylko można poimprezować, ale też doświadczyć wrażenia „wspólnoty”, o której w Panamie mówił niedawno papież Franciszek. Łatwo tedy się pomylić i pozory wziąć za rzeczywistość – co mogło przytrafić się właśnie przewielebnemu ojcu Ludwikowi Wiśniewskiemu.

        Bo tragedię można wykorzystywać na rozmaite sposoby, jako że „od polityki uciec niepodobna” - jak twierdziła literatka Anna Bojarska. A oto przykład. Po śmierci prezydenta Pawła Adamowicza zawakowało zajmowane przezeń stanowisko, na które swoją kandydaturę zgłosiła pani Aleksandra Dulkiewicz. Platforma Obywatelska oczywiście kandydaturę pani Dulkiewicz gorąco popiera, żeby zatrzeć nieprzyjemne wrażenie po ubiegłorocznym spuszczeniu z wodą Pawła Adamowicza, przeciwko któremu wystawiła pana Jarosława Wałęsę. Ciekawe, że również złowrogi reżym Jarosława Kaczyńskiego kandydaturę pani Dulkiewicz poparł w ten sposób, że powstrzymał się przed wysunięciem własnego kandydata, np. pana Płażyńskiego. Widać na tym przykładzie, że chociaż obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm przekomarza się z obozem zdrady i zaprzaństwa nawet przy wzajemnym używaniu „języka nienawiści”, to gdy przychodzi co do czego, to znaczy – do dzielenia łupów, to i jedni i drudzy „robią sobie na rękę”. W tej sytuacji kandydatura pani Dulkiewicz w wyborach uzupełniających przypomina listę Frontu Jedności Narodu z okresu pierwszej komuny, na którą obywatele mogli głosować, albo nie – więc nikt nie mógł powiedzieć, że nie mieli wyboru. Żeby tedy zatrzeć to niemiłe wrażenie powrotu do komuny, swoją kandydaturę na prezydenta Gdańska zgłosił pan Grzegorz Braun. Zaapelował o zbieranie podpisów z poparciem dla niego i co się stało? Oto w komentarzu pod tą wiadomością osoba podpisująca się jako „antymakrela” skrytykowała partię KORWIN, że „nie umie uszanować tej strasznej tragedii.” Czyli okazanie „szacunku” dla „strasznej tragedii” oznacza podporządkowanie się politycznej siuchcie z panią Aleksadrą Dulkiewicz na fasadzie. Nie ma to jak tragedia. Dobra jest na wszystko.


© Stanisław Michalkiewicz
2-3 lutego 2019
www.Michalkiewicz.pl / www.MagnaPolonia.org / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © domena publiczna [DeS specjalnie dla ITP² - witryna Autora ☞ tiny.cc/des]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2