Termin paradygmat wprowadził filozof Thomas Kuhn w książce Struktura rewolucji naukowych (The Structure of Scientific Revolutions) opublikowanej w 1962 roku. Paradygmat to zbiór pojęć i teorii tworzących podstawy danej dyscypliny naukowej. Jak twierdzi Kuhn naukowcy uprawiający naukę instytucjonalną (normal science) zajmują się prawie wyłącznie usuwaniem anomalii czyli niezgodności doświadczenia z obowiązującym paradygmatem. Gdy jednak liczba anomalii i ich waga przekroczy pewien krytyczny poziom nieuchronnie zachodzi rewolucja naukowa, której rezultatem jest zmiana obowiązującego paradygmatu.
Trudno ustalić jak naprawdę powstaje paradygmat w nauce. Tak czy owak podlega on albo przynajmniej powinien podlegać nieustannemu falsyfikowaniu czyli sprawdzaniu. Dotyczyło to wszystkich „poważnych” paradygmatów w dziedzinie przyrodoznawstwa. Jak się okazało nie dotyczyło jednak teorii Łysenki i Miczurina. Trzeba szukać przyczyny tego stanu rzeczy w systemie rządów danego kraju. W systemie autorytarnym przywódca decyduje co jest słuszne i co ma być obowiązującą dla wszystkich i nie podlegającą dyskusji prawdą. Stalina charakteryzowała jak wiadomo ogromna żądza władzy. Władzy nad ludźmi, nad społeczeństwem i nad przyrodą. Wydawało mu się, że prawa przyrody można zadekretować tak jak zasady partyjne. Że (jak twierdził Hegel) „jeżeli teoria nie zgadza się z faktami tym gorzej dla faktów”. Jak się jednak okazało przyroda nie chciała podporządkować się dekretom Stalina. Jezioro Aralskie wyschło gdy skierowano zasilające je dwie rzeki na pustynię w płonnej nadziei że zamienią tę pustynię w żyzne pola, szczepienie gruszek na wierzbie nie dawało oczekiwanych wyników, w wyniku eksperymentów Łysenki miliony ludzi zmarło z głodu. Nie protestowano przeciwko tym idiotycznym eksperymentom bo w kraju panował terror.
Terrorem nie da się jednak wytłumaczyć trwałości innych, równie jak teorie Łysenki głupich paradygmatów dotyczących choćby sposobu żywienia niemowląt. Otóż 40 lat temu w każdej książeczce zdrowia dziecka były wydrukowane następujące zasady: dziecko karmi się dokładnie co trzy godziny mieszanką mleczną, od trzeciego miesiąca życie podaje mu się zupę jarzynową zabielaną żółtkiem, a od czwartego zupkę gotowaną na mięsie i razem z tym mięsem miksowaną. Durnie, którzy wymyślili te zasady są odpowiedzialni za epidemię uczuleń nękających pokolenie obecnych czterdziestolatków, przecież nawet baba z bazaru powinna wiedzieć, że żółtko jaja kurzego jest jednym z najsilniejszych czynników uczulających. Trudno również wytłumaczyć trwałość tego paradygmatu grą interesów. Kto mógłby mieć interes w uczulaniu niemowląt? Tak działa nieśmiertelna głupota w stanie czystym.
Przykładem paradygmatu, za którym nie stoją fakty ani badania naukowe, natomiast stoją wielkie pieniądze jest teoria globalnego ocieplenia. Choć skutki społeczne tej fałszywej teorii są fatalne można próbować sobie wytłumaczyć jej trwałość czy uporczywość grą wielkich interesów.
Podobnie wygląda sprawa skuteczności obowiązkowych w Polsce szczepień i ich ubocznych skutków. Rzadko który naukowiec odważy się przeciwstawić lobby farmaceutycznemu forsującemu kolejne przymusowe szczepienia, a jeżeli nawet się odważy jego kariera zostanie zniszczona przez gorliwych kolegów.
Jednym z bardzo groźnych w skutkach paradygmatów wynikających jak się wydaje z czystej i bezinteresownej głupoty jest paradygmat samo-naprawczych właściwości przyrody. Otóż liczni ekologowie i jeszcze liczniejsi entuzjaści skupieni w różnych ekologicznych ruchach i organizacjach twierdzą, że przyrodę trzeba pozostawić samej sobie i poradzi sobie ona z wszelkimi plagami i zagrożeniami. Jak już pisałam być może przyroda sobie poradzi ale w perspektywie milionów lat. Pozostawienie Puszczy Białowieskiej na pożarcie kornikom, w obronie których występowały nie tylko zastępy przykutych do drzew entuzjastów lecz raczyła wystąpić nawet całym swoim autorytetem Unia Europejska jest przykładem takiej bezgranicznej i bezinteresownej głupoty. Unii Europejskiej nie może przecież zależeć na zniszczeniu jednego z istotniejszych obszarów leśnych w Europie. A jednak zarówno naukowcy jak i politycy nie reagują na widok hektarów lasu zniszczonych już przez kornika i nie chcą przyjąć do wiadomości, że za te zniszczenia odpowiedzialne są ich fałszywe teorie.
Podobna jak Puszczy Białowieskiej jest sytuacja Tatr. Tatry padły ofiarą inwazji kornika. Odpowiedzialny za to jest paradygmat zgodnie z którym w Parku Narodowym nie wolno ruszyć nawet kamyczka, nie wolno zerwać jagódki a przyroda pozostanie wspaniała, dzika i nieskalana. Tatry są rezerwatem od niedawna. Tatrzański Park Narodowy powstał z dniem 1 stycznia 1955 roku przez rozporządzenie Rady Ministrów z 30 października 1954 roku. Przed wojną w Tarach była prowadzona regularna gospodarka leśna. Drzewostan Tatr ma liczne mankamenty. Jednym z nich jest przewaga świerka, który pada ofiarą halnych wiatrów i jest podatny na działanie szkodników. Najgroźniejszym z nich jest kornik. Obecnie całe połacie lasu są zeżarte przez korniki czego nie chce przyjąć do wiadomości zarząd parku. Nie chce również przyznać, że aby ratować Tatry konieczny jest sanitarny wyrąb chorych drzew. Tatry są naszym dobrem narodowym i naszym obowiązkiem wobec przyszłych pokoleń jest pozostawienie ich w najlepszym możliwie stanie. Żadna ideologia, żaden paradygmat, żadne organizacje ekologiczne nie mogą przeszkodzić w ratowaniu Tatr.
Od lat ratowaniem tatrzańskiej limby zajmuje się doktor Jan Chmiel. On też jest autorem ilustrujących zniszczenia zdjęć. Jedno z nich mówiące wiele o stanie Tatr można zobaczyć w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety.
© Izabela Brodacka Falzmann
16 stycznia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
16 stycznia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz