Ponieważ sama sugestia, że można by trochę pokonspirować, a w dodatku czynić to całkowicie bezkarnie i bez ryzyka wywołuje niesłychane emocje, udział w przedsięwzięciu FYM-a cieszył się wielkim powodzeniem i tak aż do momentu kiedy zaczął on realizować inny projekt, na innym grancie, znany jako Czerwona Strona Księżyca. Mechanizm jednak pozostał i działa nadal, nie tylko w konspiracji, ale w ogóle w życiu i jest najłatwiejszą pułapką, a jaką dają się schwytać Polacy. Oni wręcz do niej wbiegają z uśmiechem na ustach i domagają się jeszcze pochwał za tempo, które narzucili sobie i innym. Ja pamiętam swoją wizytę w sądzie w związku z procesem Jarosława Marka Rymkiewicza przeciwko Michnikowi, pamiętam jak Grzegorz Braun nakręcił film „Poeta pozwany” i jak Sakiewicz popychał wychodzącego z sali sądowej Rymkiewicza, żeby szedł szybciej, bo obiad stygnie. Pamiętam ten tłum przed salą i pamiętam oklaski i całą tę niezwykłą atmosferę, jaka temu towarzyszyła. Pojawił się tam nawet stareńki Bernard Ładysz, który chciał też zobaczyć jak żydowski sąd skazuje poetę, a potem zasłabł. Byłem wtedy obok, ale mu nie pomogłem, bo musiałem wydobyć z pewnego miejsca ważne bardzo papiery i leciałem przed siebie na łeb na szyję. Opisałem jednak całą rzecz i wielu ludzi miało o to do mnie pretensje. Karetka jednak przyjechała i Bernard Ładysz otrzymał właściwą opiekę. Nie pamiętam natomiast i nie sądzę by ktoś z osób tu obecnych pamiętał, jaki był wyrok w sprawie Michnik przeciwko Rymkiewiczowi. To bowiem miało już mniejsze znaczenie, o wiele istotniejsze było, żeby ludzie mogli zebrać się pod salą sądową i ekscytować się wspólnie tym iż są ciemiężeni, ale nie dają się, bo Polacy zawsze przeciwstawiają się złu.
I wyobraźcie sobie, że wczoraj parasol przesłał mi taki oto link, który żywo przypomniał mi mój pobyt w sądzie w roku 2011 albo 2012. Oto on:
http://www.youtube.com/watch?v=h4Ac9_TGisg
Atmosfera jest jak widzimy fantastyczna. Polski dziennikarz jest szykanowany przez Niemców, którzy wytaczają mu proces, ale on się nie lęka wcale, albowiem ludzi są z nim i prawda, która ich wyzwala także jest z nim. Ja nie będę tu orzekał w sprawie Witolda Gadowskiego i tego co on powiedział o tych Niemcach, chciałem zwrócić uwagę na dwie tylko rzeczy. Ktoś tu, chyba bendix, przypomniał ostatnio, że to co opisywała Nałkowska w „Medalionach” zostało dawno zdyskredytowane, co oczywiście nie umniejsza niemieckich zbrodni wcale, umniejsza jedynie wiarygodność śledczych, którzy miast wskazać winnych, rozpoczęli obudowywanie ich czynów jakimś zbrodniczym folklorem, który wszedł potem do kanonu myślenia o obozach zagłady. Tym samym wskazali, że mieli prócz wyjaśnienia sprawy i oddania czci ofiarom jeszcze jakiś dodatkowy interes do załatwienia. Druga sprawa – ponoć ci Niemcy wynajęli kancelarię w Polsce, a do tego jest to kancelaria, z którą przyjaźni się prezydent Duda. Tak to wyjaśnia na załączonym filmie Witold Gadowski, ale dyplomatycznie z tego się wycofuje i nie chce mieszać prezydenta do całej sprawy, bo słyszy już ten pomruk w tłumie. Jeszcze jedna rzecz jest interesująca – mówi nam Witold Gadowski, że być może o losie obecnej władzy rozstrzygnie ulica. Nie wierzyłem w to co usłyszałem. Od tylu lat wszyscy prowadzimy te blogi, a Witold Gadowski należy do najbardziej bojowych blogerów świata. I cały czas występował w obronie Prawa i Sprawiedliwości i nagle mówi coś takiego? Że ulica rozstrzygnie? I jeszcze dziennikarz Rola, który woła do Witolda Gadowskiego – Witku, Witku…Niesamowite. Choć może lepiej byłoby napisać – Niesamowitku….
Nie wiem, jak zakończy się proces Witolda Gadowskiego, choć mam pewne przypuszczenia, sądzę, jednak że nie zebranych przed salą sądową osób nie ma to najmniejszego znaczenia, albowiem oni już odebrali swoją nagrodę – pośpiewali wspólnie, ich serca przeszedł dreszcz, a także poczuli siłę i czas. Pan Witold zaś zachęcił ich, by w godzinie próby szli ulicami miast. I tak, panie dziejaszku, w koło…Co na to Niemcy, zapyta ktoś? Myślę, że ziewają. Pewnie nawet mało dyskretnie. Być może nawet ktoś z nich namówił Witolda Gadowskiego na wygłoszenie tych kontrowersyjnych słów, bo sprzedaż tygodników spadała. A tak, znów się podniesie, a koszta przecież żadne. Sprawa zaś zakończy się ugodą – tak myślę.
I teraz – ktoś może powiedzieć, że my do tej Tłokini jedziemy też, żeby pokonspirować. A w życiu….Nich nikt nawet nie próbuje wysuwać takich sugestii. Nie ma żadnej konspiracji i nikt nie będzie schodził do piwnic, nawet po kartofle. Wino zaś, dla chętnych, doniesie kelner. Nie ma mowy o żadnym konspiracyjnym ubóstwie i nie ma mowy o odcinaniu kogokolwiek od informacji. Jedziemy tam wszyscy, by zobaczyć nowoczesną rezydencję polskiego szlachcica. Tak się złożyło, że właściciela – Pana Posła Ignacego Chrystowskiego akurat nie ma w domu, bo źli ludzie, w tym zawodowi konspiratorzy, nawołujący do wychodzenia na ulice, spowodowali, że musiał on wraz z rodziną opuścić rodowe gniazdo w okolicznościach mało komfortowych. To nie jest nasza wina i nie będziemy czerpać z tego satysfakcji. Możemy się pomodlić za spokój duszy Pana Posła, jego żony i dzieci, a wszyscy oni są tam dobrze widoczni na licznych fotografiach. Powtarzam – nie organizujemy naszego uniwersytetu z myślą, by cokolwiek ukrywać. Oczywiście nie organizujemy go też po to, by cokolwiek ujawniać. Żeby dowiedzieć się o czym się tam będzie gadało, za całkiem zamkniętymi drzwiami, trzeba będzie – następnym już razem – uiścić wpisowe. Precz z konspiracją, precz z wychodzeniem na ulicę, precz z śpiewaniem hymnów i wszelką demonstracją emocji. Precz, precz i jeszcze raz precz…Aha, precz z bardami uzbrojonymi w gitary, jak się których gdzieś w okolicy niespodziewanie pojawi, połamię mu instrument, musi być tego świadom.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Felieton został nieznacznie dytowana przez redakcję. Oryginał TUTAJ.
Ilustracja © brak informacji / www.szkolanawigatorow.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz