Co to jest suwerenność? Bez wstydu zaglądam do wszystkich możliwych źródeł i zaczynam od języków obcych. Po francusku „souverain” znaczy tyle, co „najwyższy”, po łac. „nad; dodatkowo”.
Z kolei najnowszy słownik PWN podaje tak proste definicje, że i Zofia Romaszewska powinna zrozumieć:
- zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy nad określonym terytorium, grupą osób lub samym sobą;
- posiadanie władzy zwierzchniej
Jeszcze przed głosowaniem swoje zdanie wielokrotnie ogłosił Prezydent RP i podkreślał, że ustawa jest absolutnie konieczna i potrzebna Polsce. Pałac prezydencki nie wypowiedział jednego słowa, nie wyraził oczekiwania i nie zaproponował choćby jednej poprawki. O dziwo prezydenccy doradcy i prezydenckie otocznie, zazwyczaj energiczne i gotowe do wypowiedzi na każdy temat, też milczało jak zaklęte, nikt nie miał nic do powiedzenia. Do nadzwyczajnego spokoju polityków dołączyli obywatele. Nie było to trudne, ponieważ treść nowelizacji ustawy znał może promil polskiego społeczeństwa, ale około 80% słyszało, że chodzi o to, aby w świecie nie obwiniać Polski za niemieckie zbrodnie i obozy koncentracyjne.
Wedle wszelkich możliwych badań oczywiste stanowisko, że Polska nie odpowiada za niemieckie zbrodnie, przyjmowała zdecydowana większość Polaków. Sprawa wydawała się jasna każdemu, kto ma choć odrobinę oleju w głowie i skrawek wiedzy historycznej. Ustawa nie budziła dostrzegalnych kontrowersji wśród historyków i ekspertów, nie było demonstracji przed sejmem i próśb kierowanych do UE, aby zajęła twarde stanowisko. Za prawdziwy cud uznać należy, że na temat ustawy nie pojawiły się głosy konstytucjonalistów, pierwszy raz od dwóch lata nie słyszałem, aby jakaś ustawa zaproponowana przez prawicowy rząd nie była niekonstytucyjna.
26 stycznia 2018 Polska podjęła suwerenną decyzję, która przeszła bez większego echa, chociaż dotyczyła fundamentalnej kwestii. Potem Polska poszła na weekendowe imprezy i zasnęła zmęczona wrażeniami. Następnego dnia, w sobotę, ludzie zajęli się porządkami i gotowaniem obiadu, aż tu nagle wieczorem w Muzeum Auschwitz, w związku z 73 rocznicą wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego, do mikrofonu podeszła ambasador Izraela Anna Azari. W miejscu świętym dla Żydów, Polaków i wielu narodów, których obywateli Niemcy zagazowali i spalili w piecach, pani ambasador łamaną polszczyzną postanowiła zrobić geszeft. W imieniu Izraela padło oświadczenie, że polska nowelizacja ustawy o IPN jest nie do zaakceptowania.
Od tego momentu wszystko, co spokojne stało się wrzące, a wszystko co normalne zgłupiało. W polskim senacie głosowanie przebiegało jak za najgorszych czasów, gdy posłanki PO śpiewały piosenki podziemne, a posłanki Nowoczesnej spożywały wigilijny pasztet. Jednocześnie odezwali się wszyscy dziennikarze, politycy, doradcy, fundacje, no i konstytucjonaliści rzecz jasna. Po kolejnych protestach ze strony Izraela i „zaniepokojeniu” ze strony USA, nie lewackie i targowickie środowiska, ale niemal cała „klasa polityczna” dostała na głowę. Wszyscy zaczęli się tłumaczyć, biegać jak z ukropem, część przepraszała, część zapewniała o przyjaźni i podtrzymaniu relacji z naszymi „partnerami”. W efekcie ustawa, która od piątku do soboty była jasna dla Polaków, stała się najbardziej skomplikowanym i koniecznym do dalszych prac przepisem prawnym.
Polski prezydent łaskawie podpisał dokument, ale jednocześnie skierował do TK. Na poparcie tej „kompromisowej decyzji” przedstawiciele polskich instytucji odpowiedzialnych za politykę historyczną ożywili się i przemówili głosem… ambasadorów Izraela i USA. Co się takiego stało? Bardzo smutna, przygnębiająca rzecz! Na wszystkich możliwych poziomach Polska pokazała, że nie jest krajem suwerennym i to nie koniec smutnych informacji! Zwykle państwa tracą suwerenność w dramatycznych okoliczność, wojna, wewnętrzny konflikt zbrojny, napaść i zajęcie terytorium. Polska w sobotni styczniowy wieczór straciła suwerenność po kabotyńskim, cynicznym, wystąpieniu ambasador Izraela, która na grobach swoich przodków chciała załatwić biznes amerykańskim i izraelskim kancelariom.
O znacznej utracie suwerenności świadczy sam fakt, co się z Polakami po tej izraelskiej żenadzie stało, o pełnej utracie przesądzi zmiana choćby jednego przecinka w nowelizacji ustawy o IPN. Nigdy wcześniej, nie wdzialiśmy tak spektakularnego potwierdzenia, że polska władza i instytucje tylko dużo krzyczą o suwerenności, a w chwili najmniejszej próby podkulają ogon i szukają „kompromisowych rozwiązań”. Przypomnę na koniec, że podjedliśmy w Polsce suwerenną i nie budzącą kontrowersji decyzję, którą pod wpływem opinii z zewnątrz przekazaliśmy do ponownej analizy. Proszę nie próbować mnie przekonywać, że Polska jest krajem suwerennym, bo to jest irytujące kpienie z powagi sytuacji. Polska może być suwerenna, jak wypełni słownikową definicję suwerenności, zwłaszcza w części: zdolność do samodzielnego, niezależnego od innych podmiotów, sprawowania władzy.
© MatkaKurka
17 lutego 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
17 lutego 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz