Nie wykorzystujemy jednego z największych atutów jakie obecnie posiadamy.
No dobrze. Już nie będę się droczył. Mam na myśli ogromną polską diasporę rozsianą po całym świecie, której do dziś polski rząd nie stworzył szansy, aby się zjednoczyła, stworzyła jedno silne lobby i zaczęła pracować dla naszej Ojczyzny.
Dziś, wedle nie wiem jakiego prawa, mniejszość niemiecka ma w polskim parlamencie obligatoryjnie przyznane miejsca. Dzieje się tak w momencie, gdy w Niemczech Polaków nie uznaje się nawet za mniejszość narodową i nie przyznaje się im tam stosownych praw.
Pytanie: dlaczego nasza Polonia nie zasiada dziś w polskim parlamencie?
To pytanie pozostaje ciągle bez poważnej odpowiedzi.
Co stoi na przeszkodzie, aby tak zmienić naszą ordynację wyborczą tak, że dla światowej Polonii znalazłoby się w polskim parlamencie kilka miejsc?
Za czasów PRL komuniści dobrze zdawali sobie sprawę z faktu, że środowiska Polonii są nieprzychylne wobec sowieckiej okupacji naszego kraju. Ze strony emigrantów komuniści nie mogli liczyć na żaden przychylny gest. Stąd też cały wysiłek peerelowskiej polityki zagranicznej, placówek dyplomatycznych i służb specjalnych skoncentrował się na nasyceniu środowisk polonijnych agenturą i spowodowaniu ich skłócenia i podziału.
Kilkadziesiąt lat prowokacji, działania agentury i nasyłanie na środowiska emigracyjne najgorszych szumowin sprawiło, że polska diaspora uległa rozproszeniu i do dziś trawią ją głębokie konflikty.
Dziś, gdy wszystkie polskie siły witalne powinny zjednoczyć się w działaniach dla pomyślności Ojczyzny, Polonusi w Stanach Zjednoczonych nie mają ani jednej organizacji, która skutecznie lobbowałaby na rzecz polskich interesów.
Niestety Kongres Polonii Amerykańskiej stał się już tylko instytucją opartą na finansach i całkowicie wycofuje się ze świata polityki. Podobnie jest w Ameryce Południowej i w Europie Zachodniej. To nie przypadek, że dziś nie działa żadna duża organizacja grupująca najbardziej dynamicznych i chcących pomagać krajowi emigrantów.
W dziedzinie wspólnego działania i solidarności z własnym narodem i krajem oczywiście absolutnymi liderami są Żydzi, ale przecież i Irlandczycy i Włosi, a nawet Hiszpanie i Niemcy także wytworzyli mechanizmy samopomocy i potęgowania własnej siły na obczyźnie.
Dwa lata władzy Prawa i Sprawiedliwości niewiele w tej materii zmieniły. Wystarczy wybrać się do Londynu, aby zobaczyć w jakim stanie znajdują się tradycyjne polskie instytucje. Wielka emigracja Polaków na Wyspy nie przyniosła tam znaczącej zmiany. POSK jest niemal całkowicie we władaniu ludzi, którzy z budowaniem polskiej niepodległości nie mają wiele wspólnego. Inne tradycyjne instytucje polonijne na Wyspach albo chylą się ku upadkowi, albo też są bezwzględnie sprzedawane w obce ręce – tak stało się z piękną posiadłością Fawley Court, którą – za duże pieniądze – sprzedali księża Marianie.
Niestety, po tzw „przełomie” związanym z „okrągłym stołem” polska polityka wobec środowisk polonijnych nie uległa większej zmianie. Działo się tak być może dlatego, ze w dyplomacji ciągle brylowali ludzie, którzy swoje szlify zdobywali jeszcze w PRL. Tzw „korporacja Geremka” w MSZ dbała o to, aby polskie interesy nie były wyznacznikiem działań naszej dyplomacji.
Do niedawna ambasadorem RP w Stanach Zjednoczonych był wybitnie nie znoszący polskiego patriotyzmu Ryszard Schnepf. Jego odwołanie przebiegało z wielkim trudem i przy wyraźnym oporze obecnego ministra Witolda Waszczykowskiego.
Przykładem tego jak w okresie Trzeciej RP zwalczano autentycznych przywódców Polonii może być rozpętanie „afery” wobec wielce zasłużonego dla południowoamerykańskich Polaków Jana Kobylańskiego, prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ), który stał się ofiarą pomówień ze strony polskich „dyplomatów” Jarosława Gugały i wspomnianego już Ryszarda Schnepfa. Nikt nie zajmował się sprawdzeniem serwowanych przez „Gazetę Wyborczą” zarzutów.
Jan Kobylański został – przez Władysława Bartoszewskiego – odwołany z funkcji konsula honorowego Polski w Argentynie i Urugwaju.
Jedna czwarta polskiej populacji przebywa poza granicami naszego kraju. Są to ludzie dynamiczni, często doświadczeni i mogący pochwalić się dużymi sukcesami w swoich krajach. Tylko krecia robota komunistów i ich pogrobowców w Trzeciej RP sprawiła, że Polacy na całym świecie nie stworzyli polskich sieci, które mogłyby dyskretnie działać na rzecz interesów naszej Ojczyzny.
Mając wobec siebie taki potencjał rychło musieliby się liczyć z polskimi interesami wielcy tego świata. Swary w środowiskach polskiej emigracji często dotyczą spraw marginalnych i nieistotnych, wszystko składamy na karb naszej narodowej natury. Mówimy: no cóż gdzie Polaków trzech, tam są cztery zdania i pięć frakcji. To mity, gdyby nie bezpieczniacka dyplomacja pewnie bylibyśmy mniej poróżnieni niż dziś.
Dziś jednak nadeszła pora na polonijne zjednoczenie. Mocny polski ruch, działający w najważniejszych krajach świata to może być siła, którą z dzisiejszej perspektywy trudno nawet oszacować.
Drugi problem to Polacy mieszkający na Litwie, Ukrainie, Białorusi, w Kazachstanie i w Rosji. Im Polska jest po prostu winna wsparcie i pamięć.
Nasza narodowa solidarność nie może bowiem kończyć się tylko tam, gdzie doraźnie możemy coś zyskać.
Polskie państwo musi bezwzględnie stawać po stronie naszych rodaków, którzy są prześladowani. Nasza dyplomacja powinna sprawnie i skutecznie zabezpieczać interesy tych, którzy często nie z własnego wyboru, znaleźli się na wschód od granic naszego państwa.
Dziś szczególnie ważna jest akcja na rzecz praw Polaków na Ukrainie. Ukraińskie władze grają bowiem dziś z Polską bardzo perfidną grę: wyciągają ręce po finansowe i polityczne wsparcie, a jednocześnie dopuszczają do głosu nacjonalistyczne i banderowskie grupy, które głoszą poglądy skrajnie Polakom i polskiej tradycji wrogie.
Musimy także mieć świadomość, że liczba Ukraińców w Polsce niebezpiecznie rośnie i już dziś – w kręgach banderowskiej doncewszczyzny – snute są plany powołania siły politycznej (czy tylko takiej?) w Polsce, która będzie działała w interesie Ukraińców i Ukrainy wewnątrz polskiej diaspory narodowej.
Nie trzeba dodawać, że brak kontroli ze strony polskich służb specjalnych nad takimi pomysłami może skutkować bardzo poważnymi zagrożeniami bezpieczeństwa i integralności naszego państwa.
Polonia na Wschodzie i Zachodzie, to nie tylko liczni ambasadorzy polskiej sprawy, ale przecież także nasze oczy i uszy w świecie.
Rozumiem, że PRL nie dbała o relacje z polskimi kręgami emigranckimi, rozumiem, że postpeerelowska Trzecia RP lekceważyła problemy Polonii, w tym czasie ważniejsze były przecież interesy Niemiec i Rosji, rozgrywane w Polsce. Nie mogę jednak pojąć dlaczego teraz politycy PiS tak nie doceniają siły i przydatności środowisk polonijnych.
Błędy w polityce zagranicznej i bardzo opieszała wymiana kadr na zagranicznych placówkach RP pokazują jak wiele jest jeszcze do zrobienia.
Miarą niepodległości Polski jest m.in. jej ścisły związek z patriotami mieszkającymi i pracującymi poza jej granicami.
© Witold Gadowski
2 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.gadowskiwitold.pl
2 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.gadowskiwitold.pl
Czytelniku! Jeśli uważasz, że to co robi autor jest słuszne, możesz dobrowolnie wesprzeć prawdziwie niezależne dzienikarstwo przy pomocy PayPal wysyłając dowolną sumę na adres witold@gadowskiwitold.pl lub tradycyjnym przelewem bankowym na konto:
Witold Gadowski
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289
Ilustracja © Dziennik Związkowy, USA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz