No właśnie – czy tego chcemy czy nie – od momentu zmiany na stanowisku premiera na Mateusza Morawieckiego w społeczeństwie pojawił się pewien odczuwalny niedosyt związany z dobrą zmianą, jakby coś nieoczekiwanie zaczęło zgrzytać, motać się po katach, poszturchiwać, łajać i dokazywać, mimo zachowania pozorów jedności politycznej po stronie prawicy. Dobra zmiana poczęła z wolna przeistaczać się w rodzaj permanentnego kaprysu dowodzenia; decyzyjność parlamentarna została zawężona do kilkuosobowego kierownictwa politycznego wokół Zjednoczonej Prawicy – skąd po Święcie Trzech Króli na światło dzienne wyszły propozycje zmian gabinetowych. Rekonstrukcja rządu Morawieckiego objęła resorty: obrony narodowej, zdrowia, cyfryzacji, gospodarki i finansów, spraw wewnętrznych.
Już pod koniec zeszłego roku Polaków najboleśniej dotknęła zmiana na stanowisku premiera – bowiem premier Beata Szydło zaskarbiła sobie uznanie i szacunek także na arenie międzynarodowej, przede wszystkim za zdecydowaną obronę polskich interesów, dając tym samym przykład swoją obywatelską i nienaganną postawą „jak zwyciężać mamy”. Zwłaszcza, kiedy UE wszelkimi sposobami dążyła do wdrożenia programu relokacji imigrantów islamskich na obszarze całej unii według przyjętego rozdzielnika liczbowego, na który przystał poprzedni rząd Ewy Kopacz (PO-PSL), nie pytając co na to wolny naród polski.
Także odwołanie ministra Antoniego Macierewicza doprowadziło do swoistego wrzenia społecznego, że nawet naczelny Gazety Polskiej, Tomasz Sakiewicz, pogroził palcem prezydentowi Dudzie za cichy udział w tym niefortunnym procederze. Na taki punkt widzenia natychmiast zareagował redaktor Bronisław Wildstein (tygodnik „wSieci” i portal internetowy „wPolityce”), stawiając proobywatelską tezę (redakcyjną): „Liczy się obywatel, nie wyborca…”. Dał trym samym do zrozumienia, że 30 tysięcy czytelników GP o niczym szczególnym jeszcze nie przesądza w życiu politycznym kraju, gdyby nawet ci wszyscy czytelnicy poparli zdanie naczelnego. Poszło w istocie o kaprys prezydenta, któremu polityka kadrowa w MON, jaką samodzielnie realizował odwołany minister Macierewicz, z jakichś przyczyn (obiektywnych lub nie) nie odpowiadała. Ale ta polityka kadrowa w dużej mierze odpowiadała Polakom, bo Macierewicz (podobnie jak premier Szydło) miał swój punkt widzenia na sprawy modernizacji sił zbrojnych w polskiej armii, a ten punkt widzenia był zgodny z koncepcją i strategicznymi założeniami rządu PiS. Zatem to nie deficyt zaufania prezydenta Dudy wobec ministra Macierewicza powinien stanowić miarodajny punkt odniesienia przy rekonstrukcji rządu, chociażby z tego względu, że dokonania polityczne prezydenta czy nowego premiera nijak się mają do dokonań byłego szefa SKW w latach 2006-2007, ministra spraw wewnętrznych w latach 1991-1992 i wieloletniego opozycjonisty w latach 1968-1989 – współzałożyciela KOR.
Poza tym od strony społecznej, aksjologicznej (etycznej, moralnej, poznawczej, religijnej, naukowej itp.) oraz zasad prawnych obowiązujących w demokracji niedopuszczalne jest deprecjonowanie czynnego (aczkolwiek anonimowego) wyborcy głosującego na PiS, którego oczekiwania – według redaktora Wildsteina – niekoniecznie są zbieżne z prawdziwą wolą (już konkretnego) obywatela, bo to wprost urąga ludzkiej inteligencji. Cóż – każdy orze jak może – więc i wizja redakcyjna bywa czasami raz bardziej „wyborcza”, a innym razem bardziej „obywatelska”. Co do obowiązków prezydenckich, to trzymałbym się poglądu nie wkładania kija w szprychy, tylko trzymałbym się w pierwszej kolejności etosu prawdy i wiary (jak czynili to zwycięscy, polscy monarchowie); postulowałbym raczej, a nie intrygował, o współodpowiedzialność za państwo i obywateli, traktowanych mimo wszystko na równi z wyborcami, których w żadnym razie nie należy dzielić na frakcje polityczne ze względu na niestałość emocjonalną i poglądową. Bezpośredni udział obywatela w proces wyborczy zaczyna i kończy się w dniu wyborów; wola obywatela-wyborcy ustaje z chwilą oddania głosu i wrzucenia karty do urny. Ocena czynności wyborczych podlega kontroli sądowej (SN) i administracyjnej poprzez wyłonienie ciał ustawodawczych.
Znacznie większą dojrzałością redakcyjną oraz osobistym taktem wykazał się redaktor Witold Gadowski w cotygodniowym komentarzu politycznym, udostępnianym w Internecie na użytek publiczny, któremu także zrobiło się smutno po dymisji ministra Macierewicza – nie tylko ze względu na osobistą znajomość, ale z uwagi na wagę i rozmiar odpowiedzialności jaka spoczywa na cywilnej kontroli państwa nad wojskiem. W tym duchu wyraził swoje obawy co do słuszności podjętej decyzji przez kierownictwo PiS, ale obdarzył zaufaniem nowego ministra, Mariusza Błaszczaka. Za to nie omieszkał „ugryźć się w język” za wcześniejsze komentarze pod adresem ministra spraw zagranicznych, Witolda Waszczykowskiego, którego miejsce zajął Jacek Czaputowicz – członek ruchu społeczno-politycznego Wolność i Pokój z lat 1985-1992; związany z niereformowalną korporacją śp. Bronisława Geremka (UW), zakotwiczoną w MSZ od wczesnych lat 90. Któremu bliżej do Bartłomieja Sienkiewicza (PO) i Bogdana Klicha (PO) od teoretycznego państwa Tuska niż do polityków PiS-u. Dowcip o „kozie” z żydowskiego kawału – jak znalazł.
© Antoni Ciszewski
11 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.magnapolonia.org
11 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.magnapolonia.org
Ilustracja © DeS / ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz