W wielkiej polityce nic, absolutnie nic, nie dzieje się przypadkiem. Nic nie dzieje się pod wpływem impulsu. Wielka polityka to twarda gra, w której strategie ustala się na całe lata naprzód, a każdy, nawet z pozoru drobny ruch planuje się starannie. Tyle tylko, że jak to w życiu bywa, czasem zawodzi najlepsza strategia, a misterny plan bierze w łeb.
Tak było w grudniu ubiegłego roku podczas puczu przed Sejmem, kiedy to poprzez prowokacje próbowano wywołać zamieszki w Polsce. Z tygodnia na tydzień widać narastają frustrację opozycji i wspierających ją łże-mediów, zakończoną kolejnymi próbami szkalowania Polski na arenie międzynarodowej. Dotychczas wszystkie próby „zdyscyplinowania” Polski spaliły na panewce. Wszystko wskazuje, że dyspozycje już zostały wydane i wkrótce będziemy mieli do czynienia z kolejną, bardzo niebezpieczną próbą obalenia rządu. „Warszawska Gazeta” ustaliła, że Tusk i jego otoczenie będzie dążyć do eskalacji napięcia w relacjach z Polską. Sygnałem do otwartego ataku ma się stać uchwalenie nowych ustaw o reformie działania Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Francja i Niemcy lobbują za stworzeniem listy polskich polityków, którzy będą mieli zakaz wjazdu na ich teren, jako sankcję „za łamanie demokracji”. Na wprowadzenie sankcji przez całą UE nie ma bowiem żadnych szans. Ten scenariusz francusko-niemiecki obliczony jest na efekt wizerunkowy – Polska zacznie być postrzegana w jednym rzędzie z Białorusią i Rosją, której politycy są objęci podobnymi sankcjami.
Seria „przypadkowych” zdarzeń
Ostatnio mamy do czynienia z ciągiem pozornie ze sobą niezwiązanych zdarzeń. Najpierw miliarder i spekulant 87-letni George Soros ogłosił, że przekaże na „cele dobroczynne” 18 mld USD ze swojej fortuny. Oczywiście Soros w swojej „szczodrobliwości” nie zamierza bynajmniej „bawić się” w nakarmienie głodnych ludzi. Ogłosił bowiem przekazanie fortuny do… swoich Fundacji Społeczeństwa Otwartego, zajmujących się głównie działaniem na rzecz zniszczenia państw narodowych oraz opartych na tożsamości wywodzącej się z kultury chrześcijańskiej. Mamy więc sytuację: Soros wydaje fortunę, ta trafia do jego fundacji, ale kto jest ostatecznym odbiorcą – tego nikt nie wie.
Zaraz potem Niemiecki Związek Dziennikarzy (DJV) uchwalił rezolucję potępiającą rzekomo trudną sytuację dziennikarzy w Europie Wschodniej, a zwłaszcza w Polsce. Zupełnie tak, jakby niemiecką szczujnią ktoś dyrygował.
Kilka tygodni później w Warszawie miały miejsce obchody Narodowego Święta Niepodległości z Marszem Niepodległości jako najważniejszą demonstracją. Od kiedy Platforma straciła władzę i policyjni prowokatorzy już nie uczestniczą w marszu, to nie dochodzi do żadnych awantur i bijatyk z siłami porządkowymi. Za to w tym roku na Marszu pojawiło się kilka osób z kontrowersyjnymi transparentami. Oczywiście można założyć, że wśród ponad 100 tys. ludzi zawsze znajdzie się dwóch czy pięciu idiotów, i machnąć ręką. Tyle tylko, że tym razem tak się jakoś złożyło, że w mediach na całym świecie zostały pokazane dwa transparenty, po czym znowu jak na komendę cała lewacka szczujnia zaczęła ujadać i rozpisywać o faszystach, rasistach i nazistach na ulicach Warszawy.
Oczywiście lewackie media zaczęły żądać reakcji ze strony unijnych polityków, a ci czym prędzej skorzystali z okazji, czego między innymi pokłosiem była rezolucja Parlamentu Europejskiego wymierzona w Polskę. Szczególne zasługi położył tu Guy Verhofstadt, były premier Belgii, a obecnie szef frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim. A potem uderzył Donald Tusk swoim z pozoru emocjonalnym i spontanicznym wpisem w internecie.
Zwykła bezczelność
Działania podjęte przez PiS już sprawiły, że cały okrągłostołowy geszeft sypie się w oczach. Istnieją spore szanse, że na jaw może wyjść jeszcze więcej ciemnych sprawek z ostatnich 27 lat i że spadnie niejedna aureola. To, że Tusk i jego ferajna nie śpią spokojnie, również nie ulega wątpliwości. Ale stwierdzenie przez faceta, który przybijał „piątki” z Putinem na smoleńskim pobojowisku, że partia od początku istnienia Kremlowi wroga realizuje interesy Rosji, to zwykła bezczelność.
Nie powiodła się próba uczynienia męczennika z chorego na depresję nieszczęśnika, który po miesiącach przekonywania przez lewactwo, że w Polsce nie da się żyć, dokonał samospalenia. Charakterystyczne było, że na czele upamiętniającej tego biedaka garstki osób kroczył facet skazany na długoletnie więzienie za współudział w rabunku i morderstwie. Polacy zresztą kolejny raz ową demonstrację skwitowali wzruszeniem ramion i kilka dni później tłumnie udali się na Marsz Niepodległości.
Niemcy nie radzą sobie już z niczym (w tej chwili wisi nad nimi realna groźba przyspieszonych wyborów), a w ich wypadku tradycją jest, że problemy wewnętrzne rozwiązują przez wywoływanie kryzysów międzynarodowych. Podobnie zresztą jest we Francji objętej permanentnym stanem wyjątkowym, zagrożonej zamachami terrorystycznymi Belgii czy rozdzieranej separatystycznymi ruchami Hiszpanii. W dodatku obywatele tych państw widzą, że rzekomo izolowane Węgry, Polska czy Rumunia całkiem nieźle sobie radzą, podczas gdy oni sami muszą tyrać na imigrantów i żyć w nieustannym strachu przed zamachami.
Kamienie i lawina
Dla światowego lewactwa istnieje realne „zagrożenie”, że Polska i Węgry będą w Europie jak kamyczki – uruchomią lawinę, która zmiecie plan Sorosa. Chyba że zawczasu zostaną podjęte odpowiednie działania. I być może tu właśnie jest pies pogrzebany. Może wcale nie chodzi o obsesyjną nienawiść Tuska do obecnego rządu. Może nie należy szukać źródeł tych działań, tylko spojrzeć w przyszłość.
Prof. Krystyna Pawłowicz na „Alarm” Tuska odpowiedziała następująco: „Polacy, ALARM! Zbliża się grudzień, ulubiony miesiąc obcych dla organizowania przeciwko nam zamachów i puczów. Wygląda na to, że maltańsko-niemiecki przedstawiciel w Radzie Europejskiej zrobił ku temu kolejny krok. Patrioty [amerykański system zwalczenia rakiet balistycznych – przyp. red.] dla Polski też mu się nie podobają? Zbyt prawdopodobne, by spać spokojnie”.
Oczywiście na posłankę PiS natychmiast posypała się fala hejtu niemal równie chamska, jak ataki, których doświadczyła rok temu, w trakcie pamiętnego grudniowego puczu. Dotychczasowy przebieg zdarzeń wskazuje, że posłanka Pawłowicz ma rację. Ewidentnie mamy właśnie do czynienia z przygotowaniem gruntu, wdrażaniem w życie jakiegoś planu, który ma na celu odsunięcie PiS od władzy wszelkimi środkami. Dosłownie wszelkimi.
Własnej armii Bruksela nie ma, wątpliwe również, by Angela Merkel wysłała nam aktualną wersję Wehrmachtu do zaprowadzenia porządku, ale być może szykowane jest inne uderzenie – połączony atak ze strony Unii i cios w plecy ze strony miejscowych zdrajców. Pora, by wypatrujący zagrożenia ze wschodu rząd PiS sprawdził, czy cyberataki nie idą także z zachodu. Pora, by nasze służby specjalne, nie zaniedbując kierunku wschodniego, przyjrzały się uważnie także zachodniemu. Coś ewidentnie wisi w powietrzu. Coś groźniejszego niż zeszłoroczny pucz.
© Aldona Zaorska
17 grudnia 2017
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
17 grudnia 2017
źródło publikacji:
www.warszawskagazeta.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz