Wielu sądzi, że tweet wysłany w ostatnią niedzielę przez Donalda Tuska też był wdepnięciem. Przez wiele dni głowili się nad tym chyba wszyscy komentatorzy polityczni, wokół kilku zaskakujących zdań przewodniczącego Rady Europejskiej budując chyba wszystkie możliwe egzegezy.
Nie brakło i takich, którzy sugerowali, że sławnego „ćwierknięcia” dokonał Tusk w stanie zamroczenia, dajmy na to alkoholowego – hipoteza, delikatnie mówiąc, skrajna, ale pamiętamy przecież, że na ewidentnym rauszu kilkakrotnie pojawił się publicznie szef Komisji Europejskiej.
Bardziej prawdopodobne wydaje się, że zamroczenie Tuska miało inny wymiar – że zadawniona nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego i jego partii, z jakiegoś powodu nasiliła się w niedzielne popołudnie tak, iż Tusk zapomniał, jaki urząd piastuje i jakie wiążą się z nim obowiązki.
Pewnie Państwo wiedzą, ale na wszelki wypadek przypomnę: „Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawisłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media – strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie”.
Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawiłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media - strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie.— Donald Tusk (@donaldtusk) November 19, 2017
Wiadomość wysłana w języku polskim z konta prywatnego, ale natychmiast podchwycona przez wszystkie światowe agencje. Trudno się dziwić: gdy wysoki rangą urzędnik unijny (fakt, że jego urząd ma raczej dekoracyjny charakter, nie ma tu znaczenia – tak jest z większością stanowisk w UE) atakuje państwo swego pochodzenia, insynuując mu, że realizuje strategię Kremla, to rzecz zdumiewająca. Unia o nic innego nie dba tak, jak o pozory. Wolno tu wszystko, nawet z brukselskiego stolca sprawować funkcję lidera opozycji we własnym kraju (zdarzało się to też np. poprzedniemu przewodniczącemu KE, Barroso) ale trzeba udawać, że się szanuje zasady – a jedną z nich jest nie angażowanie się jawnie unijnych liderów w wewnętrzną politykę krajów członkowskich. Tusk zasadę tę demonstracyjnie złamał i nawet politycy generalnie nie lubiący Polski, a Polski rządzonej przez PiS zwłaszcza, zdystansowali się od niego.
Po co Tusk to zrobił? Jeśli wykluczyć chwilową niepoczytalność, są dwie hipotezy. Pierwsza to „początek kampanii prezydenckiej”. Tusk miał dać do zrozumienia, że po bliskim już zakończeniu kadencji wróci do Polski i stanie na czele opozycji. Moim zdaniem to płonne nadzieje wrogów PiS. Atakując Polskę na forum europejskim Tusk raczej pogrąża się w oczach krajowego wyborcy, niż zyskuje.
Opowiadam się za wyjaśnieniem odwrotnym: Tusk chciał dać do zrozumienia unijnym elitom, że z Polską nic go już nie łączy. Po raz kolejny pokazać eurokratom, że jest bez reszty „ich” i mogą go być pewni. W gwarze przestępczych gangów takie udowadnianie swojej lojalności wobec grupy nosi nazwę „naprostowania się”. Moim zdaniem bezprzykładny atak Tuska na własny kraj, w chwili, gdy kraj ten – z przyczyn niedawno tu wyliczanych – znalazł się w Europie na cenzurowanym, jest niczym innym niż właśnie „naprostowaniem się”. Kadencja przewodniczącego Rady Europejskiej dobiega końca, ale jest przecież tyle innych synekur. A Tusk, jak wielokrotnie pisałem, wbrew nadziejom „opozycji totalnej” wracać do Polski nie zamierza.
© Rafał A. Ziemkiewicz
26 listopada 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
26 listopada 2017
źródło publikacji: „Dziennik Związkowy” (USA)
www.dziennikzwiazkowy.com
Ilustracja © Julien Warnand / EPA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz