Dr Jerzy Targalski, historyk, politolog, publicysta: To nie warunki pana prezydenta są ważniejsze. Ważniejsze jest działanie zgodnie z nakazami nowych sojuszników i zaspokojenie swojego ''ego''. Na poziomie osobistym chodzi tu o ''ego'' i pokazanie, jaki jestem ważny, a na poziomie politycznym - jest to dążenie do przejęcia całej władzy, czyli zmarginalizowanie i podporządkowanie sobie PiS-u, a w rezultacie przejęcie PiS-u po Jarosławie Kaczyńskim. Na poziomie strategicznym - po prostu pan prezydent wszedł w sojusz z elitami III RP przesiąkniętymi bezpieką i musi działać tak, żeby te elity były zadowolone. Czyli musi gwarantować status quo, a jeśli są jakieś zmiany, to one muszą być zmianami pozorowanymi albo zmianami, które nie dotyczą istoty problemu.
Po co były w takim razie dwa miesiące negocjacji w sprawie ustaw sądowych? Słowo kompromis, które padło 10. listopada oznacza przecież porozumienie?
Ten czas był potrzebny po to, żeby PiS - w imię utrzymania jedności, która ma dać zwycięstwo - skapitulował i żeby w związku z tym przestał być zagrożeniem dla III RP. To wszystko. I pan prezydent po prostu wykonał zadanie, więc może to wykonanie zadania zameldować swoim nowym sojusznikom. A przy okazji dowartościował się, bo główny motyw to było dowartościowanie się, zaś cała reszta wynikała z tego, kto ten motyw w sposób umiejętny wykorzysta.
Były jednak gesty i działania uspokajające opinię publiczną, był wywiad z Radiem Maryja, szybka zgoda na propozycje PiS-u - o czym to świadczy?
Wszystko to było przed 11 listopada, należało uspokoić sytuację, żeby w Święto Niepodległości demonstranci nie krzyczeli ''precz z Dudusiem'', a teraz już można wrócić do wypełniania swojej roli. Prezydent doszedł do wniosku, że jego przyszłość jest całkowicie zależna od nowych sojuszników, tj. od Angeli Merkel i establishmentu III RP przesiąkniętego komunistyczną bezpieką wojskową. Być może prezydent doszedł do wniosku, że od tych dwóch elementów zależy jego przyszłość i możliwość realizacji swojego ''ego'', więc wypełnia zadania.
W wywiadzie dla se.pl powiedział Pan, że panu prezydentowi bardzo zależy na tym, by minister Antoni Macierewicz nie był już szefem MON-u.
Oczywiście. Prezydentowi zależałoby na tym ze względu na własne ''ja'', natomiast zamówienie jest od osób poważniejszych, czyli tych, którzy prezydentem sterują. Antoni Macierewicz jest gwarancją, że Wojsko Polskie przejdzie wszystkie zmiany, pozbędziemy się spadku po Sowietach - i dlatego Antoniego Macierewicza trzeba usunąć.
Poza tym jest sprawa niezmiernie istotna - decyduje się kwestia zakupu ''Patriotów''. Amerykanie nie sprzedadzą ich państwu czy rządowi, który jest niestabilny, czy też niepewnemu ministerstwu obrony - i dlatego trzeba wprowadzić jak największy chaos i usunąć Antoniego Macierewicza - i tu leży cała tajemnica.
W ostatnim czasie pojawiło się dużo prób zdyskredytowania szefa MON, które z nich wymieniłby Pan jako te najbardziej groźne?
Przede wszystkim była to książka Piątka, dalej - ogromna akcja propagandowa w mediach zachodnich i nieustanna akcja czarnego PR-u, czarnej propagandy w Polsce. Najważniejsze było to, że warunkiem zawieszenia broni czy też porozumienia z prezesem J. Kaczyńskim jest usunięcie z funkcji Antoniego Macierewicza, czyli kapitulacja.
Nazywam to kapitulacją, bo jeśli zabraknie Antoniego Macierewicza, to w PiS-ie nie będzie już nikogo, kto będzie w stanie przeciwstawić się prezydentowi. Brak sprzeciwu wobec działań prezydenta spowoduje dominację jego otoczenia, a jego otoczenie to są ludzie III RP, to są środowiska establishmentu III RP zinfiltrowane przez bezpiekę wojskową. Czyli władza prezydenta nad PiS-em i w Polsce oznacza, że zachowany jest status quo i rzeczywista władza środowiska byłych służb wojskowych.
Ale my nie mamy jeszcze chyba takiego ustroju, w którym prezydent mógłby ustawiać według siebie władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą?
Niestety, prezydent grozi stosowaniem weta jeśli nie będzie tak, jak on chce, a z kolei rząd nie ma większości konstytucyjnej, żeby to weto przegłosować. Poza tym proszę pamiętać, że wewnątrz zjednoczonej prawicy są też zwolennicy prezydenta, którzy liczą na to, że dzięki sojuszowi z prezydentem uzyskają wyższą pozycję polityczną.
Pojawiają się głosy, że ciągłe mówienie o zmianie na stanowisku premiera jest wymuszone i że jest to próba wmawiania opinii publicznej zdarzenia, które ma się dokonać o ile głos w tej sprawie będzie odpowiednio zwielokrotniony. Czy nie jest to jakaś przesadna presja psychologiczna na szefa PiS?
Nie, nie przesadzajmy. Po pierwsze - część aparatu pisowskiego chce, żeby prezes Kaczyński został premierem, bo oni uważają, że wtedy ich kariery ulegną przyspieszeniu i wzmocnieniu - dlatego, że w tej chwili są jak gdyby dwa ośrodki decyzyjne, a będzie jeden. Dla aparatu pisowskiego prezes jest bliższy niż premier, więc jest to wyłącznie prywata tego aparatu partyjnego, bez oglądania się na interes Polski. Z drugiej strony prezes Kaczyński jako premier jest doskonałym celem ataku ze strony targowicy. Są też plusy tej sytuacji, bo wtedy ministrowie będą musieli bardziej słuchać się premiera, a to, jakie są koszty i konsekwencje – to naprawdę prawie nikogo nie obchodzi. Każdy liczy na to, że jego pozycja ulegnie wzmocnieniu, to jest dla nich istotne.
Jeśli byłby nowy premier, to trzeba powołać nowy rząd, zaprzysiąc wszystkich ministrów.
To zależy, jeśli cały rząd będzie musiał być zaprzysiężony – wtedy np. prezydent może nie zaprzysiąc ministra Macierewicza. W tej sytuacji minister Macierewicz może pełnić obowiązki czy być kierownikiem resortu. Jeśli jednak będzie to wymiana tylko kilku osób, wtedy jedna osoba otrzymuje dymisję a druga jest na to miejsce nominowana, i prezydent tę osobę zatwierdza.
Może dojść do sytuacji, że pan prezydent postawi na swoim i usunie ministra Macierewicza, przez co prezes Jarosław Kaczyński stanie się już całkowicie niewolnikiem prezydenta, tak, jak prezydent, który jest w niewoli u środowisk establishmentu III RP zinfiltrowanego przez bezpiekę wojskową, i u Angeli Merkel. A wszystko to pod hasłem jedności, zgody i przyspieszenia.
W ten sposób potwierdza się moje zdanie, że wszelkie reformy już się w Polsce skończyły, a to oznacza również, że nie będzie w Polsce przyjęta nowa Ordynacja wyborcza.
Czy zmiana na stanowisku premiera nie byłaby ryzykowna? Przecież pani premier Beata Szydło jest w światowej czołówce najbardziej wpływowych kobiet i ma bardzo szerokie poparcie w Polsce, więc to chyba byłby chybiony strzał?
Tak, i sam to już wcześniej mówiłem, dla mnie jest to oczywiste. Rezygnacja z pani premier, która cieszy się tak dużym poparciem społeczeństwa to zapowiedź klęski, dlatego, że wcale nie mamy pewności, czy premier Szydło wygra wybory w Warszawie, jeżeli będzie wystawiona w wyborach samorządowych na prezydenta Warszawy.
Pani premier jest popularna w Polsce i na świecie, ale to wcale nie znaczy, że jest popularna wśród lemingów, a lemingi stanowią w Warszawie większość. To tutaj przecież są urzędnicy, którzy żyją dzięki pasożytowaniu na instytucjach samorządowych warszawskich i oni, wraz z rodzinami, stanowią bardzo dużą grupę wyborców. Być może będą się obawiali zmian w ratuszu, utraty pracy albo utraty możliwości rozkradania Warszawy, więc będą głosowali przeciwko i tu popularność nie ma nic do rzeczy.
Dziękuję za rozmowę
© Luiza Dołęgowska
22 listopada 2017
źródło publikacji: „Dr Jerzy Targalski dla Frondy: Prezydent wszedł w sojusz z elitami III RP”
www.fronda.pl
22 listopada 2017
źródło publikacji: „Dr Jerzy Targalski dla Frondy: Prezydent wszedł w sojusz z elitami III RP”
www.fronda.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz