Pomyślałem wtedy: A co z Polakami, których Stalin „przesiedlił” z Ziem Utraconych II RP, daleko na wschód, do Kazachstanu czy na Syberię? Im nikt nie zaproponował, że otrzymają paszport stwierdzający, że są obywatelami polskimi!
W roku 1968 tylko część polskich Żydów uległa presji wyrażonej w przemówieniach I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki (19 czerwca 1967 i ponownie 19 marca 1968 r.). Część nie uległa. I co? I nic. Zostali w Polsce…
W przypadku tych wleczonych do Kazachstanu nie chodziło o presję. NKWD eskortowało ich do bydlęcych wagonów, a ich majątek rekwirowało. O wyborze – tak jak w 1968 r. – nie było mowy.
Fala pomarcowej migracji
Ogarnęła ona 13 tysięcy osób. Przez wiele ostatnich lat ci ludzie otrzymywali paszporty polskie. Po przywołanym wystąpieniu Schetyny były to rokrocznie liczby czterocyfrowe! Łączna liczba beneficjentów albo już przekroczyła, albo niebawem przekroczy liczbę pomarcowych emigrantów, a więc będą to także osoby, które nigdy przedtem polskiego paszportu nie posiadały, może nawet całe dotychczasowe życie spędziły poza Polską.
Nikt ich nie pytał
Zapytam raz jeszcze: dlaczego podobnej procedury nie uruchomiono dla Polaków wywiezionych wbrew ich woli na teren byłego Związku Sowieckiego:do Kazachstanu i na Sybir? Albo dla Polaków mieszkających na wschodzie Ukrainy, gdzie teraz toczy się konflikt zbrojny i giną ludzie? Już w latach 90. w polskiej prasie można było czasami spotkać wypowiedzi tamtejszych Polaków, żalących się, że państwo polskie o nich się nie troszczy, nie pamięta, nie ułatwia przeprowadzenia się do Polski potomkom wojennych „przesiedleńców” NKWD. Właściwie to niby coś robi, ale jak wolno! To nie są ilości czterocyfrowe, nawet trzycyfrowe…
Im lub ich rodzicom czy dziadkom nikt nie składał propozycji: a może byście wyjechali z Polesia lub z Wołynia gdzieś do Azji? Byli z góry traktowani jak obywatele sowieccy, nie mieli wyboru między pozostaniem a niepozostaniem. Mieli pół godziny na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Byli nie tylko ograbieni, ale i wywiezieni w warunkach urągających ludzkiej cywilizacji. Część nie przeżyła tej podróży. Niektórym udało się opuścić Kraj Krat z wojskiem gen. Władysława Andersa, niektórym udało się skorzystać z „repatriacji” (z ziemi ojców) w czasach chruszczowowsko-gomułkowskiej „odwilży”. Ale tylko niektórym.
Zaniechania III RP
Zaniechania w tej bolesnej kwestii wołają o pomstę do nieba, tak jak krzywdzenie ubogich, wdów i sierot. Rosjanka Natalia Kandudina - z własnego wyboru żarliwa katoliczka – we wzruszającym filmie „Ozjero” przedstawiła losy grupy Polaków w Kazachstanie i to, jak wiara pomogła im przetrwać. Teraz liczyli na pomoc ojczystego kraju.
Od pamiętnego 1940 roku upłynęło 28 lat więcej niż od 1968 r. To różnica więcej niż jednego pokolenia! To im, Polakom z byłego Związku Sowieckiego, powinny przysługiwać w pierwszej kolejności polskie paszporty. Nie karty Polaka ani karty stałego pobytu, lecz po prostu polskie obywatelstwo poświadczone paszportem i możliwość zamieszkania w Polsce bez upokarzających procedur, czekania aż znajdzie się gmina, która zaproponuje konkretnej rodzinie osiedlenie się na jej obszarze.
Operacja „Most”
Owszem, państwo polskie wkrótce po „przełomie” dopomogło w przewiezieniu ludzi ze Związku Sowieckiego. Tylko że nie Polaków do Polski, lecz sowieckich Żydów do Izraela. Udostępniło samoloty PLL LOT. Jakby zainteresowane strony nie miały swoich linii lotniczych: Aerofłotu czy El Al! Latem 1991 r. „Gazeta Wyborcza” informowała wielkim nagłówkiem: „Olim jadą przez Polskę”. Operacja „Most” trwała od 1990 do 1992 r. i objęła około 100 tys. ludzi, z którymi Polska nie miała nic wspólnego! Państwo polskie dopłacało do tej operacji. Kiedy od tych wydarzeń minęło ćwierć wieku, zorganizowano huczne jubileuszowe obchody. Bez zająknięcia się w sprawie losu tych, którym Polska powinna była tę przysługę uczynić.
Gwiazdowie „podziękowali”
Polska zniosła obowiązek wizowy dla obywateli amerykańskich, przybywających do naszego kraju. Mimo że USA nie odwzajemniły się tym samym. Obywatele Polski – państwa członkowskiego NATO – musieli poddawać się uciążliwej i upokarzającej procedurze. Opisali to z autopsji w dostępnym do dziś w sieci tekście „Za taką wizę dziękujemy”, Joanna i Andrzej Gwiazdowie. Kiedy w 2010 r. otrzymali zaproszenie od Polaków z Chicago, pojechali do Warszawy. Gdy zobaczyli, z czego mają się tłumaczyć, odłożyli długopisy. Polska duma… Dlaczego Polska nie przywróciła – na zasadzie wzajemności – obowiązku wizowego dla Amerykanów? Powinien być podobnie uciążliwy jak ten, któremu podlegają obywatele Polski w konsulatach amerykańskich. To może obudziłoby władze amerykańskie bardziej niż pokorne przypominanie kolejnych obietnic amerykańskich polityków.
Czy obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości mają zagłuszyć fakt, że państwo polskie nie zachowuje się jak państwo niepodległe?
Jak było przed wojną?
Prezydent Ignacy Mościcki w styczniu 1936 r. wydał dekret „o ochronie interesów Państwa Polskiego i jego obywateli w stosunkach międzynarodowych”, mający przeciwdziałać między innymi takiej sytuacji, kiedy „państwo obce (...) traktuje obywateli polskich gorzej niż obywateli innych państw”. Dekret jest zwięzły i zrozumiały, zajmuje najwyżej połowę strony Dziennika Ustaw. Ten dekret wymaga przypomnienia i zastosowania. Dzisiejsza Polska godzi się z tym, że obywatele polscy niepolskich narodowości (Niemcy, Ukraińcy, Litwini) korzystają z możliwości, jakie w cywilizowanych państwach przysługują mniejszościom narodowym, w tym nawet z posiadania reprezentantów w parlamencie. Jednocześnie nie jest w stanie wymóc ani na Litwie pomyślnego dla Polaków zakończenia „problemu” z pisownią polskich nazwisk, ani na Niemcach uchylenia (jeszcze hitlerowskiego!) dekretu o statusie mniejszości polskiej w tym państwie.
Pamiętam, jak latem 2001 r. w radiowej dyskusji (trwała kampania wyborcza do Sejmu i Senatu) jeden z uczestników poruszył kwestię przywileju przyznanego ustawą z grudnia 1989 r. Przywilej polegał na tym, że cudzoziemscy przedsiębiorcy w Polsce byli przez trzy lata zwolnieni od płacenia pewnych podatków. To kolejny przykład, że państwo polskie lepiej traktuje obcych niż swoich. Inwestor zagraniczny miał ułatwioną konkurencję z firmami krajowymi! A jeżeli nie miał skrupułów, pozorował bankructwo i kontynuował dalszą działalność gospodarczą pod zmienionym szyldem, trzyletnie wakacje podatkowe liczyły się od nowa... Dyskutanci szybko zmienili temat, najwidoczniej nie był wygodny dla żadnego z ugrupowań, które uczestniczyły w kolejnych koalicjach rządowych, a których reprezentanci byli w studiu radiowym. Najwidoczniej w 2001 r. ten przywilej nadal istniał i szeroki front AWSLD nie chciał obiecywać zniesienia go. Obawiam się (choć nie mam pełnej wiedzy), że ten przywilej nie został zniesiony.
Przykłady nierównego traktowania – swoich gorzej, obcych lepiej – to kpina z polskiej Niepodległości, z przywiązania Polaków do niej. To również sprzyjanie postawom, wyrażającym się w pamiętnych słowach „polskość to nienormalność”. I wyjeżdżaniu z Polski na jak najdłużej, praktycznie na zawsze…
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz