Osobliwe materii pomieszanie
No nie, to chyba za dużo szczęścia naraz! Tym bardziej, że jedno szczęśliwe wydarzenie można przypisać rządowi, a skoro można – to z pewnością zostanie mu przypisane, podczas gdy drugie – raczej opozycji. Mam oczywiście na myśli zdobycie przez Polskę złotego medalu na mistrzostwach świata w siatkówce mężczyzn z jedne strony, a z drugiej -75 urodziny naszego Kukuńka, czyli byłego prezydenta naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju, Lecha Wałęsy. Że zwycięstwo polskiej drużyny siatkarskiej na mistrzostwach świata można a właściwie trzeba przypisać rządowi pana premiera Morawieckiego, to rzecz oczywista. Chodzi bowiem o to, że wszystko, co wydarzy się w naszym kraju dobrego, jest zasługą rządu, podczas gdy całe zło, którego przecież tu i ówdzie jeszcze sporo pozostało, pochodzi od opozycji, a przede wszystkim – od Donalda Tuska. Właściwie można by na tym zakończyć, ale co to komu zaszkodzi, jeśli temat trochę rozwiniemy i pogłębimy?
To nikomu nie zaszkodzi, przeciwnie – może umocnić wiarę wyznawców Jarosława Kaczyńskiego. Z tym zwycięstwem sportowym jest podobnie, jak ze zwycięstwami militarnymi żołnierzy, którym sztandarowa postać naszego literackiego kapitalizmu czyli Stanisław Wokulski z „Lalki” Bolesława Prusa, dostarczał mąki. Dzięki tej mące od Wokulskiego żołnierze mieli tyle wigoru i męstwa, że wróg uciekał przed nimi w popłochu. Powierzchowny obserwator mógłby te zwycięstwa przypisać wyłącznie żołnierzom, ale obserwator głębszy natychmiast zauważyłby związek przyczynowy między wigorem i męstwem, a mąką. Według niektórych filozofów, człowiek jest bowiem tym, co zjadł, bo podczas jego życia następuje wielokrotna przemiana materii, to znaczy – wszystkich atomów tworzących organizm - no a skąd ta materia? Ano – z tego, co człowiek zje i wypije, to znaczy – co wypije i czym zakąsi. Dlatego związek między mąką od Wokulskiego i zwycięstwami militarnymi żołnierzy, którzy z tej mąki jedli chleb i kluski, jest oczywisty już na pierwszy rzut oka, a najlepszym tego dowodem jest fakt, że żołnierze nieprzyjacielscy, którym mąkę na chleb i kluski dostarczał inny dostawca, ponosili klęskę za klęską. Tak samo i w Polsce (na Studium Wojskowym UMCS w Lublinie mieliśmy oficera, który każdą kwestię, bez względu na to, czego dotyczyła, kończył uwagą: „tak samo i w wojsku.”), gdzie kondycja poszczególnych organizmów ludzkich w coraz większym stopniu zależy od rządu. Zaczęło się od dzieci, który rząd przyznał „500 plus”, ale to dopiero początek i podobnymi dobrodziejstwami zostaną obsypani ludzi starsi, co jest o tyle uzasadnione, że część z nich dziecinnieje, a potem przyjdzie też kolej na osoby w sile wieku, czyli również – na sportowców. Rząd krok po kroku weźmie na swoje utrzymanie cały naród, to znaczy – cały mniej wartościowy naród tubylczy – bo starszym i mądrzejszym, którzy z woli Naszego Najważniejszego Sojusznika będą stanowili tu szlachtę, trzeba będzie co roku płacić haracz tytułem rosnących kosztów obsługi długu publicznego. Ale choć to dopiero świetlana przyszłość, to przecież samo przeczucie tego luksusu uskrzydla każdego człowieka, a człowiek uskrzydlony łatwiej odnosi sukcesy – również w piłce siatkowej, to chyba jasne? Zatem chociaż zwycięstwo odnieśli siatkarze, to tak naprawdę prawdziwym, chociaż oczywiście dyskretnym jego autorem, jest rząd „dobrej zmiany”, przy którym już jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej zwłaszcza, gdy jego zwolennicy obsadzą większość synekur w samorządach terytorialnych, gdzie będą poświęcać się dla Polski, w najgorszym razie za 36 tysięcy złotych rocznie.
Skoro tedy wyjaśniliśmy sobie jedno, to pora zająć się 75 urodzinami Kukuńka, które stały się okazją do pokazania manifestacyjnego poparcia, jakiego korpus dyplomatyczny akredytowany w naszym nieszczęśliwym kraju, dostarcza opozycji. Jej przedstawiciele w osobach pana Grzegorza Schetyny, który pojawił się tam w otoczeniu dwóch kobiet: pulchnej pani Katarzyny Lubnauer i szczuplejszej pani Barbary Nowackiej, niczym trójbuńczuczny basza, bardzo wysoko podnosili zarówno zasługi Lecha Wałęsy w obaleniu komunizmu na świecie, jak i obecne zaangażowanie w obronę demokracji i praworządności. Oczywiście ani w jednej, ani w drugiej sprawie Lech wałęsa nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i chociaż w okolicznościowym przemówieniu dał wyraz pewnej bezradności, to przecież „koncepcje” oraz „warianty na rozwiązania”, lęgną mu się w głowie na podobieństwo królików, a skoro tak, to nie jest wykluczone, że Lech Wałęsa znowu przeskoczy przez płot, tylko w odwrotną stronę, co zapoczątkuje recydywę komunizmu nie tylko w naszym nieszczęśliwym kraju, ale i na ogromnych obszarach Europy Środkowej i Wschodniej. Czy przypadkiem nie obawa przed takim obrotem sprawy skłoniła zarówno ambasadoressę USA w Warszawie, panią Żorżetę Mosbacher, jak i ambasadora Republiki Federalnej Niemiec do pielgrzymki do Opery Bałtyckiej, w której uroczystość urodzinowa się odbywała? Przecież gdyby tak Lech Wałęsa przeskoczył przez płot w drugą stronę, to pod znakiem zapytania stanęłaby nie tylko rotacyjna obecność ciężkiej amerykańskiej brygady w Europie Środkowej, ale również – a może nawet przede wszystkim - projekt Fortu Trumpa? Na wszelki tedy wypadek korpus dyplomatyczny próbuje przedrzeć się przez mroki tajemnic, jakie Lech Wałęsa skrywa w swojej głowie, a w razie czego stara się być w pobliżu, gdyby trzeba było przytrzymać naszego Kukuńka przed jakimś nieprzemyślanym skokiem za nogawki, albo nawet – za pasek od spodni. Co tu ukrywać; dola obcego ambasadora w naszym nieszczęśliwym kraju jest co najmniej tak samo ciężka, jak dola chłopa, a kto wie, czy nie cięższa? Dodatkową poszlaką była nieobecność na urodzinowej uroczystości przedstawiciela Węgier, a tamtejszy premier Wiktor Orban, wbrew poprzednim doniesieniom, nie złożył swego podpisu pod hołdowniczym adresem.
Podobnie jak w głowie Lecha Wałęsy buzują „koncepcje” oraz „warianty na rozwiązania”, żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika, obmyśla coraz to nowe sposoby melioracji Kościoła katolickiego. Pretekstem jest film pana Smarzowskiego „Kler”, w którym reżyser nieubłaganym palcem wytyka złowrogiemu „klerowi” sprośne błędy Niebu obrzydłe, ale gdyby takiego filmu nie było, to znalazłby się pretekst jakiś inny. Skoro bowiem Żydzi zajęli się Kościołem katolickim, to nie spoczną, dopóki nie przekształcą go w jakąś synagogę. Zresztą niekiedy zainteresowanie Żydów sprawami kościelnymi miewa charakter bezinteresowny. Przykładu dostarcza zachowanie Leo Belmonta, warszawskiego adwokata. Kiedy po śmierci Leona XIII konklawe długo nie mogło wybrać nowego papieża, mecenas Belmont zdradzał objawy coraz większego zdenerwowania. Zaczepiał na ulicy znajomych i zadręczał ich pytaniami: „kiedyż wreszcie będziemy mieli Ojca Świętego?” Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że mecenas Belmont z metryki był wyznania mojżeszowego, a z przekonań – ateistą. Myślę jednak, ze w tym przypadku o żadnej bezinteresowności nie może być mowy, skoro za meliorację Kościoła wzięła się „Gazeta Wyborcza”, która – podobnie jak współwłaściciel wydającej ją spółki „Agora” stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros – bez przerwy angażuje się w jakieś interesy.
Anarchia w Polsce i Europie
Anarchizacja naszego nieszczęśliwego kraju pogłębia się niemal z dnia na dzień. Nie wspominam już nawet o „taśmach prawdy”, nad którymi teraz wydziwiają rozmaite autorytety moralne, że oto przyłapały premiera Mateusza Morawieckiego na „kłamstwie”.
Te autorytety moralne, podobnie zresztą, jak rewidenci cnoty, których ostatnio namnożyło się, niczym krętków bladych u syfilityka, działają stadnie, atakując ofiarę wskazaną nieubłaganym palcem. Mnie na przykład, wskazała ogarom niemiecka gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Tomasza Lisa, no i mam teraz prawdziwy festiwal życzeń i ofert, przy czym epitet „frajerze” jest chyba najłagodniejszy. No ale ten repertuar jest przeznaczony do wykorzystania przez moralniackie masy, natomiast autorytety moralne przeznaczone do tak zwanych „rzecz wyższych”, działają subtelniej.
Przewielebny ojciec Grzegorz Kramer SJ wytknął mi nieubłaganym palcem zejście „poniżej poziomu człowieczeństwa”, a pan red. Tomasz Terlikowski, też zawodowy katolik, nabrał nawet podejrzeń, czy przypadkiem nie jestem przedstawicielem Antychrysta na Polskę. Dotychczas za ambasadora Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie uchodził pan Adam Darski, który nawet przybrał sobie pretensjonalny pseudonim „Nergal”, od jakiegoś mezopotamskiego diabła, ale pan red. Terlikowski też coś tam przecież musi wiedzieć, a któż może lepiej znać Antychrysta od niego?
Powodem zaś było to, że nie wyraziłem świętego oburzenia wyczynami księdza-erotomana, tylko zwróciłem uwagę na konsekwencje odejścia od zasady indywidualizacji odpowiedzialności na rzecz odpowiedzialności zbiorowej, czego dokonała pani sędzia Anna Łosik.
Wydaje mi się tedy, że klangor został podniesiony nie bez kozery. Oto na naszych oczach, obok przemysłu holokaustu, który przeżywa okres niebywałej koniuntury, rodzi się przemysł molestowania, dla którego odejście od zasady indywidualizacji odpowiedzialności na rzecz odpowiedzialnosci zbiorowej jest warunkiem sine qua non, a ponieważ stary żydowski finansowy grandziarz przeznaczył na „społeczeństwo otwarte”, czyli na przerabianie tradycyjnych narodów na tak zwany „nawóz historii” aż 18 miliardów dolarów, to nic dziwnego, że rewidenci cnoty i moralni wrażliwcy mnożą się jak króliki, bo nawet za okruszki ze stołu pańskiego można żyć dostatniej, chociaż oczywiście Polska ot tego w żadną siłę nie urośnie.
Ale dość już o tej burzy w szklance wody, bo kiedy tabuny wrażliwców moralnych uwijają się wedle potępiania, z dnia na dzień narasta anarchizacja naszego nieszczęśliwego kraju. Jeszcze nie zdołaliśmy ochłonąć ze zdumienia po opublikowaniu fragmentów rozmów, jakie pan Mateusz Morawiecki prowadził w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, a tu Naczelny Sąd Administracyjny, oczywiście niezawisły, jak zresztą wszystkie inne, „wstrzymał” procedurę powoływania nowych członków Sądu Najwyższego wkrótce po tym, jak Sąd Najwyższy „zawiesił” moc obowiązującą ustaw o Sądzie Najwyższym.
Wprawdzie konstytucja stanowi, że sędziowie ustawom „podlegają”, ale kto by się przejmował takimi głupstwami, kiedy jest rozkaz, żeby je „zawiesić”? Nikt by się tym nie przejmował, więc nic też dziwnego, że skoro Sąd Najwyższy „zawiesił”, to Naczelny Sąd Administracyjny „wstrzymał”. Ale chociaż on „wstrzymał”, to z kolei pan prezydent Duda mianował nowych sędziów Sądu Najwyższego i to w liczbie aż 27. Jak powiedział pan sędzia Laskowski, decyzja ta jest „ostentacyjnym ignorowaniem orzeczeń sądów”, ale co z tego, skoro nowo mianowani sędziowie już nie mogą się doczekać momentu, kiedy zaczną „orzekać” i w ogóle. W tej zapamiętałości do pracy podobni są pani Małgorzacie Gersdorf, która przez pewien czas nie wiedziała, czy znajduje się w stanie spoczynku, czy nie, aż wreszcie czyjaś Mocna Ręka dała jej do zrozumienia, że ma pracować, jak jakiś stachanowiec i to aż do kwietnia 2020 roku. Najwyraźniej w 2020 roku musi wydarzyć się coś ważnego, co wymaga obecności pani Małgorzaty Gersdorf na stanowisku I Prezesa SN. Nietrudno się domyślić, co to takiego. Otóż, w 2020 roku mają się w naszym nieszczęśliwym kraju odbyć wybory prezydenckie, w których, z poręki Naszej Złotej Pani, będzie kandydował pan Donald Tusk. Wprawdzie komisja powołana do liczenia głosów policzy je skrupulatnie, jak się należy (w latach 60-tych Beatlesi śpiewali piosenkę, że pewnego ranka w okolicy Glasgow pojawiło się w ziemi 5 tysięcy dziurek. „Policzono je wszystkie”), ale co to komu szkodzi, żeby ten wynik zatwierdziła właśnie pani Małgorzata Gersdorf? Naweet Adolf Hitler starał się o stworzenie pozorów legalności swoich poczynań i na przykład przed atakiem na Polskę przeprowadził tzw. „prowokację gliwicką”, więc cóż tu dopiero mówić o Naszej Złotej Pani, która świeci przykładem demokracji i praworządności?
Co prawda, od każdej zasady trafiają się wyjątki, toteż i Nasza Złota Pani, wbrew ustaleniom z Schengen, nie tylko kazała wydać wizę pani Ludmile Kozłowskiej, ale w dodatku urządziła jej w Bundestagu prawdziwy festiwal, podczas którego pani Ludmiła masakrowała nieszczęsną „Polszę”, a na widok krzywdy, jaka ją spotkała ze strony zbrodniczego polskiego reżymu, grono folksdojczów, to znaczy – pardon – nie żadnych tam „folksdojczów”, tylko polskojęzycznych płomiennych szermierzy praworządności z Parlamentu Europejskiego zawiązało nawet coś w rodzaju „komitetu obrony” pani Ludmiły. Uskrzydlona takim poparciem pani Ludmiła skwapliwie skorzystała z zaproszenia Guya (nigdy nie wiem, jak wymawiać to imię; czy przez „g”, czy przez „h” nieme) Verhofstadta do Brukseli, gdzie opowiedziała „o tym, co wyprawia PiS” - jak to relacjonuje lewicowy portal „Na temat”.
Bawiła też w Wielkiej Brytanii, chociaż zgodnie z porozumieniem z Schengen, deportowanie obcego obywatela z jednego państwa uczestniczącego w tym porozumieniu oznacza zakaz wstępu na obszar wszystkich państw Strefy. Ale – co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – więc kto by się tam liczył ze stanowiskiem władz naszego bantustanu?
Tymczasem sama Ukraina, której Polska od lat notorycznie się nadstawia, zabrała się za panią Ludmiłę. Oto tamtejsza Służba Bezpieki Ukrainy wszczęła przeciwko niej dochodzenie z powodu podejrzenia o próbę „naruszenia integralności Ukrainy” oraz „zdradę stanu”.
W tej sytuacji komitet obrony pani Ludmiły, złożony z polskojęzycznych folksdojczów, to znaczy – pardon – nie żadnych tam „folksdojczów”, tylko płomiennych szermierzy praworządności, może mieć potężny dysonans poznawczy, bo z jednej strony Nasza Złota Pani, która ma względem banderowców swoje plany, surowo przykazuje służyć Ukrainie, ale z drugiej – jakże służyć, a jednocześnie popierać panią Ludmiłę Kozłowską?
© Stanisław Michalkiewicz
12 października 2018
www.michalkiewicz.pl / www.goniec.net
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
12 października 2018
www.michalkiewicz.pl / www.goniec.net
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des/span>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz