Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Klejąca taśma prawdy! Oto na naszych oczach gardzące Polakami środowisko doszło do ściany

Oto na naszych oczach gardzące Polakami środowisko, duszące się przez długie lata we własnym cuchnącym sosie, doszło do ściany i tak oderwało się od rzeczywistości i obywateli, że boją się wejść między nich. Oni każde takie zbliżenie z Polakami muszą starannie rozpisać i zainscenizować.

Sytuacja jak w „Misiu” Barei. Trzaskowski biega z tragarzami po Warszawie i co rusz dziwnym zbiegiem okoliczności zamiast rozmów ze zwykłymi mieszkańcami stolicy trafia na starych znajomych. A to w wyśmianej przez internautów akcji „door to door” puka do drzwi starej KODziary z Ursynowa i przyjaciółki słynnej już „Rudej”, która próbuje rozbijać spotkania z wyborcami Patryka Jakiego.
Innym razem oczywiście również zupełnie przypadkowo trafia do mieszkania pana, który dziwnym zbiegiem okoliczności siedzi zawsze w pierwszym rzędzie na jego wyborczych spędach. Oczywiście hitem Internetu stała się akcja z zabezpieczaniem wypadającej szyby w drzwiach zwykłą taśmą klejącą w mieszkaniu kumpelki „Rudej”. Coraz większe grono Polaków odczuwa coś w rodzaju déjà vu i przypomina sobie komediową klasykę, czyli słynne podróże premier Kopaczyny, która w pamiętnej kampanii wyborczej 2015 r. ruszyła ze swoimi tragarzami w Polskę pociągiem pendolino. Coś w tym musi, być skoro rzecznikiem kampanii Trzaskowskiego jest dzisiaj żałosny Czaruś Tomczyk, który rzecznikował Kopaczynie w tamtej kabaretowej i przegranej batalii wyborczej.

Nie zmienia się koni podczas przeprawy przez rzekę – mówi stare, mądre porzekadło, ale tak to już jest, że tego rodzaju mądre porzekadła, przysłowia i sentencje kierowane są do ludzi myślących i potrafiących uczyć się na błędach, a nie do zwykłych głupoli, zaprzęgających znowu do wyborczego wozu osła, który już raz przyczynił się do zatopienia wozów w czasie przeprawy. No, ale ja z takiej sytuacji totalnej opozycji bardzo się cieszę i mocno kibicuję Trzaskowskiemu w nadziei na kolejne świetne komediowe gagi i kabaretowe skecze. Na naszych oczach w obozie totalnej opozycji rośnie cała rzesza naśladowców „Latającego cyrku Monty Pythona”, którzy natychmiast dostaliby zatrudnienie w pamiętnym „ministerstwie głupich kroków”.

Pewnie część Czytelników pomyśli sobie, że zająłem się w sumie bardzo błahą sprawą, do której opisania wystarczyłby sam pierwszy akapit. Ja jednak uważam, że po wymianie jednego całego pokolenia od tak zwanej transformacji ustrojowej jesteśmy dzisiaj świadkami ważnego historycznego wydarzenia, czyli końca szkodliwego dla Polski procesu zapoczątkowanego w 1989 roku. Mówię to całkiem poważnie, pomimo komizmu całej tej sytuacji z kandydatem Trzaskowskim. Oto na naszych oczach dostępne dla bakterii ogniska martwicy doprowadziły elity III RP do gangreny, a coraz mocniej bijący od tych środowisk fetor zapowiada rychłą amputację tej śmiertelnie szkodliwej dla Polski michnikowszczyzny. Słynna już klejąca taśma Trzaskowskiego mówi nam tyle samo, a może i więcej niż pamiętne „taśmy kelnerów”, które pogrążyły Platformę Obywatelską w wyborach z 2015 roku. Oto na naszych oczach gardzące Polakami środowisko, duszące się przez długie lata we własnym cuchnącym sosie, doszło do ściany i tak oderwało się od rzeczywistości i obywateli, że boją się wejść między nich. Oni każde takie zbliżenie z Polakami muszą starannie rozpisać i zainscenizować, gdyż nie ma już w wśród nich starych lewackich zawodowców, którzy tak jak czerwony Kuroń potrafili grać rolę brata łaty, co to jest ulepiony z tej samej gliny co reszta narodu i jest posiadaczem takiego samego żołądka. Z oczywistych względów w wypadku Kuronia pomijam już stan jego wątroby.

Na szczęście dla nas i na nieszczęście dla lewackiej nowej arystokracji III RP, powołanej do życia w Magdalence, nie udało im się wyhodować godnych następców. Wydawało się im zapewne, że całe to towarzystwo, które jak guano poprzyklejało się do nich przez te wszystkie lata to ideologiczni sojusznicy. Niestety, rzeczywistość okazał się zgoła inna. Michnikowszczyzna prócz wymierających już dyżurnych „autorytetów” oblepiona została zwykłymi ćwierćinteligentami, karierowiczami, pożytecznymi idiotami i łotrami, którzy niczym Bogusław Radziwiłł z „Potopu” chcieli z tego rozszarpywanego czerwonego sukna - jak nazywał Radziwiłł Rzeczpospolitą - wyszarpać dla siebie tyle, aby chociaż na płaszcz wystarczyło. I dzisiaj, kiedy trwa proces odrywania od koryta tej hołoty, oni rozejrzeli się wokół i ze zdumieniem spostrzegli, że nie mają już dosłownie nikogo, kogo mogliby uczynić liderem. Petru, alimenciarz Kijowski i poliglota Trzaskowski, który w żadnym z języków, którymi włada, nie potrafi powiedzieć niczego mądrego, to mutanty salonu III RP, które do niczego się nie nadają oprócz pasożytowania na polskim narodzie. Świat im uciekł, a oni mentalnie zatrzymali się w czasach komuny, uprawiając toporną, żałosną i jednocześnie komiczną propagandę. Kampania Trzaskowskiego przenosi nas wprost w czasy PRL-u, kiedy komunistyczni notable odwiedzając „przypadkowe” gospodarstwa zawsze natrafiali na takie, gdzie na podwórku stał nowiutki „Ursus” wśród szpaleru rolniczych maszyn, a odgrywający zaskoczenie i krzątający się w oborze rolnik paradował w śnieżnobiałym fartuchu. Dzisiaj okazuje się, że tak jak w polskiej piłce za fasadą przereklamowanej reprezentacji „autorytetów” jest ta nieszczęsna krajowa polityczna liga, która niestety wygląda dokładnie tak jak ci wymienieni żałośni napastnicy, którym już podczas wybiegania na boisko plączą się nogi. To są dzisiejsze kadry michnikowszczyzny, które w akcie desperacji sięgają już nawet po pederastę Roberta Biedronia. Oni tak się zapędzili w swojej nienawiści, że ich gra skoncentrowała się głównie na kopaniu przeciwnik i bluzganiu na kibiców. Nikt z tych ideologicznych lewackich sklerotyków już nie pamięta, że w centrum tego wszystkiego powinna znajdować się piłka. Na nasze szczęście oni ciągle cierpią na manię wyższości i nawet porażki tłumaczą tym, że są lepsi i mądrzejsi. Rafał Kalukin pisze w „Polityce”:
- Bo jeśli jest się typowym przedstawicielem inteligenckiej socjety stolicy, a naprzeciwko staje rzutki chłopak z blokowiska, to nie ma zmiłuj. Natychmiast uruchamia się stereotyp „elyt” i człowiek musi walczyć już nie tyle z rywalem, co z samoistnie uszytym własnym wizerunkiem. (…) Kandydat PO nigdy przecież nie będzie dość rzutki, dość aktywny i dość pracowity. Nie skopiuje tupetu Jakiego, jego sprawności w przygodnych kontaktach z elektoratem, sprytu i refleksu. Nie będzie też równie zdeterminowany, skoro dla kandydata PiS polityka jest zapewne jedyną życiową opcją, podczas gdy Trzaskowski ma ich w zanadrzu całkiem szeroki wachlarz.

Ta bezradność, panika z towarzyszącym samouwielbieniem powodują dalsze staczanie się na dno kadry wyselekcjonowanej przez Michnika szkolonej przez sfrustrowanych nieudacznych trenerów. Fala kompromitacji postępuje i absurd goni za absurdem. Dzisiejsi „obrońcy demokracji” występują w obronie finansowanej przez rosyjskich oligarchów paniusi z Ukrainy, która wraz z mężem próbowała obalić demokratyczny polski rząd wybrany przez Polaków. Wśród tych „demokratów” rwących szaty w obronie rosyjskich agentów wpływu już bez zdziwienia widzimy takie postaci jak tajni agenci komunistycznej bezpieki: Wałęsa, Boni czy komuchy: Balcerowicz i Święcicki. Najzabawniejsze jest to, że ci, którzy za przykład dawali nam kraje o ugruntowanej demokracji i przekonywali, że wychylające się raz w prawo, raz w lewo wahadło wyborcze to coś normalnego zupełnie o tym zapomnieli. Zapomnieli także o swoich kazaniach mówiących, że na wyborczy wyrok nie należy się obrażać. Wszystko było w porządku, kiedy to wyborcze wahadło wychylało się w stronę SLD i PSL, by po jakimś czasie wrócić do UW w najróżniejszych wcieleniach. Okazało się, że to były jedyne wychylenia wahadła akceptowane przez okrągłostołową sitwę. Dzisiaj maski opadły, zwieracze popuściły, a obrońcy demokracji okazali się zwykłymi chamami o dyktatorskich zapędach. Dzisiejsze wychylenie wahadła w prawo pokazało, jak naprawdę ci „demokraci” szanują politycznego konkurenta i jego wyborców. Oddajmy im na chwilę głos.

prof. Andrzej Friszke: Pisowski motłoch

prof. Wojciech Sadurski: Nieoświecony plebs

reżyser Andrzej Saramonowicz: Chamskie mordy

tomasz Lis: Bandyci (…) nie w pełni sił umysłowych

Krzysztof Łoziński, lider KOD: I pomyślałem, że wszystko to, co się obecnie dzieje, to nobilitacja chamstwa, to bydło na salonach.

Anda Rottenberg: Jesteśmy otoczeni analfabetami, którzy podążają plemiennie za tymi, którzy obiecają im wszystko.

Walter Chełstowski, współzałożyciel KOD: Duża, wystarczająca część obywateli Polski to głupcy. A my – rozumna mniejszość. Tak jak w każdej dyktaturze.

Żyjemy w czasach, kiedy komuch i agent bezpieki Wołodia Cimoszewicz krzyczy: precz z komuną, a Chełstowski i podobne mu typki sami siebie zaliczają do „rozumnej mniejszości”.

Tak ujawnia się pogarda do polskiego narodu, który według totalnej opozycji nie wybrał tak jak trzeba. Tę pogardę łatwo uzasadnić. Środowiska wytypowane przez zagranicznych kolonizatorów na nową arystokrację i jednocześnie nadzorców niesfornego polskiego narodu nie mogą pogodzić się z buntem niewolników, których szczerze nienawidzą. To dlatego bez wahania zwracają się do swoich mocodawców o ratunek. Im większa nienawiść i pogarda okazana Polakom, tym większe szanse na zaskarbienie sobie względów wrogów Polski, co w sprzyjającej sytuacji pozwoli im powrócić na dawne, wyznaczone przez kolonizatorów nadzorcze stanowiska. Niestety, na przeszkodzie stoi brak odpowiednich następców i z tą prawdą zderzyli się nagle renegaci, którzy przez trzy dekady przywykli już do tego, że Polska jest ich własnością. Kolejnym dowodem mizerii na ławce rezerwowych salonu III RP była właśnie ta klejąca taśma prawdy Trzaskowskiego. Dostarczono nam także kolejne dowody na to, czym była ta pseudoarystokracja III RP. Nie ulega wątpliwości, że są to zwykłe, nieokrzesane, lewackie chamy, które zrzuciły kufajki i walonki po swoich przodkach. Świetnie poziom tej arystokracji oddaje stara „Ballada o cysorzu” Tadeusza Chyły, której fragment na koniec przypomnę.

Salonowiec sport to miły,
Lecz cesarska pupa – tabu!
On ich może z całej siły,
A oni go muszą słabo...
Po obiedzie złota cytra
Gra prześliczną melodyjkę,
Cysorz bierze z szafy litra
I odbija berłem szyjkę.
Sam popije – starej niańce
Da pociągnąć dla ochoty.
A kiedy już jest na bańce,
To wymyśla różne psoty
Potem ciotkę otruć każe
Albo cichcem zakłuć stryjca...
...dobrze, dobrze być cysorzem,
Choć to świnia i krwiopijca!


© Mirosław Kokoszkiewicz
5 października 2018
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © Kukiełkowy świat Basi / twitter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2