Genueńska tragedia, zawalenie się ruchliwej autostrady biegnącej wiaduktem ponad domami mieszkalnymi, to coś więcej niż katastrofa budowlana – to symbol końca pewnej epoki. Poza zwyczajną grozą i normalnym współczuciem wydarzenie to akurat niżej podpisanego (równolatka obróconej właśnie w gruzy budowli, tzw. mostu Morandiego, rocznik 1967) przyprawia o szczególny dreszcz.
Oto bowiem ostatecznie rozwiewa się eurokołchozowy miraż nowoczesnego raju – z najwyższymi gwarancjami bezpieczeństwa za cenę rezygnacji z tradycyjnych kategorii myślenia, norm i form życia. Ten proces deziluzji przebiegać będzie w sposób najbardziej spektakularny właśnie w architekturze i urbanistyce, gdzie rewolucyjni wizjonerzy mieli najszersze pole do realizacji swych totalniackich zapędów, a skorumpowani urzędnicy – najlepsze okazje zysku za przymknięcie oka na ryzykowne ekstrawagancje tych pierwszych.
Na naszych oczach zatem bankrutuje podszyta kolektywistyczną ideologią modernistyczna utopia – zarówno w wymiarze estetycznym, jak i mechanicznym. Projektowanie podporządkowane rzekomo wyłącznie determinantom praktycznym, programowo rezygnujące z dążenia do bezinteresownego piękna na rzecz wydolności i wydajności, których wypadkową ma być zewnętrzna forma konstrukcji – okazuje się nie spełniać założeń i oczekiwań ani pod jednym, ani pod drugim względem. „Czynienie sobie Ziemi poddaną” w wersji postępackiej zmierza najwyraźniej do apokaliptycznego zakończenia – czego Genua stanowi zaledwie drobną wprawkę. Bo że na tym się nie skończy, to rzecz pewna – wystarczy rzucić okiem na monstrualną listę realizacji architektonicznych autora genueńskiego koszmaru, Riccardo Morandi (1902-1989), którego gigantomańskie konstrukcje (mosty, wiadukty, wielkie hale przemysłowe i lotniskowe etc.) straszą na większości kontynentów. Nota bene: podobno już ubiegłej jesieni (2017) zamknięto most nad doliną Wadi el Kuf, którego projekt, mocno przypominający ten genueński, inżynier-wizjoner Morandi sprzedał był Libijczykom w połowie lat 60.
Blisko 40 wieków temu babiloński kodeks Hammurabiego nie pozostawiał wątpliwości co do odpowiedzialności budowniczych – § 229: „Jeśli budowniczy wybudował komuś dom, a dzieła swego nie wykonał trwale i dom, który wybudował, zawali się i zabije właściciela, budowniczy poniesie karę śmierci”. Pomijając samą kwestię stosowania kary głównej, którą w naszych czasach powykreślano z większości kodeksów karnych (sic), a ostatnio nawet z katechizmu (sic, sic) – problem pogłębia fakt, że w dobie demokratycznych i korporacyjnych kolektywów zanika wszelka indywidualna odpowiedzialność. Po prostu – coraz trudniej zidentyfikować delikwenta, któremu można by przypisać skonkretyzowaną winę. Gdyby więc nawet żył jeszcze na tym świecie Morandi, to pewnie całkiem przekonująco dowodziłby, że jego projekt był świetny, wykonawstwo bezbłędne, tylko później zawiedli ojcowie miasta Genua, a konkretnie: instancje odpowiedzialne za konserwację mostów. Notabene: podobno jeszcze przed końcem ubiegłego stulecia, po trzydziestu latach eksploatacji, łączny koszt remontów tego akurat wiaduktu dobijał sumy, jaką zainwestowano w jego budowę.
Całkiem podobnie, jak w przypadku innego z papieży modernizmu, starszego o generację Franka Lloyda Wrighta (1867-1959) i jego słynnego „domu nad wodospadem”. Otóż ta właśnie realizacja – ekskluzywna willa zbudowana, zgodnie z nazwą, nad jednym z wodnych cieków w Pensylwanii – wymaga stałej pracy pomp odwadniających (sic), bo inaczej woda zalewałaby kominek. I tak ma być co najmniej do końca świata – tj. tak długo, jak długo ów podręcznikowy cud architektury XX wieku będzie przez urzędników utrzymywany na liście dotowanych ze stanowych funduszy „zabytków”. Wydumane założenia architektoniczne „domu nad wodospadem” żadnej tragedii, poza finansową, jeszcze nie spowodowały – od czasu do czasu ktoś tam najwyżej brodzi po kostki we własnym salonie. Genua jednak to co innego – z poziomu absurdu „Misia” przechodzimy na poziom tragedii „Titanica”. I to niezależnie od tego, czy katastrofa miała przyczyny „naturalne”, czy nie.
Z kronikarskiego obowiązku należy bowiem zaznaczyć, że chociaż rzecz całą bardzo przekonująco tłumaczą specjaliści-architekci – jako konsekwencję złej koncepcji Morandiego (sprzed ponad pół wieku), złego nadzoru (przez cały okres eksploatacji) i złego zbiegu okoliczności (ledwie tydzień temu: dodatkowy tonaż wody podczas ulewy + uderzenie pioruna niszczące część skorodowanych stalowych strun w zwietrzałym betonie) – to przecież natychmiast pojawiły się równoległe „teorie spiskowe”. Ich natchnieni autorzy i zaangażowani kolporterzy przekonują, że w Genui doszło do niezapowiedzianego „wyburzenia” nie za pomocą przypadkowego pioruna, ma się rozumieć, ale precyzyjnie zaplanowanych eksplozji – czego dokonać miały te same służby, które w ostatnich latach nękały Europę kolejnymi aktami terroru pod fałszywą flagą. W sieci momentalnie wywieszone zostały wykopiowania filmów z miejsca zdarzenia, których autorzy dowodzą, że widać na nich nie błyskawice, ale detonacje. Po majstersztyku 9/11/2001 w USA – z całą serią fenomenalnych trików (na czele z ewidentnie kontrolowanym wyburzeniem WTC-7, z okrągłą dziurą w Pentagonie i dołem w Pensylwanii po rzekomym upadku samolotu) – trudno doprawdy z góry cokolwiek wykluczać. Na razie jednak poprzestańmy na ostrożnej konstatacji, że bezpośrednie zaangażowanie mafii, służb i lóż w tę sprawę trzeba będzie uznać za bardziej prawdopodobne, jeśli szukanie winnych genueńskiej tragedii doprowadzi przynajmniej do zmiany włoskiego rządu. Albo okaże się, że Genua zainaugurowała jakąś „czarną serię”, która jeszcze tej jesieni przyda się komuś jako zapalnik inicjujący szerzej zakrojoną „transformację” na naszym kontynencie. Nie daj Boże.
Tak czy inaczej, europejska „wieża Babel” – rozumiana szerzej nie jako ten czy inny obiekt architektoniczny – chyli się ku wielkiemu upadkowi. Pytanie brzmi już nie, czy w ogóle, ale na kogo i kiedy to wszystko się zwali – dosłownie i w przenośni. Wszak i w polskim pejzażu nie brak poronionych inwestycji – dawno już kwalifikujących się do rozbiórki dzieł rodzimych naśladowców Morandiego i prowincjonalnych aspirantów do sławy Wrighta. Komu zaczną się sypać na głowę peerelowskie blokowiska, a pod kim pękać będą postpeerelowskie autostrady? Jakie wnioski z genueńskiej tragedii wyciągnąć zamierzają władze państwowe i instancje nadzorcze – skoro, jak się okazuje, słynne „europejskie normy bezpieczeństwa” okazują się mocno przereklamowane?
© Grzegorz Braun
9 września 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Grzegorz Braun: Wieża Babel do rozbiórki”
www.PolskaNiepodlegla.pl
9 września 2018
źródło publikacji: „TYLKO U NAS! Grzegorz Braun: Wieża Babel do rozbiórki”
www.PolskaNiepodlegla.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz