Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Piętaszek

Wpadła mi w ręce książka pod tytułem: „Tischner. Życie w opowieściach”. Jej autorami są Witold Bereś I Artur Więcek Baron. Wpadła w ręce we właściwym miejscu bo w pięknie odnowionej przez gospodarzy bacówce pod Turbaczem z widokiem na całe Tatry, w której od lat spędzam sporo czasu. Ksiądz Tischner był naszym sąsiadem, kiedyś przyszedł po zapałki. Był wtedy pełnym uroku i temperamentu góralskim gawędziarzem kaznodzieją. Potem widywałam go tylko z daleka gdy przylatywał helikopterem koncelebrować 15 sierpnia mszę na Turbaczu. Bodajże w National Geographic ukazało się kiedyś zdjęcie zrobione 15 sierpnia z samolotu czy z helikoptera ilustrujące polski obrzędowy katolicyzm, który dla zachodnich obserwatorów był zjawiskiem bardziej przyrodniczym niż socjologicznym.
Wspaniałe zdjęcie pokazywało majestatyczny wierzchołek góry, na którą wędruje z każdej strony świata nieprzerwany wąż ludzi. Od Rabki przez Maciejową i Stare Wierchy, od Nowego Targu Przez Kowaniec, z Waksmundu, Ostrowska, Łopusznej, z Ochotnicy Górnej przez Kiczorę i z Kamienicy. Sama dołączyłam kiedyś do takiego węża sunącego o świcie przez naszą polanę, na której zwykle trudno spotkać jednego człowieka i pokornie dreptałam w górę mając przed sobą i za sobą setki ludzi. Wtedy właśnie Tichner przyleciał helikopterem. Może się już źle czuł, albo w swoim mniemaniu za wysoko zawędrował społecznie, żeby pokornie wędrować wysoko na własnych nogach.

Ja mam własny ogląd jego sprawy - istnieje w psychologii czy socjologii zjawisko które nazwałabym syndromem Piętaszka. Piętaszek to człowiek często utalentowany ale wywodzący się ze środowiska zbyt małego albo zbyt zamkniętego albo zbyt biednego żeby otworzył się przed nim szeroki świat. Taki Piętaszek przykleja się do kogoś możnego, towarzyszy mu, zabawia, przygrywa jak Sabała na swoich gęślikach Chałubińskiemu. Sabała to typowy Piętaszek. Jego niezwykły temperament, talent muzyczny, znajomość Tatr mogły - jak to się brzydko mówi - zaistnieć, czyli przestawić się światu tylko za pośrednictwem ustosunkowanego towarzystwa, które odkryło uroki Zakopanego i Tatr i wodziło za sobą lokalnego gawędziarza jak bogata dama małpkę na łańcuszku. Piętaszek jest też zwornikiem pomiędzy nieprzenikającymi się środowiskami. Tak jak każdy ziemianin miał swojego pachciarza, którego wychwalał pod niebiosa jako niezwykle solidnego w przeciwieństwie do innych przedstawicieli jego nacji, każdy antykomunista miał swojego partyjniaka, którego do partii zapędził jakiś niezwykły zbieg okoliczności ale który był – o dziwo - uczciwy, kawiorowa opozycja wyłoniona ze stalinowskiej grupy interesu miała Piętaszków wśród robotników. Tę rolę podjęli Frasyniuk, Bujak i Wałęsa choć stwarzali kłopoty. Żaden z nich nie chciał podśpiewywać u stóp Michnika czy Kuronia jak Sabała u stóp Chałubińskiego. Wałęsa, choć tańczył jak mu zagrali, bardziej w tym przypominał tresowanego niedźwiedzia ze słynnej akademii smorgońskiej niż małpkę na łańcuszku. Na Piętaszka zupełnie nie nadawała się Ania Walentynowicz że względu na swoją słynną niezależność.

Klasycznym Piętaszkiem był niestety dla mnie ksiądz Tischner. Jak Sabała zakopiańskie towarzystwo Tischner zabawiał prominentnych słuchaczy przaśnymi anegdotami, powiedzonkami i góralskimi przyśpiewkami. Na przykład: „Ksiądz, miłość i sraczka przychodzą znienacka”. Trudno mi powiedzieć natomiast czy pewne lewackie stereotypy tkwiły w nim od czasów młodości czy wpadał na właściwą nutę dopiero po szarpnięciu łańcuszka. W wieku 17 lat pisał w swoim pamiętniku: „Nienawidzę kleru, ale mam szacunek do wyższych władz. Nienawidzę psychozy alumnów seminariów duchownych! Nienawidzę wielu rzeczy z przeszłości Kościoła”.

Wśród przyjaciół Tischnera było wielu członków oddziału Ognia. Wielokrotnie bronił go w publicznych wypowiedziach. A jednak w Tygodniku Powszechnym zajął stanowisko bliskie nowym elitom obawiającym się zoologicznego antykomunizmu:„ Jestem jednak pełen niekłamanego podziwu dla ludzi partii i bezpieczeństwa”. (Sprawa Józefa Kurasia Ognia Tygodnik Powszechny 15/1996). Tischner doskonale orientował się co mają mu do zarzucenia środowiska patriotyczne: „że się zdaję z Michnikiem, z Gazetą Wyborczą, że rozumiem intencje Fundacji Batorego. Ale ja rozumiem także intencje Heideggera, Hegla a nawet Karola Marksa”.( rozmowa z Magdaleną Ciszewską „Press” 5/ 1997 ). Ten Heidegger to ukłon w stronę jednego z tak zwanych przyjaciół Tischnera Krzysztofa Michalskiego, organizatora słynnych spotkań w Castel Gandolfo. Krzysztof Michalski był również członkiem wielu organizacji i stowarzyszeń choćby Rady Fundacji im. Stefana Batorego czy The American Association for Polish-Jewish Studies. Tischner często powielał w swoich pismach obiegowe i dość banalne opinie tych, których za przyjaciół uważał. Wydawało mu się, że idzie w ślady Fromma mówiąc: „ludzie uciekając od wolności wybrali Hitlera”. Tymczasem w odniesieniu do Polaków zdanie to nie ma najmniejszego sensu. Polacy nigdy nie uciekali od wolności i nigdy nie wybrali w jakimkolwiek sensie Hitlera. Podobnym ukłonem w kierunku lewactwa jest zdanie: „więcej straciło wiarę przez proboszcza niż przez Marksa”. Marksowi to zdanie nic nie pomogło a Tischnera jako księdza pogrążyło.

„Bądź sobą, bądź sobie wierny” głosił Tischner w kazaniach. Tu spotkałby się z Ewą Drzyzgą i innymi „filozofkami” z programów TVN i kobiecych pism. Czy morderca i gwałciciel też ma być wierny swoim upodobaniom? Czy ksiądz Tischner był sobie wierny występując przeciwko lustracji?

Tischner podkpiwał sobie z tomizmu, atakował Radio Maryja i lefebrystów. Te niewybredne ataki przekraczały jego możliwości intelektualne. Wątpię czy którykolwiek z poważnych tomistów miałby ochotę z nim polemizować. Z profesorem Krzysztofem Maurin miał tyle wspólnego że mieszkał kiedyś u niego w Louvain. Dla Krzysztofa Michalskiego był maskotką. Wbrew twierdzeniu organizatorów imprez poświęconych jego czci nie odcisnął żadnego piętna na kościele. Jak sam powtarzał:
„Dłużej klasztora niż przeora”.


© Izabela Brodacka Falzmann
29 września 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2