Z wyjątkiem ostatniej prowokacji TVN dotyczącej rzekomych obchodów urodzin Hitlera w lesie przez grupkę jego fanatycznych zwolenników.
Wszystko tu zostało z całą pewnością wyreżyserowane od A do Z. Cóż bowiem robili podczas tej rzekomo spontanicznie zorganizowanej uroczystości dziennikarze TVN i to z kamerą. Skąd się wzięli? Zostali zaproszeni przez uczestników zabawy tak głęboko przekonanych, że jest ona nielegalna, że musieli aż ukrywać się w lesie? Gdzie tu sens i logika? Wyobraźmy sobie następujący scenariusz podobnego wydarzenia. Oto grupa dziennikarzy TVN z kamerą uczestniczy w napaści na grzybiarza i nie tylko nie przeciwdziała eskalacji konfliktu lecz czeka na zabicie grzybiarza po czym ze świętym oburzeniem publikuje fotoreportaż z przebiegu morderstwa. Dziennikarze TVN zamiast rozpędzić smarkaterię na cztery wiatry uczestniczyli w nielegalnych obchodach, więc powinni być traktowani i sądzeni jako współwinni.
Wracając do naszych prawicowych publicystów oraz ich dobrego samopoczucia wyrażającego się podtytułem od A do Z. Jak już napisałam zasługują jedynie na podtytuł od A do Ą. Weźmy aferę reprywatyzacyjną. Jak jest możliwe, że żaden dziennikarz tak zwanej prawej strony nie podjął tematu zgłaszanego choćby przeze mnie w Warszawskiej Gazecie. Nikogo nie obchodziło, że tysiące lokatorów jest prześladowanych przez przestępców zwanych „czyścicielami kamienic” albo wręcz wyrzucanych na bruk? Nikt nie rozumiał mechanizmu złodziejstwa tak prymitywnego, że do zrozumienia przez niepiśmiennego kieszonkowca z Pragi? Nikt nie interesował się kto oprócz Waltzów otrzymał pieniądze za kamienicę przy ulicy Noakowskiego 16, dlaczego pomimo udowodnionego oszustwa tych pieniędzy nie zwrócił i dlaczego jego nazwisko nie jest ujawniane? Nikt nie opisał również działalności firmy skupującej nieruchomości w celu ich rewitalizacji, firmy tak groźnej i niebezpiecznej, że jak dotąd wspominając o niej na wszelki wypadek nie wymienia się jej nazwy?
Dlaczego żaden dziennikarz pomimo próśb zdesperowanych mieszkańców Konstancina nie chciał zainteresować się swego czasu aferą związaną z „łąkami oborskimi”. Przypomnę, że SGGW dosłownie za grosze sprzedało łąki oborskie zrabowane przez komunistów Potulickim, a użytkowane przez uczelnię, zamkniętej grupie inwestorów podanej przez ministerstwo na ścisłej imiennej liście. Fotokopia tej listy jest w posiadaniu społeczników z Konstancina czyli przedstawicieli stowarzyszenia Stańczyk. Wśród protegowanych przez ministerstwo inwestorów była rodzina Chojna Duch. Ciekawe, że udział tej rodziny w aferze związanej z zakupem łąk dziennikarze chronili bardziej gorliwie niż fakt morderstwa, które zdarzyło się w tej samej rodzinie. O zabiciu Bogdana Ducha przez męża jego byłej żony rozpisywały się swego czasu nie tylko plotkarskie portale, lecz poważne na pozór pisma codzienne, a komentarzy na ten temat nie szczędziła sama profesor Elżbieta Chojna Duch. Skąd dziennikarze tak dobrze wiedzą o czym pisać wolno, a o czym naprawdę nie należy? Sprawa łąk oborskich faktycznie śmierdziała na odległość. Najlepszy dowód, że pewna młoda notariusz, która miała zrealizować umowę zakupu tych łąk przez gminę Konstancin w oparciu o prawo gminy do pierwokupu wycofała się z czynności urzędowych podobnie zresztą jak wielu notariuszy przed nią. Wolała zrezygnować ze sporego honorarium przysługującego jej zgodnie z przepisami niż narazić się na realne niebezpieczeństwo.
Dodajmy, że wyczyny Billa Clintona za które utracił prawo wykonywania zawodu wydają się być niewinną igraszką wobec zarzutu uczestnictwa w kradzieży nieruchomości, który ciąży nad urzędującą prezydent miasta Warszawa, a którym wydaje się ona zupełnie nie przejmować.
Z innej dziedziny. Weźmy rzekome samobójstwo pewnego generała. Dobrze poinformowani wiedzieli, że uczestniczył on w wielkiej aferze narkotykowej i nie rozliczył się do końca z partnerami. W 1990 r. CIA poprosiło europejskie instytucje wywiadowcze o pomoc w ewakuacji sześciu amerykańskich funkcjonariuszy CIA, DIA i NSA, którzy śledzili ruchy irackich wojsk przed wojną w Zatoce Perskiej. Podobno jedynie Polacy zgodzili się na udział w tak ryzykownej akcji, ładnie nazwanej „Pustynny Wiatr”. Jak ćwierkały wróble zamiast Amerykanów czy obok Amerykanów wieziono wówczas ogromny transport narkotyków. Gdzie wtedy byli dziennikarze śledczy?
Po kościach rozchodzi się sprawa katastrofy smoleńskiej, nikt nie drąży sprawy śmierci Leppera, a dziennikarze z uporem godnym lepszej sprawy zajmują się problemem co kto komu powiedział nieuprzejmego, albo co jakiś idiota napisał na własnoręcznie sporządzonym transparencie i jakie z tego płyną zagrożenia dla całego świata. Dodajmy, że w ostatnim okresie w samej Bawarii odbyło się kilkaset legalnych manifestacji ku czci Hitlera i nikt nie zamierza się tym przejmować.
Typową reakcją obywatela na zalew nic nie znaczących albo wręcz kłamliwych informacji jest zniecierpliwienie. Dlatego grupa moich znajomych postanowiła wydawać pismo pod tytułem „Wkurz codzienny”. (prawdziwy tytuł różni się jedną literką, ale mogę tylko podać wersję ad usum delphini). Pismo ma być internetowe i z góry je polecam. Znajomi to doskonale poinformowani obserwatorzy naszej rzeczywistości. Nie są chronieni przez żaden układ polityczny i nie zamierzają chronić żadnego układu. Nie istnieje dla nich zjawisko zwane od czasów Roosevelta „our bastards”. Nie ograniczą się zatem do pisania od A do Ą.
© Izabela Brodacka Falzmann
10 lutego 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
10 lutego 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © LaTuff (modyfikacja dla potrzeb czytelnika polskojęzycznego na prośbę redakcji ITP² została wykonana przez ilustratora pragnącego zachować anonimowość)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz