ognisko tlącego się konfliktu traktatowego – na czym Polska najwięcej mogłaby stracić w nadchodzącym czasie w wyniku regresu jaki przewiduje art.7 zobowiązań lizbońskich. W tym pomyśle nie jest odosobniony; podobnie zresztą – lecz mniej kierunkowo – koncypowali poseł Gowin oraz senator Bielan z partii Porozumienie. Suflowana pokątnie myśl rozjemcza miała więc wielu „ojców”. Niewykluczone, że i prezes Kaczyński dał sygnał do ponownego przebadania nastrojów społecznych w tym względzie. Wszak zmiana na stanowisku premiera miała temu służyć, by ocieplić stosunki z włodarzami unijnymi. Premier Szydło od początku dała jasno do zrozumienia: Polska nie zgodzi się na żadną relokację islamistów przybyłych do Zachodniej Europy za aprobatą niemieckiej kanclerz, Angeli Merkel; której z tego powodu grunt pod nogami począł usuwać się w nadreńskim (postkomunistycznym) kraju.
Trzeba więc było kolejnego ruchu na politycznej szachownicy, zwanego przez wtajemniczonych atakiem na „wieżę”, żeby otworzyć sobie drogę do decydującego rozstrzygnięcia. Trzymanie w tzw. szachu przeciwnika daje znaczącą przewagę, pozwala na złapanie pierwszego, głębszego oddechu w wyczerpującym mentalnie starciu. To wreszcie moment, kiedy można – bez większej obawy, że coś pójdzie nie tak – zastosować lżejszą taktykę ofensywną. Dla przeciwnika pierwszy „szach” to jak walnięcie cepem w głowę. Pierwsza oznaka poważnego zaniepokojenia, że się wyraźnie przegrywa partię; na policzkach uwidacznia się rozległe zaognienie od rosnącej temperatury emocjonalnej. Jeżeli gra idzie o dużą stawkę wówczas może dojść nawet do chwilowego omdlenia. Podobnie było podczas niespodziewanej roszady na stanowisku premiera rządu. Wszystkim na początku wydawało się, że to tylko jakaś kaczka dziennikarska. Lecz rzeczywistość okazała się mniej powściągliwa. Stery dalszego rządzenia sejm RP powierzył w ręce Mateusza Morawieckiego – syna byłego opozycjonisty z Solidarności Walczącej, założonej w 1982 roku. Na forach społecznościowych zawrzało – zwolennicy byłej premier Szydło oskarżali kierownictwo PiS wręcz o spisek wymierzony przeciwko suwerennej Polsce.
Atak na „wieżę” to tylko przynęta dla rozkojarzonego gracza, który łapczywie sądzi, że w ten sposób zyska przewagę w ofensywie, choć nieświadom tego że w tym momencie odsłania się i traci najczęściej „hetmana”. Tak wygrywają najlepsi z najlepszymi – walka (gra) trwa niekiedy kilka godzin. Może część społeczeństwa w pierwszym momencie uległa mimowolnemu złudzeniu, że sprawy polskie zostaną zaprzepaszczone bezpowrotnie. Bo wizje nowego premiera dotyczące naprawy kraju wybrzmiały nazbyt kolorystycznie. Nawet sylwestrowy klimat nie oszczędził czarnego humoru – kiedy Kornek Morawiecki z partii Wolni i Solidarni niespodziewanie wykonał niestandardowy ruch „skoczkiem” poza szachownicę, jakby wbrew obowiązującym w tej grze regułom. Może to kwestia braku odpowiedniego wyczucia się w sprawy polskie; może ostatecznie o takim podejściu przesądził źle funkcjonujący mechanizm relokacyjny, którego dalsze wadliwe działanie miało współgrać z zobowiązaniami na jakie przystał poprzedni rząd Ewy Kopacz (PO). Przez moment wydawało się, że to jakiś przedsylwestrowy żart dla poprawienie humoru. Nie wszystkim jednak było do śmiechu. Troska o los kraju to nie takie tam ględzenie o spadających gwiazdach w noc sylwestrową. Znowu w Internecie posypały się negatywne komentarze, że Polska zdradą stoi. Że komuś znowu odbiło – że się wygłupił kolejny narwaniec i zakpił z powagi sytuacji, nie myśląc w ogóle o obowiązujących zasadach w demokracji, ani o zaletach bycia u siebie – w kraju wolnym od islamskiego terroru.
Polacy zwykle wolą proste i czytelne rozwiązania. Wzmożona koncentracja społeczeństwa następuje dopiero w momencie poważnego zagrożenia. Nie chodzi też o to, żeby każde pierdnięcie obywatela roznosiło się z hukiem po całym kraju. Niemniej jednak są tematy i sprawy narodowe, które wymagają szczególnej dbałości i staranności, a w sytuacji wyjątkowej – poświęcenia; w nie mniejszym stopniu werbalnego i fizycznego uniesienia. Wytrawny polityk nie może też mylić niestrawności żołądka z wytrawnością zawodu polityka. Bo zachowanie dobrego smaku w narodzie to nie tylko sprawa tego czy innego, indywidualnego gustu; to zdaje się bardziej cywilizacyjny czynnik wpływający na jakość podejmowanych decyzji w przestrzeni publicznej przez jednostki wychowane w określonej kulturze danego narodu, którym przede wszystkim powinno zależeć na: zdrowiu i bezpieczeństwie obywateli, bogactwie kraju, powszechnemu dobru, prawdzie i pięknie – które to pojęcia są przecież wspólne wszystkim cywilizacjom jakie rozróżnia historiozofia (prof. Feliksa Konecznego); szczególnie są znane cywilizacji łacińskiej.
Dobrze, że premier Morawiecki zdecydowanie odciął się od wypowiedzianej opinii swojego ojca na temat osławionych korytarzy humanitarnych dla uchodźców islamskich i potwierdził, że w tym temacie nie zaszły żadne zmiany w bieżącej polityce rządu; ale niedobrze, że sam autor nie sprostował swojej wypowiedzi, bo to oznacza, że swój kierunek karkołomnego myślenia pozostawił bez wymaganego komentarza. To trochę nie fair, bo w końcu Solidarność Walcząca do czegoś konkretnego zobowiązywała – przede wszystkim jej założyciela.
© Antoni Ciszewski
2 stycznia 2018
źródło publikacji: „Pionki i figury w politycznej grze, która nie wszystkim idzie tak dobrze…”
www.magnapolonia.org
2 stycznia 2018
źródło publikacji: „Pionki i figury w politycznej grze, która nie wszystkim idzie tak dobrze…”
www.magnapolonia.org
Podkreślenia: Redakcja ITP
Ilustracja © Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz