Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Faszyści „bez swojej wiedzy i zgody”. Od komuny aż do kleru – wszyscy wytresowani

Faszyści „bez swojej wiedzy i zgody”

        Wprawdzie ludowe porzekadło powiada, że i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu, ale jak ktoś może wytrzymać bez ryżu, zwłaszcza zrobionego z owsa, to nie będzie w Paryżu narzekał na brak atrakcji. Tak się złożyło, że właśnie jestem w Paryżu, w podróży częściowo sentymentalnej, bo wspominam dawne czasy, kiedy byłem tu pikolakiem w sławnej w swoim czasie restauracji „Chez Raspoutine” przy Łuku Triumfalnym – a sławnej między innymi stąd, że śpiewała tutaj i Helena Majdaniec i Irena Jarocka, a i mnie przytrafiła się gratka w postaci nie tylko poznania, ale nawet wypicia zdrowia ze zmarłym w kwietniu tego roku rosyjskim poetą Eugeniuszem Jewtuszenką, który w dobrym chmielu bratał się również z paryskimi pikolakami. Toteż chodzę sobie tu i tam i wspominam stare czasy. Ale nie tylko wspominam, bo w Paryżu co i raz człowiek dowiaduje się czegoś ciekawego.
Toteż i ja poznałem historię pewnego Włocha, któremu jeszcze za komuny zachciało się pojechać do Albanii, rządzonej przez straszliwego Envera Hodżę. W wycieczkowym autobusie tylko on miał brodę, no i to właśnie stało się powodem perturbacji granicznych. Otóż albańscy strażnicy powiedzieli, że brody są w Albanii niewskazane, więc jeśli chce wjechać do tego kraju, to musi najpierw brodę zgolić. Nasz Włoch uniósł się honorem i powiedział, że nigdy tego nie zrobi, bo brodę nosił i Karol Marks i Fryderyk Engels. Słysząc taką poważną zastawkę, albańscy funkcjonariusze zaprzestali molestowania turysty w sprawie brody, tylko połączyli się z Tiraną, co w tej sprawie postanowi Partia. Po pewnym czasie z Tirany nadeszła decyzja, by brodę jednak zgolić, bo wprawdzie Karol Marks i Fryderyk Engels nosili brody, ale żyli w kraju kapitalistycznym, podczas gdy Albania jest wzorcowym krajem socjalistycznym. Ale nasz Włoch też nie w ciemię bity i triumfującym już pogranicznym funkcjonariuszom dał jeszcze poważniejszą zastawkę, że Lenin też nosił brodę, a przecież był przywódcą pierwszego na świecie państwa socjalistycznego. Nie było rady, trzeba było znowu połączyć się z Tiraną i czekać, co w tej sytuacji postanowi Partia. Po dłuższym oczekiwaniu, podczas którego pozostali pasażerowie autobusu molestowali nieustępliwego Włocha, by nie upierał się i brodę zgolił, nadeszła z Tirany odpowiedź, że skoro tak, to trudno – niech zostawi sobie brodę, ale przed przekroczeniem granicy musi być ona przystrzyżona tak, jak przystrzygał sobie ją Lenin. Na przejście graniczne przybył tedy ściągnięty z pobliskiej miejscowości balwierz, przystrzygł naszemu Włochowi brodę według norm leninowskich i wycieczka, po prawie 12-godzinnym oczekiwaniu na granicy wjechała do Albanii.

        Minęły lata, komunizm podobno „upadł”, ale jakże „upadł”, kiedy wcale nie upadł. Przeciwnie – rozkwita niczym „grzyb trujący i pokrzywa” w największym w całej Europie legowisku demokracji, czyli w Parlamencie Europejskim. Przed kilkoma dniami w specjalnej rezolucji wezwał on polski rząd, by „potępił” Marsz Niepodległości, jako „ksenofobiczny i rasistowski”. Aż trudno uwierzyć, że Parlament Europejski mógł uchwalić tak idiotyczną i złowrogą rezolucję. Idiotyczną – bo cóż to konkretnie ma znaczyć, że polski rząd ma Marsz Niepodległości „potępić”? Jeśli Parlament Europejski uważa, że uczestnicy Marszu dopuścili się czynów uznawanych przez polskie prawo za przestępstwa, to powinien wezwać polski rząd, by sprawców tych przestępstw ukarał zgodnie z polskim prawem. Sprawców – bo w Polsce, podobnie jak w innych cywilizowanych krajach, obowiązuje zasada indywidualizacji odpowiedzialności karnej, więc nie można by ukarać „Marszu”, tym bardziej, że nie może on być w rozumieniu prawa przestępcą – bo przestępcą może być tylko ktoś, komu można przypisać winę, choćby tylko nieumyślną. Ponieważ wina definiowana jest jako „psychiczny stosunek sprawcy do czynu”, to jasne jest, że przestępcą może być tylko człowiek, bo Marsz żadnej psychiki nie ma. Ale Parlament Europejski uchwalił rezolucję wzywającą polski rząd nie do ukarania sprawców, tylko do „potępienia” Marszu. To znaczy – do skrytykowania jego organizatorów i uczestników za zachowania nie będące przestępstwami, za zachowania całkowicie legalne, a więc – dozwolone. Gdyby rząd tę rezolucję Parlamentu Europejskiego wykonał i Marsz Niepodległości „potępił”, to wtedy złamałby konstytucję, a konkretnie – jej art. 7, który stanowi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Zatem nie wolno im „potępiać” żadnych legalnych zachowań obywateli, bo takie potępienie wychodziłoby poza granice prawa. Wydawać by się mogło, że to są sprawy oczywiste dla każdego – ale nie dla Parlamentu Europejskiego, który najwyraźniej nie kieruje się w swoich decyzjach logiką praworządności, tylko skłonnościami faszystowskimi. Istotą faszyzmu, który wszak był odmianą ideologii socjalistycznej, jest przekonanie, ze państwu wszystko wolno. Myśl tę wyraził w krótkich słowach twórca faszyzmu, Benito Mussolini: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”. Kraj, w którym „państwu”, czyli władzy publicznej, wolno „wszystko”, nie może być praworządny. Taki kraj może być albo komunistyczny, albo przynajmniej faszystowski. Mamy zatem dwie możliwości: albo większość, która w PE tę rezolucję przeforsowała, to jacyś humańscy durnie, którzy nie potrafią zrozumieć oczywistych rzeczy, albo faszyści, albo wreszcie faszyści ale „bez swojej wiedzy i zgody”. Taka możliwość też istnieje, zwłaszcza, że wśród polskich faszystów, którzy za tą rezolucją w PE głosowali, był nie tylko Wielce Czcigodny Janusz Lewandowski, Wielce Czcigodna Julia Pitera, Wielce Czcigodna Barbara Kudrycka, Wielce Czcigodna Róża Thun und Handechoch, ale również były konfident Służby Bezpieczeństwa PRL – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - czyli Wielce Czcigodny Michał Boni. No bo o niemieckim owczarku Franciszku Timmermansie („niech pan słucha, Timmermans!”) nawet szkoda mówić, podobnie jak o Wielce Czcigodnym Guy (ciekawe, jak właściwie należałoby wymawiać imię tego polityka, czy przez „g”, czy raczej przez „H” nieme?) Verhofstadt’cie, co to „studiował prawo” na uniwersytecie w Gandawie, ale najwyraźniej musiał być na wiedzę prawniczą wyjątkowo odporny.

Od komuny aż do kleru – wszyscy wytresowani


        Po Marszu Niepodległości w Warszawie w „prasie międzynarodowej”, to znaczy – żydowskich gazetach, wydawanych gwoli duraczenia dla mniej wartościowych narodów tubylczych ukazały się publikacje o 60 tysiącach „nazistów”. Zaprotestowało przeciwko nim Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela, które do „nazistów” ma chyba specjalnego nosa, skoro potrafi ich rozpoznać po zapachu nawet z odległości tylu tysięcy mil. Wyrazy niesmaku złożył Grzegorz Schetino, podczas gdy pan Rysio z Nowoczesnej swoim zwyczajem zapowiedział donos, podobnie jak pan Jonny Daniels, co to prezentuje się zdumionemu światu jako „dumny Żyd polskiego pochodzenia”. Roman Giertych skrytykował uczestników Marszu za „nacjonalizm”, co w ustach byłego wodza Młodzieży Wszechpolskiej ma niezamierzony akcent komiczny, ale czegóż to ludzie nie robią, pragnąc wejść na Salony, zaś JE abp Stanisław Gądecki i prezes Kaczyński wyrazili przypuszczenie, że okrzyki i hasła uznane za „rasistowskie” były dziełem „prowokatorów”. Wszystko to oczywiście być może, bo prowokacja policyjna jest u nas – podobnie zresztą, jak w wielu innych kulturalnych krajach, zjawiskiem legalnym i stosowanym nagminnie. Nie o to jednak chodzi, bo znacznie ważniejsze jest to, że wszystkie wymienione wyżej osoby i środowiska bez najmniejszych zastrzeżeń stanęły na nieubłaganym gruncie politycznej poprawności, akceptując tym samym władzę jakiegoś Sanhedrynu, który uzurpuje sob ie prawo dekretowania, co ludziom wolno myśleć, a co zostanie uznane za „myślozbrodnię”. Tego Sanhedrynu oczywiście „nie ma”, podobnie, jak WSI, czy izraelskiej broni jądrowej – ale w takim razie – skąd właściwie wiadomo, co wolno myśleć, a jak już nie wolno?

        Rzecz w tym, że Polska, podobnie jak inne kraje członkowskie ONZ, ratyfikowała Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka i to jeszcze za komuny – ale nie opublikowała ich w „Dzienniku Ustaw”. Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce, do którego w latach 70-tych miałem zaszczyt należeć, domagał się opublikowania ich w „Dzienniku Ustaw”, żebyśmy mieli dowód, iż stosowane przez ówczesna władzę ograniczenia wolności słowa mają charakter nielegalny, żeby nie powiedzieć – przestępczy. Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych w art. 19 deklaruje prawo każdego człowieka do posiadania własnych poglądów i do swobodnego ich wyrażania, zauważając tylko, że korzystanie z tego prawa wiąże się z pewną odpowiedzialnością, w związku z czym może ono podlegać pewnym ograniczeniom, które są niezbędne w celu poszanowania praw i dobrego imienia innych, ochrony bezpieczeństwa państwowego, porządku publicznego albo zdrowia i moralności publicznej. Ten Pakt jest obowiązującym elementem wewnętrznego prawa polskiego i organy państwowe nie mogą tych ograniczeń interpretować rozszerzająco, bo mają one charakter wyjątków od zasady. Okoliczność, że na przykład panu Danielsowi jakaś opinia wydaje się „rasistowska” nie ma tu nic do rzeczy, chociaż oczywiście ma on prawo składać tyle donosów, ile dusza zapragnie. Zresztą „rasizm” - cokolwiek by to miało znaczyć – jest poglądem – mniejsza czy słusznym, czy niesłusznym, więc rasiści mają prawo takie poglądy głosić, podobnie jak inni – wszystkie inne poglądy. Wolność słowa bowiem obejmuje możliwość głoszenia poglądów niesłusznych – na przykład takich, jak zaprezentowany na Marszu Niepodległości pogląd, że „Europa będzie albo biała, albo bezludna”. To wydaje się oczywistą nieprawdą, bo jeśli w Europie zabrakłoby ludzi białej rasy, to taki atrakcyjny kontynent zostałby niezwłocznie zaludniony przez licznych reprezentantów innych ras – bo rasy przecież istnieją, wbrew niesłusznemu poglądowi, głoszonemu przez postępowych mikrocefali, jakoby na świecie istniała tylko „jedna rasa, ludzka rasa”. Ludzki to jest gatunek, w którego obrębie funkcjonują rozmaite rasy, które różnią się od siebie pod wieloma względami, więc niby w imię czego nie można by o takich oczywistych i powszechnie znanych faktach mówić publicznie? W tej sytuacji dobrze byłoby, gdyby nasi Umiłowani Przywódcy się opamiętali i wyemancypowali się spod kurateli Sanchedrynu, którego, jak wiadomo, „nie ma” - bo inaczej wolność słowa zacznie stopniowo zanikać, a dyskurs publiczny – więdnąć z braku autentyczności, bo rozmowa polegająca na recytowaniu przez rozmówców dozwolonych mantr traci jakikolwiek sens.


© Stanisław Michalkiewicz
22 listopada 2017
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2