Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Kościuszko: kondotier cudzej sprawy

Owszem, Kościuszko nie należał do najbardziej zajadłych „bolszewików” swojej generacji – ale czyż „mieńszewicy” mają do końca świata okupować polski panteon narodowy?


Żeby nie od razu szydzić, nazwijmy to grzecznie patriotycznym paradoksem: jakże często publiczne odwołania do historii narodowej stanowią popis daleko posuniętej ignorancji tejże historii! Zwłaszcza narodowe święta, wpisane w roczny kalendarz świeckiej liturgii patriotyczno-państwowej, dają corocznie asumpt do spektakularnego manifestowania zbiorowej nieświadomości faktów, do których teoretycznie nawiązują. Ot, na przykład 11 listopada. Narodowy Dzień Niepodległości – moment skądinąd budujący i wzruszający, zwłaszcza jako tłumna manifestacja przywiązania młodego pokolenia do idei państwowej – w tym roku po raz kolejny pozwolił upewnić się w przekonaniu, że mężowie i żony stanu III i IV RP biorą za rzeczywistość literackie urojenia i propagandowe kalki, które odziedziczyli w spadku po II RP i po PRL. Tak, tak, wymienianie jednym tchem tych epok nie jest w tym kontekście pomyłką, ani nadużyciem – bo przecież w obu tych epokach urzędowo propagowano wizję przeszłości o niepokojąco zbliżonym rozkładzie pozytywów i negatywów.

Zasadnicze „plusy dodatnie” i „plusy ujemne” (copyright: „Bolesław” Wałęsa) okazują się, o dziwo, niezmienne w urzędowym wykładzie dziejów ojczystych – zatwierdzanym do użytku szkolnego i akademickiego przez wszystkie zmieniające się reżimy. Przed wojną i po wojnie, przed stanem wojennym i po – pewne wątki i niektóre postaci nigdy nie schodzą z czołowych miejsc w patriotycznych rankingach. Idzie zwłaszcza o legendę insurekcyjną, która trzyma się chyba najmocniej – za Piłsudskiego i za Bieruta, za Gomułki i za Kaczyńskiego, stale wskazywana jako złota nić przewodnia, główna osnowa narodowych dziejów. Skoro tak, to nie ma się co dziwić, że np. nieszczęsny Kościuszko znów powrócił echem – czy raczej czkawką dziejową – w przemówieniu belwederskiego prezydenta Dudy, wygłoszonym przed Grobem Nieznanego Żołnierza. A przecież nawet nie doktoryzując się z biografii „naczelnika w sukmanie”, ale po prostu przejawiając odrobinę zdrowego krytycyzmu, wypadałoby z lekką przynajmniej podejrzliwością traktować tego bohatera – dostatecznie postępowego, by nadawał się jednocześnie na patrona brytyjskiego dywizjonu 303 i licencjonowanych przez tow. Stalina berlingowców. To naprawdę powinno zapalać lampkę kontrolną w głowie każdego państwowca: czyż mógł naprawdę dobrze zasłużyć się Polsce – kto zasłużył na nihil obstat w Moskwie i w Londynie?

Nawiasem mówiąc, mit Kościuszki jest rzeczywiście pasjonujący – w swoim piramidalnym załganiu, a jednocześnie w skali naiwności narodu, któremu stręczony jest już ponad dwa stulecia. Dał się nań nabrać przecież nawet Feliks Koneczny, który akurat zdawałoby się dysponował odpowiednim potencjałem duchowym i narzędziami intelektualnymi, by Kościuszkę należycie rozpoznać jako produkt masońskiego pi-aru. To zresztą właśnie autentycznie fascynuje – rozmach marketingu politycznego, szalenie nowoczesnego, jak na przełom XVIII i XIX stulecia, który zaangażowano w nadymanie, a następnie balsamowanie tej kreatury lóż. To na użytek Kościuszki przeprowadzono bodaj pierwszą w Polsce tak zmasowaną kampanię reklamową – z wykorzystaniem patriotycznych monidełek, tj. portrecików „Naczelnika” kolportowanych szeroko po polskich domach, czego literacki zapis mamy choćby w pierwszej księdze „Pana Tadeusza”. Aby podobizna agenta-nieudacznika z charakterystycznie zadartym nosem zdobiła ściany każdego „Soplicowa” – o to zadbały zawczasu siatki doświadczonych Robaków i niezawodnych Jankielów. Kryterium decydującym dla organizatorów tej akcji była zapewne sprawdzona lojalność i fanatyzm republikański, którego klinicznym przypadkiem pozostawał nasz bohater aż do grobowej deski. Tak to osobnika dość w gruncie rzeczy bezbarwnego i nieprzejawiającego bynajmniej geniuszu militarnego, udało się wypromować na męża opatrznościowego.

Czołowym jego dokonaniem pozostaje oczywiście katastrofa 1794 r. – która była przecież w istocie nie czym innym, tylko dywersją na tyłach, rozpętaną w interesie jakobińskiej rewolucji na Zachodzie. Ówczesne loże emocjonowały się perspektywą rozlania tej rewolucji z Paryża na cały kontynent – co wprost wyczytać możemy np. z ówczesnej korespondencji naszej namiastki Robespierre’a, Kołłątaja. Insurekcja w Polsce była znakomitym pomysłem na związanie sił ewentualnych interwentów. Nad indolencją Kościuszki jako stratega i taktyka nie ma co wydziwiać – wszak rzecz była oczywista już nawet dla gen. Prądzyńskiego. Klęski w polu na własne życzenie to jedno, ale jako mąż stanu w swych powstańczych manifestach Kościuszko zdążył się jasno zadeklarować jako konsekwentny przeciwnik tradycji katolickiej i narodowej – owszem, może nie zajadły, ale przecież ideowy. Ów z takim rozczuleniem opisywany „demokratyzm” Kościuszki uczynił go zresztą trwale niezdolnym do realnego działania w polskim interesie narodowym; w paru kluczowych momentach uniemożliwił podejmowanie suwerennych decyzji – kiedy konkretne propozycje składali mu czołowi gracze tamtej epoki: najpierw car Paweł, potem Napoleon, a wreszcie i Aleksander. Kościuszko te wszystkie oferty po kolei odrzucał. Nie decydował się stanąć na czele potężnej polskiej siły zbrojnej, bo ci, którzy mu to proponowali, byli dlań nadto reakcyjni – co zresztą budziło słuszne zdumienie nawet wśród jego własnych ko-konspiratorów (np. Kniaziewicza).

Kościuszko jest więc szczególnym rekordzistą: udało mu się zaprzepaścić sprawę polską nie raz, a co najmniej parokrotnie – czego nie da się powiedzieć o niejednym zdrajcy. Ale czy w przypadku Kościuszki można mówić o zdradzie – skoro nasz bohater ze sprawą polską identyfikował się poniekąd warunkowo, tylko w granicach określonych przez interes światowej rewolucji, której niepoprawnym kondotierem pozostawał do grobowej deski – ? Nota bene: przez 200 lat nie dorobiliśmy się ani jednej jego źródłowej biografii, która zachowywałaby krytyczny dystans wobec przedmiotu badań. W każdym pokoleniu pojawiały się, owszem, pewne przyczynki i przymiarki do generalnej rewizji kościuszkowskiego mitu – ale nie doprowadziło to do korekty dominującej narracji. I oto znów Sejm dekretuje „rok Kościuszki”, a Prezydent w podniosłej mowie powołuje się nań niczym na sewrski wzorzec patriotyzmu, przeciwstawiając go na dodatek – żeby było straszniej i śmieszniej – niewymienionym z nazwisk targowiczanom i w ogóle „agenturze”. To właśnie dowód na kompletną ignorancję lub instrumentalne traktowanie faktów historycznych – boć przecież właśnie Kościuszko, Kołłątaj, Potoccy et consortes spełniają doskonale kryteria obcej agentury. Rzecz w tym, że akurat nie działali na rzecz Petersburga, tylko Berlina i Paryża. W czym jedno lepsze od drugiego?

Powie ktoś, że przecież obchody Święta Niepodległości to nie jest narodowa klasówka z historii, a ci, którzy maszerują w tym dniu i składają kwiaty pod pomnikami rozmaitych „ojców niepodległości” – deklarują po prostu silne przywiązanie do własnych tradycji państwowych, a nie takie, czy inne rozumienie historii; takie czy inne oceny postaci historycznych. Wszystko to pięknie, ale jaka będzie dalsza praktyka polityczna elit, które uparcie obierają sobie akurat takich patronów, którzy działając z nadania lóż pruskich, francuskich i anglosaskich popychali Polskę do grobu?


© Grzegorz Braun
brak daty (wiosna 2017 lub wcześniej)
źródło publikacji: „Kondotier cudzej sprawy”
„Historia bez cenzury” / www.bezc.pl



Zobacz także:
Tadeusz Kościuszko (Wikipedia)
Co wy k***a wiecie o Kościuszce? (felieton Grzegorza Brauna)




Przywódcy Rewolucji amerykańskiej:
(od lewej) Jerzy Waszyngton, Johann de Kalb, baron Friedrich Wilhelm von Steuben, Kazimierz Pułaski, Tadeusz Kościuszko, markiz Lafayette, John Muhlenberg


Ilustracje © domena publiczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2