Prawda, jakie zabawne, niczym w informacji Radia Erewań, które podało, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają Wołgi, co się w rzeczywistości przełożyło na kradzieże rowerów.
No, ale nie przesadzajmy, to znaczy mnie nie wypada przesadzać, po pierwsze ile można o kłamcy Owsiaku, po drugie Matka Kurka to żaden celebryta, czy wielka persona, to można o nim kłamać do woli, bez straty dla społeczeństwa. Prawdziwa propaganda zaczyna się tam, gdzie wylewają się tony gówna na najbardziej niebezpiecznych ludzi i wartości. Tak się składa, że w Polsce dla polskojęzycznych mediów najbardziej niebezpieczni są Polacy, a najbardziej niebezpieczna Polska. Dlatego nieustannie słyszymy, że jakiś Polak, dbający o Polskę jest najpodlejszym przykładem pozbawionego empatii bydlaka. Do zilustrowania Polaka w Polsce służy cały szereg dyżurnych i spontanicznych obiektów oraz narzędzi. Dyżurnych omawiał nie będę, żeby nie zanudzać, wśród spontanicznych mieliśmy przez ostatnie dwa lata całą serię pocisków ekologicznych.
Z dnia na dzień Polska stała się „holokaustem fauny i flory”, wszystko dookoła zaczęło umierać, co jak gadam, nie umierać, ale zdychać, bo było mordowane. Konała puszcza i nie od szkodników znanych ludzkości od lat, tylko od walki ze szkodnikami, które też przeżyły „holokaust”. Padały konie i stuletnie grusze, wprawdzie głownie na działkach zarządzanych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, ale to się inaczej kadrowało. Skonała wiewiórka, w niewyjaśnionych okolicznościach, ale linia śledztwa natychmiast została skierowana na Szyszkę pisaną z wielkiej litery. Katastrofy ekologiczne w Polsce rozlały się po całej Unii Europejskiej, oparły się o rezolucje i wyroki trybunałów. Dziesiątki obrońców przyrody przykuwało się łańcuchami do kornika i wiewiórki. Zjawisko objęło swoim zasięgiem większość artykułów konstytucji i międzynarodowych traktatów. Każdego dnia pokazywano świeżego trupa, kornika, drzewa, a w święta – konia. Przypadkiem umknął trup żubra, jednak tego ustrzelili Niemcy i zrobili sobie grilla, co można uznać za wymianę handlową. Tak to działa od strony nagłaśniania, a jak działa milczenie?
Media polskojęzyczne mają tę właściwość, że są w stanie tony gówna wylać, ale też tony gówna przełknąć po cichu i jeszcze się oblizać. Przez kilka dni w Gdańsku tamtejszy aferzysta wylewał hektolitry szamba do Motławy i dalej do Bałtyku, no TVN z GW połknęły wszystko do ostatniej kropelki. W końcu, gdy smród się rozlał po całej Polsce, ekipy z kamerami i mikrofonami ruszyły z interwencją. Udało się znaleźć jednego wędkarza, który łowił w gównie ryby i zadano mu pytanie, czy się nie boi rybki spożywać. A czego mam się bać, na razie sobie łowię, jeść nie muszę. Żeby było sprawiedliwie przeleciał się reporter na drugi koniec miasta i tam znalazł zadowoloną konsumentkę, polecajacą „kranówę” bez przegotowania, bo taka pyszna jak nigdy. Gdybym był częścią polskojęzycznych mediów, to powyższe historie bym sobie wymyślił, ale nie jestem i po prostu je spisałem, chociaż domyślam się, że mało kto mi uwierzy. Tak to się obraca medialnym gównem od ponad ćwierć wieku i w tym gównie doskonale poruszają się wyłącznie ci, którym gówno, wylewane na Polskę i Polaków, smakuje.
© MatkaKurka
19 maja 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
19 maja 2018
źródło publikacji:
www.kontrowersje.net
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz