Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Kręgi „Wyborczej” i antysemityzm! Czyli kilka słów o obrzydliwym uderzeniu w Polaków

Aby ta nasza wyliczanka dotycząca polskiej pomocy w zasiedlaniu palestyńskich winnic była pełna, należy dodać 3 tys. żołnierzy, których generał Anders, niczym Mojżesz, wywiódł z domu niewoli. Jeden z tych dezerterów, Miecio Biegun, który dzięki miękkiemu sercu generała Andersa nie stanął przed plutonem egzekucyjnym – a powinien, według praw wojny – został Menachemem Beginem, premierem Izraela. Czy owe 3 tys. bojców również zaliczyć należy do wypędzonych? A jeśli tak, to wyszłoby na to, że Polska, niezależnie od zakrętów losu i historii, wyposażyła Izrael szczodrze w wykształcone w zarządzaniu i biciu po mordzie kadry, i być może to właśnie powinniśmy w marcu obchodzić.

W pewnych kręgach obchodzi się w marcu rocznicę Marca, co jest, trzeba przyznać, logiczne.
Wspomniane kręgi są koncentryczne, a centrum kręgów, można rzec: „najbardziej kręgielnym z kręgów”, jest krąg „Gazety Wyborczej”, która po zmianie rządów z wojskowych na cywilne nam podupada. Podupadanie nie może mieć wpływu na czynności operacyjne, a jedną z nich jest pochylanie się z troską w towarzystwie znanego adwokata nad tym, co piszą w „Warszawskiej Gazecie” i raportowanie do samej góry, albo i jeszcze wyżej. Pozostając nieugięcie na stanowisku, że mnie jakiś redaktor z „Wyborczej” czyta, informuję niniejszym, że nie zamierzam w najmniejszym stopniu uczestniczyć w upamiętnianiu Marca 1968, co jest dla kręgów „Gazety Wyborczej” równoważne Wielkanocy.

A teraz, Szanowny Czytelniku i ty, redaktorze „Wyborczej”, wyłożę, dlaczego oto nie należy obchodzić i należy zniechęcać do obchodzenia.

Jak zapewne wszyscy zauważyliśmy, trudno włączyć dowolną platformę przekazu medialnego, żeby nie natknąć się na tematykę polsko-izraelską. Sprawdziłem, zaraza dotarła również i do lodówki, gdzie szyneczka wciąż jest, ale zakupiony przeze mnie w znanej sieci brytyjskich dyskontów serek Halloumi okazał się być kosher, i spogląda na szyneczkę z nieukrywaną pogardą, choć to pewnie tylko z tego powodu, że sam jest wegetariański.

Wszystko wskazuje na to, że rok 2018 zostanie rokiem dialogu polsko-żydowskiego, a jego motywem przewodnim stanie się rozdrapywanie starej rany na temat etnicznego pochodzenia popularnych w Izraelu panów: Adolfa Hitlerowicza, Hermana Goeringowskiego, Joachima z Ribbentropowic czy Adolfa Eichmannoczyńskiego; tego ostatniego dodałem z powodów oczywiście retorycznych, żeby wykazać absurdalność podważania tezy o niezaprzeczalnie polskich korzeniach wspomnianych.

A wracając do rzeczy – włączenie wydarzeń marcowych w nurt opowieści okołoholokaustowych byłoby aktem wyjątkowego antysemityzmu, bowiem byłoby jednoczesnym oskarżeniem żydowskiej mniejszości w Polsce już nie tylko o sprzyjanie, ale wręcz o udział w procesie eksterminacji polskiej warstwy przywódczej w latach 1944–1956.

W wielu poważnych pracach historycznych za cezurę stalinowskiej władzy nad Polską uznaje się rok 1956. Przy zachowaniu ciągłości panowania szeroko rozumianego obozu komunistycznego doszło do zmiany u steru; jedna z frakcji, na czele z Wiesławem Gomułką, więźniem w latach 1951–1954, przejęła władzę z rąk drugiej, tej, która Gomułkę więziła. Wiązało się to ze zmianą sytuacji geopolitycznej. Państwo żydowskie w Palestynie przeszło do obozu Zachodu, a komuniści w Rosji przestali ufać tym członkom aparatu, których podejrzewano o podwójną lojalność, bądź wprost – o syjonizm. Konflikt w aparacie komunistycznego terroru narastał, by osiągnąć apogeum w roku 1967, kiedy to po wojnie sześciodniowej rozpoczęła się w Moskwie gwałtowna akcja propagandowa przeciwko syjonizmowi, określanemu jako „światowe zagrożenie”.

O ile w samym imperium akcja antyżydowska przebiegła sprawnie, o tyle w Polsce wykonawcy „czystek”, Moczarowi, czołowej postaci „chamów”, wedle nomenklatury Witolda Jedlickiego, stawiono opór. Na płaszczyźnie doktrynalnej, w liście Kuronia i Modzelewskiego, oskarżono Gomułkę i jego zwolenników o odejście od doktryny czystego socjalizmu (a więc ludobójczego, stalinowskiego), a na płaszczyźnie społecznej wykorzystano instrumentalnie antysowiecki protest studentów, „podczepiając” się pod hasła patriotyczne i narodowe (co samo w sobie było sprzeczne, bo jak pogodzić zachwyt nad stalinizmem z patriotyzmem?).

Podsycanie protestów miało udowodnić Kremlowi, że „chamy” sobie z Polakami nie radzą; potrzeba powrotu „Żydów”, żeby sięgnąć znów do terminologii Witolda Jedlickiego. Uwarunkowania geopolityczne przechyliły szalę zwycięstwa na rzecz moczarowców, choć sam Gomułka ostatecznie poległ w roku 1970. Rewizjoniści natomiast przeanalizowali porażkę i przystąpili do zdobywania mas, bo mamienie i zdobywanie mas, jak uczy historia rewolucji proletariackiej, jest warunkiem koniecznym jej powodzenia. Studenci tego zapewnić, rzecz jasna, nie mogli – mogli być co najwyżej argumentem wobec Kremla za potrzebą przywrócenia władzy prawdziwych komunistów w drodze politycznej rewizji (stąd: rewizjoniści) decyzji kompartii podjętych w czasie odwilży po śmierci Stalina. Tyle tylko, że kompartia tej decyzji nie zmieniła i doszło do exodusu większości żydowskich komunistów z Polski do Izraela. Tu pojawia się jednak pytanie: czy doszło do wypędzenia czy też raczej do nacisków do opuszczenia kraju?

Wedle zeznań samego redaktora Michnika, do klasycznego „wypędzenia” jednak nie doszło. Jak wspominał, w odpowiedzi na pomysł wyjazdu miał zaproponować w rewanżu przesłuchującemu go ubekowi kierunek moskiewski jako godną rozważenia destynację turystyczną. Ta anegdota oddaje jedną ciekawą charakterystykę części przyszłej „opozycji antykomunistycznej”: bezkarność. W roku 1970 i 1981 miało się sprawdzić pytanie-proroctwo Iłłakowiczówny z jej genialnego wiersza Rozstrzelano moje serce: „Czemu zawsze rządzi inteligent, a do robotników się strzela?”. Trawestując: „czemu i rządzi i żąda rewizji rządzenia?”. Kolejne pytanie dotyczyłoby również warunków materialnych tego exodusu, a więc tego, czy „przymuszanie” do wyjazdu związane było z konfiskatą mienia czy też nie było. W Związku Sowieckim do wypędzeń nie doszło; doszło do prześladowań i czystek. Żydzi sowieccy zostali pozbawieni wpływu na władzę, zostali usunięci z aparatu, ale fruktami sowieckiego raju musieli rozkoszować się aż do czasów gorbaczowskiej odwilży oraz zainstalowania przyjaznego im również w Polsce rządu, który za pieniądze między innymi Art-B dokonał „przerzucenia” prawie 100 tys. Żydów rosyjskich w ramach operacji „Most”. Operacja ta zakończyła się w chwili przerzucenia do Izraela właścicieli Art-B, wraz z funduszami na wystawne życie w tropikach.

Powstaje pytanie, czy obchodów Marca 1968 nie powinniśmy rozszerzyć o rok 1990, który zwieńczył „wypędzanie” Żydów z Europy Wschodniej? Dlaczego zezwolenie na wyjazd z sowchozu w roku 1990 ma być fetowane, a to samo w roku 1968 potępiane? A jeśli już będziemy to wypędzenie Żydów hucznie obchodzić, wysuwając je na plan pierwszy, przed studentów, którzy nie mieli dokąd przed milicyjną pałą uciekać, to czy nie zawinimy tu po raz kolejny antysemityzmem, wskazując, że z Polski wyjechali masowo Żydzi wspierający w Polsce stalinizm, a więc najbardziej antypolską i ludobójczą formę komunizmu?

Czy nie będziemy aby dawać amunicji tym, którzy odwołują się do jakże głęboko niesprawiedliwej kalki „żydokomunizmu” lat 40. i 50.? Czy nie doprowadzimy czasami do oburzającego oskarżenia o sprawstwo masowych mordów na Polakach CAŁEGO narodu, a nawet państwa żydowskiego? Że do 1948 r. nie było Izraela? Ale pomiędzy 1948 a 1956 był i był przyjacielem Związku Sowieckiego, Golda Meir była nawet ministrem do spraw kontaktów z ZSRS (sic!).

Aby ta nasza wyliczanka dotycząca polskiej pomocy w zasiedlaniu palestyńskich winnic była pełna, należy dodać 3 tys. żołnierzy, których generał Anders, niczym Mojżesz, wywiódł z domu niewoli i którzy – w ramach podziękowania – zdezerterowali mu w Palestynie, zasilając skutecznie oddziały miejscowych, żydowskich sabotażystów i terrorystów walczących o ziemię dla siebie z Arabami i żołnierzami brytyjskimi. Jeden z tych dezerterów, Miecio Biegun, który dzięki miękkiemu sercu generała Andersa nie stanął przed plutonem egzekucyjnym – a powinien, według praw wojny – został Menachemem Beginem, premierem Izraela. W świetle tych faktów rezerwa rządu JKM wobec generała Andersa wydaje się być nieco bardziej zrozumiała – było nie było, to „ludzie od Andersa” mordowali brytyjskich żołnierzy. Niemniej nie o te zabójstwa tu chodzi, a bardziej o to, czy owe 3 tys. bojców również zaliczyć należy do wypędzonych? A jeśli tak, to wyszłoby na to, że Polska, niezależnie od zakrętów losu i historii, wyposażyła Izrael szczodrze w wykształcone w zarządzaniu i biciu po mordzie kadry, i być może to właśnie powinniśmy w marcu obchodzić.


© Tomasz Pernak
5 kwietnia 2018
źródło publikacji:
www.polskaniepodlegla.pl





Ilustracja Autora © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2