Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Minister zdrowia nie ma lekarstwa na problemy

Obecna ekipa na Miodowej albo nie ma pomysłu na reformy, albo brak jej poparcia do działania w strukturach partyjnych. Efektem tego jest pogłębiający się kryzys i rosnąca polaryzacja społeczeństwa na bogatych-zdrowych i biednych-chorych.

Wypowiadanie umów pozwalających na pracę ponad godziny określone w umowie o pracę (klauzula opt-out) przez rezydentów jest kolejnym etapem protestu młodych lekarzy, postulujących wzrost nakładów na ochronę zdrowia i podwyżki dla swojej grupy. Według oficjalnych danych, 3,5 tys. rezydentów i lekarzy specjalistów odmówiło już pracy w nadgodzinach. Według danych protestujących – nawet 5 tysięcy.
Porozumienie Rezydentów OZZL, kierujące akcją protestacyjną, informuje, że wypowiadanie klauzul rzuciło cień na działalność nawet 150 placówek leczenia.
Przykładowo w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpital Klinicznym w Białymstoku odwołano większość (prawie 90 proc.) zabiegów planowanych na styczeń. Sen z powiek dyrektorów w całym kraju zaczyna spędzać układanie grafiku dyżurów, które trzeba obstawiać opłacanymi znacznie lepiej lekarzami zatrudnionymi na kontrakcie.

Mimo to ministerstwo zdrowia utrzymuje, że protest nie wpłynął na sposób leczenia chorych w Polsce. Oczywiście taka retoryka służy uspokojeniu opinii publicznej. Ale nawet jeśli pacjenci nie odczuli jeszcze konsekwencji protestu, to jego zasięg niewątpliwie odbije się na kolejkach do szpitali i gabinetów lekarzy. A także na budżetach szpitali, na których barkach spoczął narastający problem kadrowy.

Znamienne jest wypowiedziane przez ministra zdanie, że lekarze zawsze pracowali dużo więcej niż wynosił ich etat i polski system służby zdrowia jest oparty na ich gotowości do tego. W tej krótkiej deklaracji kryją się dwa niepokojące założenia. Po pierwsze, że młodzi lekarze będą postępować w ten sam sposób, co wyszkoleni w innym ustroju specjaliści. A po drugie, że właściwie niczego nie trzeba zmieniać. Oba błędne.

Bez reform i wizji


Stagnacja w deklaracjach na temat reformy systemu opieki zdrowotnej i odroczenie do 2025 roku dojścia do wyższych wydatków na zdrowie powodują, że obecny deklarowany system powszechnej i ogólnodostępnej opieki nad chorymi w istocie przykrywa tylko coraz silniejszy model mieszany – publiczno-prywatnej opieki zdrowotnej, w której bogatsi obywatele płacą z własnej kieszeni za wizyty u lekarzy, opłacając równolegle ze składek ubezpieczenia zdrowotne dla tych biedniejszych, którzy muszą czekać w kolejkach. Ale czy jest to system, który został zaprojektowany, czy wynik wypaczeń?

Społeczeństwo polskie zawarło zupełnie inną umowę z lekarzami – że będzie leczone na równi i „bezpłatnie”, czyli z danin (vide art. 68 Konstytucji RP). Jeśli system ma się zmienić, to należy ustanowić nową umowę społeczną. Powiedzieć wprost: realnie nie stać nas na „narodową”, publiczną opiekę zdrowotną, część kosztów musicie ponieść samodzielnie. Albo postawić sprawę inaczej: podniesiemy składkę zdrowotną, ale w zamian zaoszczędzicie na prywatnych wizytach. Rozwiązań jest oczywiście więcej, włącznie z powrotem do konkurujących ze sobą kas chorych. Niestety obecna ekipa na Miodowej albo nie ma pomysłu na reformy, albo brak jej poparcia do działania w strukturach partyjnych. Efektem tego jest pogłębiający się kryzys i rosnąca polaryzacja społeczeństwa na bogatych-zdrowych i biednych-chorych.

Konflikt pokoleniowy


Czy obecny strajk będzie katalizatorem niezbędnych reform? Na pewno nie w tej konfiguracji personalnej. Choć w piątek minister Radziwiłł spotyka się z rezydentami, nikt dziś już nie wierzy w porozumienie.
Są bowiem dwie warstwy tego konfliktu – czysto profesjonalna oraz społeczna, praktycznie pomijana przez decydentów, mająca znamiona pokoleniowej zmiany. Z punktu widzenia profesjonalistów medycznych, lekarz powinien pracować bez względu na godziny pracy, bo leczenie to misja, a pacjenci chorują nie zważając na zapisy w umowie o pracę. Do tego, by młody lekarz zdobył niezbędną wiedzę, musi pracować więcej niż przepisowe 48 godzin tygodniowo. Pełna zgoda. Z drugiej jednak strony bazą całego konfliktu jest warstwa społeczna. W końcu strajk rozpoczęli młodzi lekarze, mający przed sobą całą karierę. Ludzie, dla których grupą odniesienia są dofinansowani lekarze zza zachodniej granicy. Dlatego młodzi nie będą szli śladem starszych kolegów, rozdartych między kilka etatów, bez czasu dla rodziny i kontroli nad swoją karierą. Chcą jak przedstawiciele innych zawodów, po prostu pracować, rozwijać się, założyć rodzinę, wziąć kredyt. A nie tylko „służyć”, jak chce tego minister Radziwiłł. I co z tego, że każdy starszy lekarz, z ministrem na czele powie im: ja też pracowałem ponad siły, potem i krwią znacząc swoje mistrzostwo? To są tylko słowa, przeciwstawione zupełnie innym oczekiwaniom i stale istniejącym gdzieś w tle obrazem szczęśliwego lekarza na emigracji.

Zrozumienie warstwy społecznej strajku, a nie odgrywanie na siłę starej pieśni o profesjonalizmie medycznym rodem z poprzedniego ustroju, otworzy drogę do dialogu. I jest to niezwykła szansa. Bo mimo wszystko poza polem polityki dzieje się oddolna zmiana. Dziś tysiące młodych lekarzy, nie tylko rezydentów, mówią: chcemy zostać w Polsce, chcemy was leczyć, ale w godnych warunkach zarówno dla nas jak i dla chorych. A to wymaga konkretów, a nie planów na kolejne kilkanaście lat, za które nikt faktycznie nie weźmie odpowiedzialności.


© Stanisław Maksymowicz
5 stycznia 2018
źródło publikacji:
www.nowakonfederacja.pl





Ilustracja © Ilustrowany Tygodnik Polski²

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2