Inni zaś są pewni tego jedynie, że jeśli wystąpią w jednym z głównych kanałów dystrybucji treści to uzyskają nie tylko sukces, ale jeszcze niezależność. To nie jest prawda, bo większość tak zwanych popularnych autorów zajmuje się demonstracją nieskuteczności. Sumliński na przykład demonstruje całkowitą niemożność zaszkodzenia Bronisławowi Komorowskiemu. I w dodatku wszyscy rozumieją, że to tak ma właśnie być oraz podłączają się pod tę śpiewogrę bez jednego mrugnięcia okiem. Inny, wybitny prawicowy autor – Krzysztof Bosak – rozpoczyna swoją przygodę z Superakiem, gdzie będzie pisał felietony. Wszystko po to, by zaprezentować szerokie spektrum poglądów czytelnikom Superaka. To jest oczywiście ciekawe, ale ja się zastanawiam nad jednym – skoro wokół jest tyle, nieopisanych wprost trudności, dlaczego wszyscy ci prawicowi myśliciele i autorzy, zamiast skupić się na osiągnięciu sukcesu, czyli marginalizacji autorów lewicowych oraz ich unieważnieniu, zajmują się demonstracją nieskuteczności? Mnie to zdumiewa, ale patrzę na te wygłupy ze spokojem. Mam bowiem swoje sprawy i będę je załatwiał po swojemu.
Mam na przykład głęboką pewność, że wszelkie demonstracje nieskuteczności są po prostu zakamuflowaną ofertą. Im zaś więcej w nich sugestii dotyczących rzekomego męczeństwa, duchowych cierpień i niesprawiedliwości tym większa gotowość oferentów do różnych ustępstw. Być może niektórzy z nich nie zdają sobie z tego nawet sprawy, ale mechanizm tak właśnie działa. Omówmy teraz dwa przykłady – jeden marginalny i jeden z tak zwanego głównego nurtu. Oto miały się odbyć niedawno w Londynie trzecie już targi książki prawicowej. Poprzedzono je demonstracją, to znaczy występami gości i autorów, którzy opowiadali w nagraniach, robiąc przy tym bardzo dziarskie miny, jako to zaraz tam w tym Londynie dokopią lewactwu. Po czym okazało się, że w ostatniej chwili lewactwo gdzieś zadzwoniło i organizacja, do której należała sala, całą imprezę odwołała. To jest numer ćwiczony już kilkakrotnie, a nasi bohaterowie nie są niestety w stanie nic z tym zrobić poza – kiedy już się ich wywali za drzwi – demonstrowaniem rozczarowania i jakiegoś takiego intelektualnego męczeństwa. Jeśli połączymy to z sukcesem Bosaka, który zaczyna karierę w Superaku, rzecz wygląda, przyznacie dziwnie i mało zachęcająco. Co mnie dziwi najbardziej? To na przykład, że organizator nie podpisał umowy z właścicielem sali opiewającej na jakieś kary umowne, a wszystko załatwiane było na wiarę. Demonstracja zaś pewności siebie jaka poprzedziła to odwołanie wyglądała wprost jak zapowiedź katastrofy. No, ale chyba jednak tym nie była…moim zdaniem była to i jest nadal oferta dotycząca podziału rynku i budżetów, jakie instytucje państwowe przeznaczają na promocję polskich książek za granicą. Mogę się oczywiście mylić, ale intuicja podpowiada mi, że to taki właśnie komunikat.
Popatrzmy teraz na rewelacje sączone przez media, a dotyczące przekrętów Jarosława Kaczyńskiego dokonywanych na rynku nieruchomości, bo tu sprawy mają się podobnie. Mamy niedoszłego prezydenta Warszawy, który – gdyby tym prezydentem został – to na pewno wydałby Kaczyńskiemu pozwolenie na budowę biurowca, ten zaś służyłby do zarabiania pieniędzy przez partię o nazwie PiS, a z kolei te pieniądze szły by na działalność polityczną wrogą postępowi, gejom i dzikom w lesie. Jaki nie jest prezydentem, zgody na budowę nie ma, jeden z drugim coś tam nagrał, a Pochankowa w Faktach zaciera ręce, z tego powodu, że rzeczniczka PiS coś tam przekręciła w swojej wypowiedzi. I to jest sukces. No więc schemat operacyjny jest taki – prawica musi przegrywać, żeby uzyskać jakieś ochłapy, to zaś co aktualnie nosi nazwę lewicy musi demonstrować sukcesy, nawet jeśli nie widzą tych sukcesów nawet misie o najmniejszych rozumkach. Tylko wtedy bowiem może stanąć do przetargu. Na co on opiewa? W ostatniej rozmowie z Józefem Orłem, w radio, we wtorek, zasugerowałem, że to jest ostatnia, rozpaczliwa próba porozumienia się z Kaczyńskim i zachowania tych wszystkich zdobyczy, które jeszcze mają w rękach. Czyli, między innymi, wydawania pozwoleń na budowę nieruchomości w Warszawie, na zasadach dotychczasowych. To się może nie udać i wczoraj w Wiadomościach padła silna sugestia, że jednak się nie uda. No, ale dla ludzi, przyzwyczajonych do grania jednym modus operandi zmiana sytuacji jest nie do zrozumienia. I to jest widoczne w licznych casusach, tak w historii, jak i współcześnie. Upadające elity, które wleczone są na śmierć, zawsze domagają się widzenia z najważniejszym urzędnikiem nowej władzy, bo im się zdaje, że w ten sposób coś ugrają i ocaleją. Nie rozumieją, że nastąpiła degradacja, a teraz jeszcze nastąpi demonstracyjne usunięcie zdegradowanych, bo tego wymaga nowy modus operandi. I to, ten sposób postrzegania okoliczności, był wczoraj dobrze widoczny w wystąpieniach urzędników warszawskiego ratusza. Oni nie rozumieją, że Kaczyński się może zwyczajnie odwinąć, a wtedy nie zostanie po nich nic. I pewnie się odwinie, czekajmy na to ze spokojem.
Jak to powiedziałem w radio, we wtorek, nie można regulować spraw politycznych łagodnie. PO chciało naprawdę wykończyć PiS, ale okazało się, że to jest z różnych przyczyn, leżących głównie poza krajem, niemożliwe. Jeśli zaś ktoś nie może na trwałe pozbyć się przeciwnika politycznego, to w pewnym momencie, poprzez przywiązanie do używanego stale modus operandi, zaczyna przegrywać. I tak do momentu, aż sam stanie się watahą do dorżnięcia. W czym właśnie uczestniczy PO. Pytanie istotne brzmi – czy Jarosław Kaczyński zdecyduje się na dorżnięcie watahy. Moim zdaniem powinien, bo to zmieni modus operandi całej sceny politycznej w Polsce i staniemy wobec nowych okoliczności. To zaś, zawsze jest inspirujące. Trudności nie zabraknie, możecie wszyscy być spokojni. Nie będzie tylko Schetyny w zasięgu wzroku, co samo w sobie jest walorem i sukcesem.
Co my tutaj mamy z tym wszystkim zrobić? Musimy powiększyć rynek i przyciągnąć do naszego rynku, tylu ilu się da autorów i wykładowców z zewnątrz. I to właśnie czynimy. Musimy to także czynić tak, by cały czas pozostawać w sferze pewnej dyskrecji. Tylko wtedy mamy gwarancję skuteczności i nie stajemy się oferentami stającymi do ustawionego przetargu.
Ilustracja © Google
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz