Niestety jak to u michnikowego cyngla, Wojciecha Czuchnowskiego bywa, wyszło nie tyle jak u Hitchcocka, ile raczej u Woody Allena w komedii „Bierz forsę i w nogi”. W filmie nieudacznik i ofiara życiowa, Virgil Starkwell postanawia uciec z więzienia. Z mydła rzeźbi sobie pistolet, maluje go na czarno i kiedy wszystko wydaje się iść według ustalonego planu spada deszcz i zamiast pistoletu, w dłoni życiowego ofermy i fajtłapy pozostaje tylko obfita puszysta piana. W ostatni wtorek Czuchnowski przedstawił się właśnie Polakom, jako taki dziennikarski Strkweel, czyli wyjątkowa ciamajda stojąca z kupą piany w ręku zamiast zapowiadanego pistoletu z pełnym magazynkiem ostrej amunicji.
Co nam mówią taśmy zaprezentowane przez „Gazetę Wyborczą”? Po pierwsze zaprzeczają one przez lata malowanemu obrazowi Jarosława Kaczyńskiego jako nieudacznika, niezaradnego safanduły, bez prawa jazdy, konta w banku i jakiegokolwiek pojęcia o otaczającej go rzeczywistości. Czuchnowski mimo ewidentnie złych i podłych intencji swoim tekstem pokazał Polakom, że Jarosław Kaczyński to człowiek twardo stąpający po ziemi, doskonale znający się na ekonomii i finansach i jeszcze na dodatek podkreślający w nagranej rozmowie, że dla niego przede wszystkim liczy się przejrzystość, przestrzeganie obowiązującego prawa i uczciwość.
Ale jest jeszcze coś, co pogrąża czerskich do końca. Do tej pory ze wszystkich ujawnionych w III RP taśm dowiadywaliśmy się, że ludzie kreowani w III RP na autorytety, moralizatorów oraz uczciwych wybitnych polityków i biznesmenów to tak naprawdę indywidua o marnej reputacji, wulgarne typki posługujące się prymitywnym prostackim językiem. Tak było na taśmach Michnik-Rywin, Michnik-Gudzowaty, Oleksy-Gudzowaty. Taki sam obraz otrzymaliśmy po ujawnieniu słynnych już „taśm kelnerów” demaskujących polityków Platformy Obywatelskiej. Kontrast miedzy starannie budowaną przez lata legendą „elit”, a gangstersko-knajacką rzeczywistością okazał się dla Polaków przerażający.
Tymczasem z „taśm Kaczyńskiego” zaprezentowanych przez „Gazetę Wyborczą” otrzymujemy obraz Jarosława Kaczyńskiego, jako człowieka uczciwego, prawdomównego, niezwykle kulturalnego i jeszcze na dodatek obdarzonego doskonałym i niepowtarzalnym poczuciem humoru. To pierwsze tak optymistyczne taśmy ujawnione po 1989 roku. Michnik jak widać nie odrobił pracy domowej i nie wyciągnął wniosków z błędów przeszłości. Afera Rywin-Michnik, która zerwała mu z nad głowy aureolę i na nasze szczęście zapoczątkowała upadek III RP oraz „Gazety Wyborczej” nie skłoniła go do wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków. Michnik jak ognia powinien unikać jakichkolwiek taśm. Po potknięciu z Rywinem i Gudzowatym naczelny Wyborczej i jego świta już nigdy się nie podnieśli i pozostali w pozycji kolanowo-łokciowej. Publikacja „taśm Kaczyńskiego” to kolejne wielkie potknięcie odsuniętej od koryta michnikowszczyzny, które powinno zostać zapisane w Księdze Rekordów Guinnesa. Jeszcze nigdy bowiem nie zdarzyło się na świecie, aby o własne nogi potknął się ktoś czołgający, czyli poruszający w pozycji na brzuchu.
Na koniec nie wypada nic innego jak tylko podziękować Michnikowi, Czuchnowskiemu oraz całej redakcji „Gazety Wyborczej” za pochlebstwa i idealizację postaci Jarosława Kaczyńskiego. To nic, że zrobiliście to nieświadomie i wbrew perfidnym intencjom. Liczy się efekt końcowy, a ten jest niezwykle dla Polaków i prezesa PiS pozytywny.
© Mirosław Kokoszkiewicz
27 lutego 2019
źródło publikacji:
wpis Autora na portalu Facebook
27 lutego 2019
źródło publikacji:
wpis Autora na portalu Facebook
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz