Zaproszenie do studia kogoś takiego jak ów lewacki dewiant, który z pełną premedytacją i cynicznym uśmieszkiem na gębie opowiadał o tym, że w szkołach uczą się ośmioletni geje i sześcioletnie lesbijki, jest nieporozumieniem. Owszem można znaleźć i to od razu pozorną zaletę takiej „wypowiedzi”, a jest nią ujawnienie dewiacji, czym powinna się zająć prokuratura. Niestety to tylko pozory, znamy życie i wiemy, że z chwilą gdy odpowiednie organy ścigania w świetle kamer zajmują się takim niebezpiecznym typem, który w najlepszym razie jest prymitywnym prowokatorem, mamy kilka skutków ubocznych naraz. Na pewno odezwie się setka „naukowców” z podobnymi dewiacjami i nie trzeba daleko szukać „profesorek”, „psycholożek” i „seksuolożek”, one zawsze są pod ręką. Przekaz z tej strony też nie jest żadną tajemnicą, słowa lewackiego dewianta byłyby „naukowo” potwierdzone. Poza tym program Michała Rachonia niczego nowego nie odkrył, przecież takich prowokacji pseudonaukowych jest w przestrzeni publicznej tysiąc i wszystkie podlegają prawu, ale do egzekucji prawa potrzeba spokoju nie taniej sensacji.
Z tych i jeszcze kilku innych powodów mam żal do Michała Rachonia, chociaż nie podejrzewam, że do końca wiedział jak to się skończy. Zwłaszcza w telewizji publicznej dewiacji skrajnie niebezpiecznych dla dzieci, zwyczajnie promować nie wolno, a to była promocja, bez względu na intencje gospodarza. Pozostaje z tej szkody wyciągnąć wnioski na przyszłość, ale również tu i teraz sprawy nie da się pozostawić bez reakcji. Kolejnym programem w TVP powinna być poważna debata, poważnych naukowców, bez idiotycznej konfrontacji lewych z prawymi, w której każdy rodzic uzyskałby pełną informację na temat dewiacyjnych herezji wszelkiej maści agitatorów pedofilskich. Rzecz jest oczywista, jeśli ten prowokator lub niezrównoważony psychicznie człowiek widzi w sześcioletnim dziecku wykształcone preferencje seksualne, to on widzi też „obiekt” seksualny. Nawet nie chcę wiedzieć, jaką „metodologią” dewiant doszedł do podobnych wyników „badań”, w każdym razie to jest samo w sobie kryminogenne i śmiertelnie niebezpieczne dla dzieci.
W Polsce na takie praktyki nie ma żadnego przyzwolenia, w ciemno można założyć, że 90% rodziców takiego „naukowca” pogoniłoby ze szkoły na zbity pysk. Problem jednak w tym, że eskalacja „modnych” zwyrodnień seksualnych i ideologicznych zmierza w stronę „nauki” i temu trzeba zapobiec wszelkimi możliwymi środkami. Na każdym kroku dewianci muszą być poddani społecznemu ostracyzmowi i to na granicy „linczu”, bo ich bezczelność i bezkarność rozzuchwala coraz bardziej. Z nimi nie wolno dyskutować, oni muszą być uznawani za margines społeczny, przed którym chroni się społeczeństwo i przede wszystkim dzieci. Próby jakiegokolwiek cywilizowania i co gorsze nobilitowania zachowań dewiacyjnych, a przecież zaproszenie do telewizji publicznej jest jednym i drugim, są niedopuszczalne i coś podobnego nigdy nie może się powtórzyć.
Dewiantów z życia publicznego normalne społeczeństwo eliminuje i odsyła do odpowiednich instytucji. W przypadku dewiacji odnoszących się do bezpieczeństwa dzieci środki ostrożności należy jeszcze mocniej podkręcić. Osobnik przejawiający podobne skłonności „badawcze”, wszak on na czymś swoje brednie musiał oprzeć, zasługuje na szczególną „opiekę” i każdy jego ruch w przestrzeni publicznej powinien być pieczołowicie śledzony. To nie są żarty, to jest pedofilia w najgroźniejszej, bo zawoalowanej postaci.
Ilustracja Autora © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz