Dla uważnych obserwatorów kwestie ujawnione przez abp. Vigano nie powinny być zaskoczeniem. Wszak dopuszczanie do wysokich stanowisk ludzi wcześniej karanych, nie jest w Kościele niczym nowym. Wystarczy tylko wspomnieć modernistycznych księży dyscyplinowanych przez Piusa XII, a potem wprowadzanych na salony przez Jana XXIII i Pawła VI. Nie powinno dziwić też zajmowanie ważnych funkcji przez kapłanów — sodomitów. W ostatnich latach homoseksualne lobby stawało się bowiem coraz silniejsze. Nie miało, być może, aż tak dużej siły przebicia za czasów Jana Pawła II i Benedykta XVI, rozkwitło za to za pontyfikatu Franciszka. Pokazuje to, że, błędy w teologii dogmatycznej, jakie zapanowały po soborze watykańskim II, prędzej czy później przekładają się też na uchybienia w teologii moralnej i obyczajowości.
Nadejście skandali opisanych przez włoskiego hierarchę było wiadome od 2 tys. lat. Zapowiedział to już Chrystus, mówiąc o fałszywych prorokach, czy wilkach w owczej skórze. Co zatem powinni robić w tej sytuacji katolicy? To samo, co do tej pory – pogłębiać wiarę, modlić się, prowadzić życie sakramentalne, rozwijać cnoty, unikać grzechów, spełniać obowiązki stanu, praktykować uczynki pokutne i miłosierne. Odpowiedź na skomplikowaną sytuację Kościoła jest niezwykle prosta. To prawda, w dzisiejszym świecie nie jest łatwo wytrwać w wierze. Nie zmienia to jednak faktu, że Kościół pozostaje jedyną Arką zbawienia. Jest tak, mimo błędów i nadużyć ze strony jego pasterzy. Te zaś nie powinny dawać katolikom usprawiedliwienia dla rozluźniania przez nich dyscypliny lub osłabiania wiary. Owszem, duchowni, którzy doprowadzają do tak strasznych zgorszeń, nie będą mieli lekko na sądzie ostatecznym. Jak powiedział Jezus, takim „lepiej byłoby uwiązać kamień młyński u szyi i rzucić w morze”. Nie unikną jednak konsekwencji także ci, którzy przez nich odejdą od Kościoła. Nie możemy zapominać o słowach Zbawiciela: „błogosławiony, kto się ze mnie nie zgorszy”. Wielu zgorszyło się, widząc wiszące na krzyżu Ciało Pana. Została przy Nim tylko garstka najwierniejszych. Liczni porzucają także dziś mistyczne Ciało Chrystusa, jakim jest Kościół. Czy tego chce cierpiący w Nim Chrystus? Czy pozostawi bez konsekwencji tych, którzy opuścili Go w najtrudniejszym momencie? Oczywiście, wierność Kościołowi nie oznacza akceptacji dla sprzeniewierzania się jego nauce przez duszpasterzy. Kryzys trawiący wspólnotę ludzi wierzących powinien pobudzać nas jednak do jeszcze większej gorliwości i wierności Tradycji. Powrót do tego, co Kościół głosił i praktykował, wydaje się być dziś jedyną nadzieją dla mistycznego Ciała Zbawiciela.
Obecnie coraz bardziej potwierdzają się nauczanie i postawa abp. Marcela Lefebvre’a. Założyciel Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X wybrał drogę bezwzględnej wierności katolickiej doktrynie i liturgii. Spotkały go za to liczne ciosy ze strony hierarchów, którzy woleli iść na ugodę ze światem. Arcybiskup nie poszedł jednak w ślepą uliczkę całkowitego nieposłuszeństwa i tworzenia własnego pseudo-Kościoła. Jego najważniejszym celem było ratowanie dusz, co może mieć miejsce tylko w Kościele, choćby wbrew niektórym decyzjom jego pasterzy.
Jak to była mowa wcześniej, pod krzyżem Chrystusa pozostało niewielu Jego czcicieli. Prawdopodobnie niewielu też będzie tych, którzy wytrwają przy Nim do końca. Naszym zadaniem jest staranie, aby znaleźć się wśród reszty zbawionych, a nie bezowocne rozwodzenie się nad problemami Kościoła. Tego Kościoła, którego „bramy piekielne nie przemogą”.
Ilustracja © brak informacji / National Catholic Reporter / www.ncronline.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz