Kto rządzi Polską? Akurat w politycznej wojnie, jaka przewala się przez nasz nieszczęśliwy kraj, dobiega końca okres wakacyjnej pieriedyszki, ale już na pole wychodzą harcownicy i harcownice. Na przykład pani Barbara Nowacka, która niedawno podłączyła się do jakiegoś większego politycznego gangu, nawołuje, by „zatrzymać PiS-owskie draństwo”. Ale kto właściwie miałby to zrobić? Psie głosy nie idą w niebiosy i pani Nowacka, chociaż wyszczekana, przecież „PiS-owskiego draństwa” nie zatrzyma, nawet własną kształtna piersią tym bardziej, że inne panie mogą wystawić znacznie lepszy oręż. Wspominam o tym, bo niedawno zostałem straszliwie ofuknięty z powodu niedostatecznej rewerencji wobec kobiet, a konkretnie – że powiedziałem iż kobiety potrafią zatruć życie do tego stopnia, że co wrażliwsi się wieszają. Tak prawdopodobnie było w przypadku Leszka Millera juniora, a przecież ani on pierwszy, ani – niestety – ostatni.
Zresztą jak tu zachować rewerencję, kiedy same kobiety pracowicie niszczą podstawy jakiegokolwiek dla nich szacunku? Żeby dostać się na telewizyjny, a zwłaszcza – na filmowy ekran, gotowe są na wszystko i jak tak dalej pójdzie, to będą się nawet rżnąć przed kamerami. W tej sytuacji tylko idiota może uwierzyć, że taka jedna z drugą została celebrytką, damą i pisarką („przez łóżek sto przechodzi szparko, stając się damą i pisarką”) ze względu na swoje zalety intelektualne. Pewien mój znajomy, człowiek zamożny i rozważny, w trosce o to, by któregoś z synów nie omotała osoba w rodzaju pani Żorżety Mosbacher, co to dorobiła się na rozwodach, uodparniał ich na łatwowierność niewielkimi dawkami pornografii, żeby widząc, do czego zdolne są kobiety, pozbyli się rozmaitych romantycznych iluzji. O tym właśnie pisał generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski: „Ustrojona w purpury, kapiąca od złota, nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras, jak pod szminką i pudrem starsza już kokota, na którą młodym chłopcem nabrałem się raz”. Mężczyźni bowiem – powtórzę – nie mają bladego pojęcia o bezwzględności kobiet i szczyty, na które wspięli się Hitler ze Stalinem, wśród kobiet uchodzą zaledwie za przeciętność.
Ale dość tych dygresji, wywołanych buńczucznymi deklaracjami pani Barbary Nowackiej, która jest mocna tylko w gębie, bo właśnie na 2 października swoją wielką demonstrację protestacyjną wyznaczyły „służby mundurowe”. Ooo, tu już żartów nie ma, to nie pokrzykiwania pani Nowackiej, czy innych panienek z Nowoczesnej. To groźna armia, która takich harcowników bez ceregieli przegania z przedpola, a oni skwapliwie czmychają, żeby nie dostać się między ostrza potężnych szermierzy. Ale to też mogą być pozory, bo tu jest Polska, a w Polsce nic, albo prawie nic nie dzieje się naprawdę, co już w XVIII wieku zauważył rosyjski ambasador w Warszawie, Otto Magnus von Stakclekberg: „La liberte polonaise n’ayant jamais porte, que sur l’imagination (…) a acoutume la nation au seul culte de l’appareil exterieur” - co się wykłada, że „wolność polska manifestuje się przede wszystkim w sferze wyobraźni co przyzwyczaiło ten naród do kultu działań pozornych”. Przypominam sobie tedy, jak to w początkach lat 90-tych, dopóki minister Onyszkiewicz nie zabronił urządzania spotkań w wojsku, odbyłem serię takich prelekcji, a na koniec trafiliśmy z kolegą Mikke do pewnej jednostki, której dowódca, po udanym zresztą spotkaniu, zaprosił nas na obiad. Podczas tego obiadu rozmowa w gronie oficerów tego pułku polegała na narzekaniach. Przysłuchując się tym utyskiwaniom w pewnej chwili powiedziałem: panowie, my, głupi cywile, rzeczywiście możemy tylko narzekać, ale wy, którzy macie tu czołgi, armaty i karabiny maszynowe? Na to jeden z oficerów powiedział: słuszna uwaga! Nastawiłem więc uszy, a on zakonkludował: „strajk zrobimy!” Jak widać – znikąd ratunku, bo innym razem przyglądałem się manifestacji policjantów przed Kancelarią Premiera w Alejach Ujazdowskich, gdzie urzędował wtedy Donald Tusk. Przybyli z całej Polski policjanci mundurowi i w cywilu, stali tam i skandowali: „Zło-dzie-je! Zło-dzie-je!” Nie posiadałem się ze zdumienia, bo na całym świecie policjant, widząc złodzieja, natychmiast go goni, a tutaj żaden nawet nie drgnął. Najwyraźniej skądś wiedzieli, że tych złodziei łapać im nie wolno, więc tylko okrzykami sygnalizowali ich obecność. Tedy może i tym razem cała para pójdzie w gwizdek, jak podczas słynnego „ciamajdanu” przygotowanego w grudniu 2016 roku przez starych kiejkutów, w którym w cywilnym przebraniu wziął udział nawet Najstarszy Kiejkut III Rzeczypospolitej, czyli pan generał Marek Dukaczewski – chyba, że niemiecka BND weźmie sprawy w swoje ręce i tymi wszystkimi kiejkutami i folksdojczami odpowiednio pokieruje.
Wykluczyć tego nie można, bo administrujące aktualnie Polską Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, fundamentem swojej polityki zagranicznej uczyniło uczepienie się nogawek prezydenta Donalda Trumpa, podobnie jak administrujące Polską przed rokiem 2015 Stronnictwo Pruskie trzymało się nogawek spodni Naszej Złotej Pani. Bo Stronnictwo Ruskie, za którego ekspozyturę uważam SLD i PSL, trzyma się nogawek Putina. Polską bowiem od 1989 roku rotacyjnie rządzą te trzy stronnictwa, co jest efektem przewerbowywania się w drugiej połowie lat 80-tych bezpieczniaków wojskowych i cywilnych do naszych przyszłych sojuszników. Te powiązania są nadal aktualne, bo reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii, których już trzecie pokolenie wkracza na polityczną scenę. Na przykład – pan Trzaskowski, pochodzący – jak się okazało – z porządnej, konfidenckiej rodziny. Nawiasem mówiąc, ujawnienie tej informacji szalenie wzburzyło pana red. Wojciecha Czuchnowskiego, który ofuknął ujawniaczy, że przecież „matka, to świętość”. Również na tym przykładzie widać, że Judenrat „Gazety Wyborczej” uznał za swoją zasadę wyznawaną w środowisku SS-manów, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”. Skąd u Żydów taka fascynacja hitlerowcami – trudno zgadnąć, chyba, że oni też hołdują rasizmowi, tyle, że żydowskiemu.
No dobrze – ale skoro Polską aktualnie rządzi Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, to kto rządzi Ameryką? Do niedawna wydawało się, że Ameryką rządzi prezydent Donald Trump, ale obecnie już nie możemy mieć takiej pewności i to nawet nie dlatego, że jest on przedmiotem coraz większego naporu ze strony żydokomuny i różnych swoich wrogów, co może jeszcze w listopadzie zakończyć się postawieniem go w stan oskarżenia, tylko dlatego, że w polityce zagranicznej ostatnio zaczął zataczać się on od ściany do ściany. Raz obściskuje się z Kim Dzong Unem i wierzy, że „zdenuklearyzuje” on Koreę Północną, a zaraz potem mu nie wierzy i zaczyna się odgrażać. Podobnie z zimnym rosyjskim czekistą Putinem. W Helsinkach nie miał dla niego słów uznania i zgodził się na wycofanie USA z Syrii, pewnie w zamian za ruską życzliwą neutralność dla projektu utworzenia niepodległego Kurdystanu z tamtejszą partią komunistyczną na czele. I nawet premier Izraela Beniamin Netanjahu już z Putinem negocjował, w jakiej odległości od Wzgórz Golan mają znajdować się wojska irańskie, gdy oto teraz, w przeddzień ofensywy wspieranego przez Rosję syryjskiego tyrana na ostatnią enklawę tamtejszych „bezbronnych cywilów” Idlib, prezydent Trump odgrzewa kotlet usmażony jeszcze przez prezydenta Obame w roku 2013. Jak pamietamy, prezydent Obama zapowiedział, że jeśli w Syrii użyty zostanie gaz, to wtedy interwencja wojskowa zrobi z syryjskiego tyrana mokrą plamę. Na takie dictum „bezbronni cywile” postarali się i dwukrotnie użyli sarinu – ale spodziewana interwencja nie nastapiła. Prezydent Obama bowiem zamierzał dokonać interwencji z koalicji w składzie Wielka Brytania, Francja, Niemcy i USA, jako jej polityczny kierownik – ale żadne z tych państw nie chciało wziąć w niej udziału. W rezultacie część „bezbronnych cywilów” utraciła wiarę w prezydenta Obamę i nawróciła się do Allaha, zaś USA z tej irytacji wysadziły w powietrze polityczny porządek lizboński z listopada 2010 roku, zapalając zielone światło dla przewrotu politycznego na Ukrainie. Oznaczało to zresetowanie poprzedniego „resetu” z 17 września 2009 roku, czyli powrót Ameryki do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy i powrót Polski pod amerykańską kuratelę, co w 2015 roku zaowocowało objęciem rządów w naszym bantustanie przez Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie. Prezydent Trump tedy zapowiedział, że jeśli w Syrii zostanie użyty gaz, to wtedy... - i tak dalej. Widać wyraźnie, że mimo podstawienia za prezydenta Obamę prezydenta Trumpa, ktoś w Ameryce nie tylko operuje tymi samymi schematami, ale w dodatku naciera uszu prezydentowi, kiedy ten próbuje politykować po swojemu. Ponieważ to zataczanie się amerykańskiego prezydenta przekłada się – jak starałem się pokazać – również na sytuację w naszym zakątku Europy i w naszym bantustanie, dobrze byłoby, gdyby nasi Umiłowani Przywódcy wykazali w polityce zagranicznej więcej elastyczności - przynajmniej tyle, ile wykazuje Wiktor Orban. Czy jednak można tego oczekiwać po Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim?
Drobne poprawki pochodzą od Redakcji ITP.
Ilustracja: nowojorscy żydzi © ShutterStock/span>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz