Nazywajmy rzeczy po imieniu. Hubert M był zwykłym czyścicielem kamienic na usługach niejakiego Marka M. skupującego roszczenia do nieruchomości. Też szczycącego się historycznym nazwiskiem. Hubert powołuje się na Związek Szlachty Polskiej i na swoje tytuły, których jak się przyznał zdarzało mu się używać w korespondencji urzędowej. Nie wiem czy jego nazwisko i tytuły są autentyczne czy pochodzą z liber chamorum ( spis podszywających się pod cudze nazwiska i tytuły) ale nie ma się co szukać spiskowych wyjaśnień. Podłość jest rozłożona statystycznie w populacji i nie takie nazwiska wisiały swego czasu na latarniach.
Zdumiewające dla mnie jest dobre samopoczucie i wysoka samocena Huberta. Zgodnie z własną opinią tylko zarządzał nieruchomościami przejętymi przez złodziei. W jego opinii przejętymi przez prawowitych właścicieli. Ktoś, kto kupił kamienicę a właściwie roszczenia do tej kamienicy za 50 złotych od staruszki z demencją jest jego zdaniem prawowitym właścicielem tej nieruchomości. Zarząd polegał na odcinaniu lokatorom mediów, na wyznaczaniu im niebotycznych stawek czynszu na demolowaniu kamienic pod pretekstem remontu. Ale jak twierdzi Hubert M. on tylko pomagał lokatorom. Jolancie Brzeskiej też pomagał. „No to jej pan pomógł” kwaśno zauważył przewodniczący komisji. Jak pamiętamy została spalona żywcem.
Na wszelkie wątpliwości komisji śledczej Hubert miał tylko jedną odpowiedź. „Tak zdecydował niezależny sąd”. Za tę odpowiedź powinniśmy być mu właściwie wdzięczni. Niezależny sąd zatwierdzał eksmisję lokatorów na bruk, ale również przyznawał prawa do nieruchomości osobie legitymującej się świstkiem brudnego papieru, na którym Kowalski darowywał Nowakowi kamienicę do której nie miał żadnych praw. Kondycja polskiego sądu i konieczność jego zreformowania nie wymaga w świetle zeznań Huberta żadnego komentarza, choć Hubert na temat sądów jest równie dobrego zdania jak na temat własnej działalności. Odnosi się do ich orzeczeń z prawdziwym nabożeństwem.
Wielokroć o tym pisałam, na wiele lat przed powstaniem komisji śledczej, ale napiszę jeszcze raz. Bez zlikwidowania kryminogennych ustaw działania tej komisji okażą się gonieniem króliczka żeby go nigdy nie złapać. Przede wszystkim należy bezwzględnie zlikwidować instytucję handlu roszczeniami. Odzyskiwać nieruchomości powinien tylko ich prawowity właściciel a nie na przykład szmalcownik, który kupił tę nieruchomość w czasie okupacji od ludzi skazanych przez okupanta na wywózkę do obozu, czy obecnie kupił od osoby niezdolnej do czynności prawnych, nie zdającej sobie sprawy z wartości pieniędzy.
Drugą kryminogenną ustawą jest rękojmia zaufania do ksiąg wieczystych. Oznacza to, że tak zwany nabywca w dobrej wierze ma pierwszeństwo przed prawdziwym właścicielem w prawie do nieruchomości. Jeżeli nieuczciwy notariusz posługując się skradzionymi dokumentami sprzeda czyjeś mieszkanie „nabywca w dobrej wierze” w majestacie prawa wyeksmituje z tego mieszkania prawowitego właściciela.
Ostatnio zajmowałam się sprawą pewnej starszej pani, której dom został zlicytowany na pokrycie roszczeń oszusta. Wprawdzie sąd unieważnił wyrok będący podstawą licytacji, oraz klauzulę wykonalności tego wyroku ale sama licytacja okazała się skuteczna. Nabywca domu przejął ten dom, a znajomej pozostaje tylko dochodzenie odszkodowania w drodze kolejnego procesu.
Jeżeli nie zlikwiduje się kryminogennych ustaw zawsze znajdą się ludzie którzy będą skłonni popełniać niemoralne czyny pod ochroną tych ustaw. Przypominanie, że w hitlerowskich Niemczech Żydzi byli zabijani też w majestacie stanowionego wówczas prawa nie skłania tych ludzi do refleksji.
Pamiętam pewną panią wielokrotnie wydzwaniającą do radia Maryja z którym miałam zaszczyt współpracować. Pani ta zajmowała się podobno pomocą ludziom poszkodowanym dekretem Bieruta. Przychodzili do niej z pełnym zaufaniem przynosząc wszystkie dokumenty. Jak się okazało ta pani miała koneksje w biurze wydającym nieruchomości, w którym kiedyś pracowała, a co gorsza donosiła na Michalkiewicza. Otóż kiedy powiedziałam tej pani o konieczności zlikwidowania handlu roszczeniami oburzyła się. „Roszczenie to taki sam papier wartościowy jak weksel” - powiedziała. „Tu cię mam siostro” - pomyślałam i nie miałam już wątpliwości, że udział w audycjach radia Maryja nie przeszkadza jej udziałowi w przejmowaniu nieruchomości, choć w swojej naiwności przez dłuższy czas to wykluczałam.
Jak się okazuje naiwnością z mojej strony było również przeświadczenie, że historyczne nazwisko uniemożliwia udział w pospolitych szwindlach. Trudno było mi sobie wyobrazić, że elegancki, dobrze wykształcony i dobrze się prezentujący człowiek, taki jak Hubert M będzie wyrzucał z mieszkań na bruk starych schorowanych ludzi. Albo, że posługujący się równie szlachetnym nazwiskiem Marek M. będzie skupował za grosze nieruchomości jak przedwojenny pachciarz zepsute ryby.
Zawsze twierdziłam, że przynależność do elity intelektualnej czy rodowej oznacza uznawanie prymatu obowiązków wobec społeczeństwa nad przywilejami. Dlatego z niejaką pogardą odnosiłam się do samozwańczych elit powojennych traktujących - jak profesor Marcin Król - luksusową konsumpcję jako wyznacznik swego statusu.
Okazuje się, że nie miałam racji. Jak w tytule- czas umierać.
© Izabela Brodacka Falzmann
4 sierpnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
4 sierpnia 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz