Polityczna poprawność działa jak knebel wciskany w usta ofierze, jak gips którego używali niemieccy oprawcy aby uniemożliwić rozstrzeliwanym wykrzyczenie ich ostatniego przesłania. Polityczna poprawność działa przeciwko prawdzie i dlatego powinna być konsekwentnie tępiona. Polityczna poprawność pakuje nas w ślepą uliczkę zakłamania i hipokryzji.
Dobrym tego przykładem jest tak zwana odmowa po amerykańsku związana z zakazem dyskryminowania kogokolwiek w pracy ze względu na wiek. Po rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy słyszymy często: „odezwiemy się do pani czy pana”, ale na ogół nikt się nie odzywa. Nie piszę tego na podstawie własnych doświadczeń, pomimo zawansowanego wieku nie brakuje mi pracy, a pracodawcy nie boją się podpisać ze mną umowy. Jestem świadoma swoich ograniczeń, nie ukrywam wieku, nie jestem roszczeniowa, nie korzystam z żadnych bonusów, zasiłków, programów lojalnościowych. Zawszę wolę zapracować niż dostać. Kiedy w pobliskim kiosku zwolniło się miejsce pracy dla emerytki, poważnie rozważałam jej podjęcie. Zadłużona we wszystkich możliwych bankach sąsiadka, której chciałam odstąpić tę posadę zapytała mnie wtedy troskliwie: „to na tych swoich koślawych nogach dojdzie pani do roboty?”. Faktycznie miałam wówczas jakieś przejściowe kłopoty ze stawami ale na takie dictum odparłam hardo : „dojdę na czworakach ale na pewno dojdę”. Jak piszę nie ukrywam wieku i nie obrażam się gdy ktoś uważa mnie za osobę starą. Obraziłabym się gdyby ktoś mnie nazwał „ młodą inaczej”.
Sprawni inaczej, młodzi inaczej, uczciwi inaczej, nasi milusińscy - to obrzydliwe nowotwory językowe, które mają za zadanie zagłaskiwać rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że wprawdzie „wszystkie dzieci są nasze”, ale niektóre są bardziej nasze. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego- po prostu jak każe biologia rozróżniamy (również emocjonalnie) własne białko i cudze białko. Dlatego slogany na temat równych szans, równego startu, godnego życia dla wszystkich bez wyjątku są tylko pełnymi hipokryzji zaklęciami rzeczywistości. Matka strojąca córeczkę przed castingiem do filmowej roli ma w nosie marzenia innych, mniej zamożnych dziewczynek i nie tylko nie ma zamiaru ich wspierać lecz wręcz życzy im przegranej, która jest w oczywistym interesie jej córki. Ojciec kibicujący synowi podczas zawodów szermierki nie wspiera przecież okrzykami jego przeciwnika. Prawdziwą empatię, życzliwość wobec ludzi zastępujemy poprawnościowymi sloganami albo symboliczną wpłatą na jedną z licznych żerujących na cudzym nieszczęściu fundacji, do których nie mamy za grosz zaufania.
A kiedyś było inaczej. Na naszym wydziale był niewidomy. Strasznie przeszkadzał na wykładach stukając maszynką do Braill’ea, złościliśmy się na niego, ale byliśmy z nim naprawdę zaprzyjaźnieni. Chodził z nami nawet do kina i nie było w tym żadnej ostentacji. Kolega siedzący obok niego opowiadał mu co dzieje się na ekranie, potem szliśmy na kawę albo na piwo i gadaliśmy czasem do rana. Nasz niewidomy sam wracał do akademika, nikt go nie odwoził ani nie piastował, nie żądał specjalnych praw ani specjalnej opieki. Wolał się z nami przyjaźnić jak równy z równymi i tak był traktowany.
Pamiętam również Ewę, moją uczennicę z liceum Żmichowskiej. Była bodajże po chorobie Heinego- Medina i miała bezwładne nogi. Nikt się od niej nie odwracał, nikt jej nie izolował. Chłopcy wciągali ją zaśmiewając się na kolejne piętra szkoły nie przejmując się bynajmniej, że jej bezwładne nogi uderzają w stopnie schodów. Wydawała się być całkiem zadowolona z takiego traktowania, a i dla mnie wbrew pozorom był to bardzo miły widok. Nie zniosła go jednak dyrektorka i zarządziła nauczanie indywidualne. Chodziłam do Ewy na lekcję do domu. Rodzice włożyli ogromny wysiłek w jej rehabilitację, w pokoju miała drabinki i urządzenia do ćwiczeń. Spotkałam ją po wielu latach na MDM. Ku memu zdumieniu szła bez kul, na własnych nogach. Ukończyła medycynę i pracowała jako pediatra. Jak mi opowiadała pomimo bardzo dobrze zdanego egzaminu wstępnego miała kłopoty z przekonaniem rektora, że nadaje się na te ciężkie studia ale i tę barierę pokonała. Ewa jest dla mnie wzorem osoby niepełnosprawnej, która zamiast mieć pretensje do społeczeństwa, że spotkała ja życiowa tragedia zrobiła wszystko żeby do tego społeczeństwa wrócić i być użyteczną i samodzielną. Pomimo upływu lat pamiętam oczywiście dobrze jej nazwisko ale nie mogę go podać. Nie wiem czy życzyłby sobie żeby postrzegano ją jako osobę, która wyszła z choroby. Być może woli o tym zapomnieć.
Te wspomnienia wywołał widok inwalidów, którzy okupując Sejm usiłują wymusić dla siebie kolejne świadczenia i przywileje. Wiem dobrze, że ich sytuacja życiowa jest trudna ale nie jest to dobry sposób na negocjacje. Ciekawe co powiedzieliby niepełnosprawni i ich rodzice, gdyby Sejm zaczęły okupować osoby, które niefortunnie wzięły kredyty we frankach szwajcarskich i straciły w ten sposób ogromne sumy a często i kupione na kredyt mieszkania. Albo rolnicy, których dotknęła klęska żywiołowa. Albo jedyni żywiciele rodziny, którzy stracili pracę. Taka anarchizacja polityki służy tylko opozycji. I choćbyśmy chcieli żeby wszyscy ludzie byli piękni, bogaci, zdrowi i szczęśliwi nie osiągniemy tego okupując Sejm.
Rodzice niepełnosprawnych narażając ich na stres wdrukowują im przeświadczenie, że przez całe życie będą skazani na czyjeś miłosierdzie.
© Izabela Brodacka Falzmann
2 czerwca 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
2 czerwca 2018
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz