Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zmiana „dobra” i jeszcze lepsza. Tajemnica bolesna, radosna i chwalebna

Zmiana „dobra” i jeszcze lepsza


        Lepsze jest wrogiem dobrego. Nawet „dobrą zmianę” można przecież zastąpić zmianą jeszcze lepszą, która w tej sytuacji musi okazać się wrogiem „dobrej zmiany”. A kiedy „dobra zmiana” zaczęła być zastępowana przez zmianę jeszcze lepszą? Ano wtedy, gdy po felonii, jakiej pan prezydent Andrzej Duda, po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią dopuścił się wobec swego wynalazcy, czyli Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego.
Felonia ta niebywale Naczelnika Państwa osłabiła, toteż zaczął cofać się na całej linii, a zewnętrznym wyrazem tej rejterady, która zresztą trwa cały czas, była „głęboka rekonstrukcja rządu”, w ogólnych zarysach zgodna z oczekiwaniami starych kiejkutów i Stronnictwa Pruskiego. Nowy premier Mateusz Morawiecki, podobnie jak nowy minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, dostali rozkaz ocieplenia stosunków z Unią Europejską. Można tego dokonać tylko w jeden sposób, to znaczy – słuchać we wszystkim Naszej Złotej Pani, która wielkodusznie pozwala na maskowanie tego posłuszeństwa tromtadracką retoryką. Ten trend nie może nie podobać się Stronnictwu Pruskiemu, które wykonuje zadanie przywrócenia niemieckich wpływów w naszym bantustanie. Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie próbuje w tej sytuacji udowadniać Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi swoją przydatność na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej nie tylko coraz to nowymi aktami lizusostwa, ale co gorsza – całkowitą rezygnacją z dbałości o polskie interesy państwowe i narodowe. Przykładem jest nie tylko oferta ministra Błaszczaka, że Polska gotowa jest pokrywać koszty utworzenia „Fortu Trump”, czyli stałej bazy amerykańskiej, w kwocie 2 mld dolarów, ale również nieśmiałość pana prezydenta Dudy, który podczas wizyty w Białym Domu nie ośmielił się poruszyć sprawy ustawy nr 447, „bo strona amerykańska tego nie zaproponowała”. Warto zwrócić uwagę, że te 2 mld dolarów stanowi równowartość ok. 16 procent ogólnych wydatków wojskowych Polski w 2019 roku, no a o zagrożeniach, jakie ustawa nr 447 stwarza dla państwa i narodu polskiego, wielokrotnie mówiłem i pisałem.

        Ocieplanie stosunków z Unią Europejską przybiera nie tylko postać potulności wobec postanowień Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który „zawiesił” polską ustawę o Sądzie Najwyższym, a sędziowie przeniesieni na jej podstawie w stan spoczynku nawet nie czekali, aż władze naszego bantustanu stworzą jakieś pozory legalności tego „zawieszenia”, tylko, jak gdyby nigdy nic, wrócili do „orzekania”, w dodatku odmawiając zwrotu odpraw, jakie Rzeczpospolita przekazała im z okazji przeniesienia w stan spoczynku, ale również w dostosowywaniu tubylczego ustawodawstwa do zasad dominujących w Eurokołchozie. Jak wiadomo, na terenie Eurokołchozu i z wykorzystaniem instytucji unijnych, przewala się komunistyczna rewolucja. Jej celem jest destrukcja wszystkich organicznych więzi społecznych, by historycznie ukształtowane europejskie narody przemienić w tak zwany „nawóz historii”, na którym będą wyrastały rozmaite Michniki, czy inne Cohn-Bendity. Jednym z celów komunistycznej rewolucji jest zniszczenie podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny.

        Działania skierowane przeciwko rodzinie prowadzone są dwutorowo. Po pierwsze - chodzi o rozmycie samego pojęcia rodziny, poprzez zrównanie jej w prawach z tak zwanymi „związkami partnerskimi”, czyli umowami osobników tej samej płci o wzajemne świadczenie sobie usług seksualnych. W tym kierunku zmierza nie tylko unijne ustawodawstwo, ale również – a może nawet przede wszystkim – orzecznictwo niezawisłych sądów, które, nie tracąc sławnej niezawisłości, za Stalina umacniały „dyktaturę proletariatu”, tak i teraz, też nie tracąc sławnej niezawisłości, zgodnie z rozkazami partii, nadają tej destrukcji pozory legalności. Po drugie – pod pretekstem wprowadzania „równości” i „partnerstwa” nie tylko między małżonkami, ale również – między rodzicami i dziećmi – likwidują władzę rodzicielską poprzez wprowadzenie do rodziny urzędnika w charakterze arbitra, który w dodatku ma tam ostatnie słowo. W rezultacie na naszych oczach i za biernym przyzwoleniem oduraczonych postępacką retoryką „suwerenów”, z władzy rodzicielskiej pozostał tylko obowiązek alimentacyjny. Tymczasem żadna społeczność, a więc i rodzina, nie utrzyma się bez hierarchii, w ramach której ktoś musi mieć ostatnie słowo. Jeśli przysługuje ono urzędnikowi, to znaczy, że nastąpiła nacjonalizacja rodziny, która przypomina orła wypchanego; niby ma wszystko to, co orzeł żywy – dziób, skrzydła i szpony – ale nie lata.

        I właśnie pan premier Mateusz Morawiecki uczynił na tej drodze kolejny krok. Zapowiedział wycofanie pierwotnego projektu nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, by skierować do Sejmu nową jej wersję, w następstwie której – jak powiedział pan premier - „ofiary przemocy będą czuły, że państwo stoi po ich stronie”. W porównaniu do pierwotnej wersji nowelizacji, za akt „przemocy” ma być uznany również jednorazowy incydent, a do założenia osobie uznanej za ofiarę takiej przemocy tzw. „Niebieskiej karty” nie będzie wymagana jej zgoda, tylko będzie ona zastąpiona decyzją urzędu. W ten sposób o stosunkach rodzinnych w coraz większym stopniu będzie decydowała policja i pracownicy socjalni, zatem mamy do czynienia z postępującą nacjonalizacją życia rodzinnego. Oczywiście takiego celu nie można ogłosić otwartym tekstem, więc realizowany jest pod pretekstem ochrony ofiar przemocy domowej. Warto jednak podkreślić, że premier Morawiecki zdecydował się na wycofanie „wątpliwego” projektu nowelizacji pod wpływem krytyki, między innymi ze strony pani Barbary Nowackiej, radykalnej feministki, dla której rodzina w ogóle jest instytucją podejrzaną. Okazuje się, że „dobra zmiana” cofa się już nawet nie tylko przed Naszą Złotą Panią, czy owczarkami niemieckimi z Komisji Europejskiej, nie tylko przed Trybunałem, ale nawet przed panią Barbarą Nowacką.

        Właśnie wchodzimy w rok wyborczy, więc rozpoczęcie podlizywania się wszystkim dookoła nie byłoby może niczym dziwnym, gdyby nie dwie okoliczności. Po pierwsze – ani pani Barbara Nowacka, ani osoby z tego środowiska nie udzielą swego politycznego poparcia Prawu i Sprawiedliwości, nawet gdyby obiecało nie tylko wprowadzenie „małżeństw” jednopłciowych, a nawet wciągnięcie ich do jakiegoś nowego programu rozdawniczego, na przykład „sodomia i gomoria plus”. Po drugie, o tym, kto zostanie umieszczony na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, decydować będą nie tyle tubylczy suwerenowie, chociaż oczywiście wszelkie pozory zostaną zachowane, tylko państwa poważne, które mają tutaj swoje interesy. To one bowiem, za pośrednictwem swojej agentury w Polsce przygotowują dla tubylczych suwerenów polityczną alternatywę w postaci wyboru między dżuma a tyfusem.


Tajemnica bolesna, radosna i chwalebna


        Zamordowanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza na oczach tysięcy ludzi, z których żaden nawet nie próbował przeszkodzić uzbrojonemu w nóż napastnikowi, a który potem wygłosił jeszcze coś w rodzaju orędzia do narodu, wywołało ogromny rezonans w całej Polsce, a nawet i poza jej granicami. Mam oczywiście na myśli Światowy Kongres Żydów, który z tej przyczyny wyraził swoje „zaniepokojenie” chociaż pan prezydent Adamowicz Żydem nie był. Inna sprawa, że – podobnie zresztą jak wszystkim innym ludziom publicznie znanym – również i jemu przypisywano żydowskie pochodzenie i nawet wymyślono mu jakieś żydowsko brzmiące nazwisko. Takie „listy Żydów” kursują w internecie i ktoś się dobrze przy tym bawi, zwłaszcza, gdy sobie pomyśli, ilu ludzi sądzi, że to wszystko prawda. Z jednej bowiem strony ludzie to w gruncie rzeczy poczciwcy, którzy wierzą, a to w listy Żydów, a to w zapewnienia filutów z Amber Gold, że karteczka, na której napisano, że to uncja złota, naprawdę warta jest tyle samo, co uncja złota, albo, że w kraju, w którym banki dają najwyżej 3 procent od depozytów, pan Grobelny lekką ręką może wyczarować aż 17 – z drugiej strony są szalenie nieufni i chociaż od śmierci pana prezydenta Adamowicza nie minął nawet tydzień, również i ja zapoznałem się z co najmniej dziesięcioma teoriami spiskowymi, z których każda następna jest bardziej fantastyczna od poprzedniej. Trzeba przyznać, że autorzy niektórych z nich musieli kierować się rzymską zasadą: „is fecit cui prodest” - co się wykłada, że zrobił ten, kto skorzystał – ale w przypadku zamachu na pana prezydenta Adamowicza niewiele to daje, bo tych, którzy na tej śmierci skorzystali, a zwłaszcza tych, którzy będą z niej korzystać jeszcze przez długie, długie lata, jest cały Legion. W takiej sytuacji każda teoria spiskowa nabiera znamion prawdopodobieństwa, chociaż najbardziej prawdopodobne jest to, że prezydenta Adamowicza zabił niezrównoważony psychicznie kryminalista, który w ten sposób chciał zyskać herostratesową sławę. Takie rzeczy się zdarzały i na przykład osobnik, który strzelał do prezydenta Reagana, chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę aktorki Jodie Foster, o której nawet nie wiedział, że jest lesbijką. Tak słabo poinformowanemu człowiekowi trudno przypisywać poważniejsze motywy polityczne, podobnie jak trudno jest przypisywać motywy polityczne mordercy prezydenta Adamowicza. Wykrzykiwał on co prawda, że Platforma Obywatelska go „torturowała”, ale jeśli nawet tak było, to – po pierwsze – przecież nie cała, a zwłaszcza – nie prezydent Adamowicz, którego Platforma Obywatelska przecież się wyparła, w ostatnich wyborach samorządowych popierając w Gdańsku kandydaturę Jarosława Wałęsy. Jak było naprawdę – nieprędko się dowiemy, albo nawet nigdy, bo chociaż Stefan W. przesłuchującym go prokuratorom podobno „nic nie mówi”, to – zwłaszcza gdyby któraś z teorii spiskowych była prawdziwa – tylko patrzeć, jak powiesi się w celi monitorowanej 24 godziny na dobę, a jeśli zostanie umieszczony w psychiatryku - że śmiertelnie porazi go prąd, albo na przechadzce po szpitalnym wirydarzu trafi go piorun kulisty. Nie inaczej było przecież z podejrzanym o zastrzelenie prezydenta Kennedy’ego Harveyu Lee Oswaldzie, którego na oczach telewidzów zastrzelił Jack Ruby, a następnie taktownie zmarł na raka. W tej sytuacji liczny wysyp teorii spiskowych świadczy tylko o postępującej erozji zaufania obywateli do tego, co mówią im władze – i to nie tylko w naszym nieszczęśliwym kraju, ale i w USA, gdzie liczba teorii spiskowych choćby na temat 11 września 2001 roku idzie już w setki.

        Więc – jak mawiał dobry wojak Szwejk – jak tam było, tak tam było, bo zawsze jakoś było – ale niezależnie od tego, jak tam było, śmierć prezydenta Pawła Adamowicza dla wielu środowisk w Polsce, zwłaszcza w roku wyborczym, okazała się prawdziwym darem Niebios. Obóz nieubłaganego postępu już wypowiedział totalną wojnę nienawiści. Taka wojna z nienawiścią ma same zalety, bo – po pierwsze – pozwala uciec od wszelkich problemów państwa, na które Umiłowani Przywódcy nie mają żadnego pomysłu. Rozpętując wojnę z nienawiścią mogą ten wstydliwy mankament ukryć. Po drugie – w wojnie z nienawiścią panuje pełna swoboda we wskazywaniu nieubłaganym palcem nienawistników, którymi oczywiście okazują się uczestnicy bądź sympatycy przeciwnego, albo nawet nie przeciwnego, tylko jakiegoś takiego nie naszego obozu politycznego. W tym celu trzeba tylko zlokalizować nienawistników i wytworzyć wokół niech atmosferę politycznego i moralnego potępienia. W tym zakresie Platforma Obywatelska i jej satelici mają znacznie większe możliwości, niż ktokolwiek inny, bo do ich dyspozycji stare kiejkuty oddadzą agenturę, przez lata werbowaną i umieszczaną w rozmaitych kluczowych dla życia publicznego miejscach. Myślę, że w sukurs przyjdą też Moce, zarówno te z Unii Europejskiej, jak i te ze Światowego Kongresu Żydów, który przecież nie na darmo pośpieszył z wyrazami swego „zaniepokojenia”. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak rozwiną się skomplikowane rytuały liturgii gdańskiej, która zastąpi wypaloną już liturgię smoleńską, a takie rzeczy w społeczeństwie polskim, w którym kult działań pozornych zszedł już do poziomu instynktów, bardzo dobrze rokują. Toteż jestem przekonany, że pod zewnętrznymi pozorami smutku i żałości, samozwańczy rzecznicy zamordowanego prezydenta Pawła Adamowicza, z radości zacierają w duchu ręce, w które wpadła im taka niespodziewana i otwierająca tak szerokie perspektywy okazja.

        Ale to jeszcze nic, wobec decyzji pana Jerzego Owsiaka, który na skutek wstrząsu psychicznego, spowodowanego zabójstwem prezydenta Adamowicza, ogłosił rezygnację z dalszego przewodzenia Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jestem pewien, że ten pomysł podsunął mu jakiś pierwszorzędny fachowiec od socjotechniki, być może nawet z tego samego kręgu, który przed laty postawił go na fasadzie Wielkiej Orkiestry. Historycznym poprzednikiem Jerzego Owsiaka był Iwan Groźny. On też ogłosił decyzję o abdykacji – ale spowodowała ona lawinę pielgrzymek, których uczestnicy błagali go, by swoją decyzję odwołał. Tak samo jest w przypadku Jerzego Owsiaka. Jeszcze nie umilkły echa jego deklaracji, a już rozpoczęły się procesje suplikantów. Jako pierwsza z błaganiem, by nie pozostawiał Polaków samopas, wystąpiła pani Janina Ochojska. Zaraz po niej – przewielebna siostra Małgorzata Chmielewska, no a potem już worek z suplikantami rozwiązał się na dobre. W błagalnej procesji do Jerzego Owsiaka podążają celebryci, nie tylko tacy, którzy dopiero pragną nimi zostać, ale i tacy, których pozycja jest już niepodważalna i którzy wiedzą, jak ważne dla kariery i materialnych sukcesów, jest wzajemne wspieranie się i solidarność. Toteż jestem pewien, że Jerzy Owsiak nie pozostanie głuchy na te błagania i nie zostawi nas sierotami. Powróci z mocą wielką i majestatem, a na ten widok zegnie się każde kolano. A gdyby ktoś jeszcze próbował wytykać go palcem, to taki palec w ramach wojny z nienawiścią zostanie bez ceregieli odrąbany, a jeśli nawet nie – to ze wstydu i zgrozy sam uschnie i to razem ze świętokradczą ręką.


© Stanisław Michalkiewicz
18-20 stycznia 2019
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
UAKTUALNIENIE: 2019-01-20-00:04 A.P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2