Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Wystarczy, że zachowacie się, jak przystało na polityków broniących polskiej racji stanu

Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że Europa znajduje się dzisiaj w punkcie zwrotnym swojej historii, a panika ogarniająca coraz bardziej brukselskie elity odbiera im resztki rozumu i rozsądku. 

Wyraźnie nerwowe i pochopnie podejmowane decyzje działają odwrotnie, niż planowano, i przyspieszają jedynie koniec UE, jaką znamy, świadcząc nie tyle o poczuciu siły i zdecydowaniu Berlina i Brukseli, ile o zagubieniu i przeraźliwym strachu przed tym, co wydaje się już być nieuniknione.

W ostatnim numerze „Warszawskiej Gazety” Stanislas Balcerac w tekście Mit europejskich wartości bezlitośnie obnażył upadek etyczny i moralny francuskich elit politycznych, przypominając znane, jak i te mniej znane afery finansowe oraz obyczajowe skandale z udziałem wymienionych z imienia i nazwiska politycznych degeneratów znad Sekwany, których specjalnością stało się stosowanie podwójnych standardów i niezwykłe zamiłowanie do wygłaszania wzniosłych moralizatorskich kazań oraz pouczania innych. Nie trzeba było długo czekać na kolejne potwierdzenie tej okrutnie prawdziwej diagnozy. Oto z misją rozbicia jedności Grupy Wyszehradzkiej ruszył na Słowację francuski fircyk Emmanuel Macron, by tam udzielić przestrogi przed „demagogami, populistami i nacjonalistami”, czyli rządami Polski i Węgier, które według niego „są współczesnymi symptomami kryzysu demokracji” oraz „nieprzyjaciółmi Europy, którzy chcą zniszczyć Unię Europejską i zabić europejski projekt”. Oczywiście Macron miał na myśli lewacki projekt wielkiego europejskiego eurokołchozu podporządkowanego Berlinowi i Paryżowi, a nie wspólną Europę opartą na chrześcijańskich wartościach, o jakiej marzyli ojcowie-założyciele UE i dzisiejsi kandydaci na ołtarze, Robert Schuman i Alcide De Gasperi.

Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że Europa znajduje się dzisiaj w punkcie zwrotnym swojej historii, a panika ogarniająca coraz bardziej brukselskie elity odbiera im resztki rozumu i rozsądku. Wyraźnie nerwowe i pochopnie podejmowane decyzje działają odwrotnie, niż planowano, i przyspieszają jedynie koniec UE, jaką znamy, świadcząc nie tyle o poczuciu siły i zdecydowaniu Berlina i Brukseli, ile o zagubieniu i przeraźliwym strachu przed tym, co wydaje się już być nieuniknione. Weźmy na przykład ostatni ostry konflikt pomiędzy Komisją Europejską a włoskim rządem. Już wcześniej, na etapie jego tworzenia przez zwycięskie ugrupowania, Ruch 5 Gwiazd i Ligę Północną, alkoholik Juncker nie potrafił powstrzymać się od bezczelnych połajanek kierowanych w stronę kandydatów na ministrów, włażąc ze swoimi brudnymi buciorami w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa. Dzisiaj posunięto się dużo dalej i Komisja Europejska, powołując się na Pakt stabilności i wzrostu postanowiła odrzucić włoski budżet na 2019 r., w którym deficyt zaplanowano na 2,4 proc. PKB.

Warto w tym momencie przypomnieć, że Pakt stabilności i wzrostu zabrania państwom członkowskim przekraczania 3 proc. deficytu, a mimo to zarówno Niemcy, jak i Francja przez całe lata ten zakaz łamały. Mimo to Komisja Europejska nie tylko nie odrzucała budżetów obu tych państw, ale nigdy nie odważyła się nawet pogrozić Berlinowi i Paryżowi jakimikolwiek karami finansowymi, którymi dzisiaj straszy włoski rząd. Juncker zapytany kiedyś, dlaczego komisja pod jego przewodnictwem nie interweniuje w sprawie łamania dyscypliny budżetowej przez rząd w Paryżu, z rozbrajającą szczerością odpowiedział:
– No jak to, przecież to jest Francja.

Tak wygląda dzisiejszy orwellowski lewacki folwark zwierzęcy, w którym są równi i równiejsi. Dlatego trudno się dziwić temu, że włoski europoseł Angelo Ciocca nie wytrzymał i po zakończeniu konferencji prasowej, na której unijny komisarz ds. ekonomicznych i finansowych Pierre Moscovici atakował włoski rząd, podszedł do mównicy, zdjął but i symbolicznie podeptał nim notatki towarzysza komisarza, krzycząc:
– Włochy zasługują na szacunek!
Nie wiem, na ile ta forma ekspresji włoskiego polityka była przemyślana, a na ile spontaniczna. Nie ulega jednak wątpliwości, że chcąc nie chcąc, nawiązał on do zachowania Nikity Chruszczowa, który 12 października 1960 r. na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ podczas omawiania kwestii systemu kolonialnego i domagając się udzielenia mu głosu, zdjął but i zaczął nim wymachiwać oraz uderzać obcasem w stolik. Chruszczowa zbulwersowało wystąpienie delegata z Filipin, który obnażył obłudę rzekomo walczącego z kolonializmem ZSRR, nazywając państwo radzieckie obozem koncentracyjnym zniewalającym wiele dumnych narodów.

Zestaw znaków i rekwizyt, jakim posłużył się włoski europoseł, może również świadczyć o tym, że był on autorem starannie przygotowanego pełnego dramaturgii przemyślanego i inteligentnego happeningu tworzącego logiczną narrację, że w dzisiejszej Unii Europejskiej nawet taki zatwardziały komunista jak Chruszczow czułby się bezradny wobec dyktatorskich poczynań brukselskich komisarzy, którzy niczym dobrzy uczniowie już dawno prześcignęli swoich czerwonych totalitarnych mistrzów.

I teraz kilka zdań o naszej sytuacji, czyli o atakach Berlina i Brukseli, którym jesteśmy nieustannie poddawani. Jak widzimy, wykastrowana i pozbawiona zębów przez prezydenckie weta reforma sądownictwa nie może wejść w życie nawet w tak okrojonej formie. Mam nadzieję, że Andrzej Duda w końcu dojrzał, zmądrzał i doszedł do wniosku, że idąc na wojnę z lewactwem, nie warto było ustępować nawet o krok, bo to i tak nic nie daje. Swój optymizm, co do zmiany postawy prezydenta czerpię z tych jego słów wygłoszonych ostatnio podczas wizyty w Berlinie:
W Sądzie Najwyższym jest sędzia, który w okresie stanu wojennego pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości i jego zadaniem było codzienne sprawdzanie, czy sądy we właściwy sposób wdrażają ustawodawstwo karne stanu wojennego i informowanie o tym Komitetu Centralnego PZPR. I to jest dzisiaj sędzia w polskim Sądzie Najwyższym? Jeżeli tak wygląda nasze państwo, to zmieńmy to. Bo to oznacza, że ono w tym zakresie nie jest państwem, o którym można mówić, że jest naprawdę państwem demokratycznym. Nie mówię, że ci ludzie powinni zostać skazani czy poddani represjom. Mówię, że powinni odejść z wymiaru sprawiedliwości, powinni nie móc orzekać i przejść w stan spoczynku, czyli na emeryturę. I temu służyła ta reforma. […] Powiem otwarcie, że nie analizowałem sytuacji w Niemczech, nie wiem, jak zachowują się sędziowie w Niemczech. Ale skoro mamy w Polsce sytuację, że sędziowie wychodzą do mediów, wypowiadają się w sprawach politycznych dotyczących relacji czy sporów międzypartyjnych, zajmując stanowisko w zdecydowany sposób po jednej ze stron sporu, biorą udział w bieżącym sporze politycznym w sposób aktywny, a są sędziami, którzy rozstrzygają sprawy obywatelskie, jeżeli to samo czyni sędzią, który z ramienia Polski jest przedstawicielem w TSUE, to ja zadam pytanie, jeżeli w Niemczech eksperci i prawnicy, którzy chcą na tę sprawę rzetelnie spojrzeć, uważają, że to jest w porządku, mi się wydaje, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że to jest patologia. To mocno podważa wiarygodność wymiaru sprawiedliwości, to jest bardzo trudna sytuacja.

To, co zrobił ostatnio Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nakazując przywrócenie dawnego porządku prawnego w odniesieniu do sędziów Sądu Najwyższego, jest nie tylko zamachem na naszą suwerenność i konstytucję, ale posunięciem tak kuriozalnym, jak i wyjątkowo bezczelnym. To tak, jakby jakiś sąd jeszcze przed pierwszą rozprawą i wysłuchaniem stron kazał potraktować oskarżonego tak, jakby już został skazany na najwyższy wymiar kary przewidziany za popełnione przestępstwo. Zmusza się nasz rząd, aby już teraz zachował się tak, jakby całe postępowanie, do jakiego dopiero ma dojść, zakończyło się przegraną, bo przecież do tego sprowadza się decyzja TSUE.

Czy zatem warto wykonywać zalecenia tych brukselskich dzierżymordów? Moim zdaniem nie warto, bo będzie to zwyczajne okazanie słabości i demonstracyjne poddanie się woli berlińskiej samicy alfa. Przypomnę, że w 2016 r. ten sam Trybunał Sprawiedliwości UE nakazał na wniosek PGNiG zawieszenie przez Niemcy udostępnienia Gazpromowi 80 proc. przepustowości gazociągu OPAL. Co zrobili z tym Niemcy? Oni to orzeczenie, mówiąc kolokwialnie, olali, udostępniając Rosji rurociąg, a TSUE pokazując wała.

Przez kolejne 20 miesięcy będziemy żyli w permanentnej kampanii wyborczej i niech rządzący nie wyobrażają sobie, że podporządkowanie się woli narzucanej przez Berlin i Brukselę da im dodatkowe głosy umiarkowanego elektoratu zakochanego w Unii Europejskiej. Pamiętajcie, że dzisiaj wasza wiarygodność zależy od konsekwencji w realizacji reformy sądownictwa. To jest dla was najważniejszy test z determinacji i wiarygodności.

Jeżeli nawet z tej szczątkowej już reformy się wycofacie, to prawicowy i patriotyczny elektorat nigdy wam tego nie daruje. Nie domagamy się, abyście jeździli do Brukseli, zdejmowali buty i demonstracyjnie walili nimi w prezydialne stoły i mównice. Wystarczy, że zachowacie się, jak przystało na polityków broniących polskiej racji stanu i interesu narodowego. Nie przejmujcie się atakami i chwilowymi niepowodzeniami. Jak mawiał mój dziadek: Jeżeli koń cię zrzuci, wsiadaj na niego z powrotem i jedź.


© Mirosław Kokoszkiewicz
7 grudnia 2018
źródło publikacji: „Do polityków partii rządzącej: Wystarczy, że zachowacie się, jak przystało na polityków broniących polskiej racji stanu”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2