Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Nudna ocena zysków i strat po marszu: największy przegrany stulecia odzyskania niepodległości

Nudna ocena zysków i strat po marszu, czy jak kto woli, po marszach


Chyba nawet w teorii nie było szansy na to, aby na marszu nie pojawiły się znane kadry i prowokacje, do których dołączyły spontaniczne „pomysły”. Wszyscy wiedzieli, że będą flagi ONR z falangą, będą race i inne atrakcje właściwe dla stadionowej bitwy. Naturalnie kilkaset rządów na świecie pomodliłoby się o takie "problemy" na demonstracjach, ale wiadomo, że w Polsce to działa inaczej. Jestem przekonany, że nikt w PiS nie zakładał innego scenariusza, koszt skalkulowano i co najwyżej skala była zagadką. Nie zmienia to faktu, że decyzja o udziale rządu i prezydenta w marszu została podjęta w fatalnych warunkach, z pełną spontanicznością, pod dyktando Hanny Gronkiewicz-Waltz i pod presją „narodowców”.

Od początku sprzeciwiałem się udziałowi rządu i prezydenta w tej oddolnej inicjatywie, bo w mojej ocenie polityczne zyski i straty zostały przeszacowane z jednej i niedoszacowanie z drugiej strony, ale spójrzmy na wszystko spokojnie i racjonalnie. Początek demonstracji przebiegł bez sensacji, głównie z tego powodu, że Marsz Niepodległości pod szyldem „narodowców” po prostu sobie stał i nie jest to narracja TVN, ale fakt, który TVN do narracji wciągnął. „Narodowcy” nie mają nic poza tą imprezą i Bosak z pozostałymi non stop w Internecie podkreślali, że „reżimowe” media TVP nie mówią o ICH marszu. Wspominam o tym włącznie z jednego powodu. Mrzonka o zjednoczeniu prawicy „pisowskiej” z „narodową” jest tylko mrzonką. Odrębne interesy polityczne „narodowców” w sposób oczywisty są kolizyjne dla interesów PiS i odwrotnie. Natomiast w interesie opozycji lewicowo-liberalnej jest połączenie „faszystów” z PiS i dlatego TVN szybko marsze połączył.

Argument za wspólnym maszerowaniem był właściwie jeden – pokazać siłę środowisk patriotycznych, nie dać się zaszczuć krajowym i zagranicznym czynnikom medialnym oraz politycznym. Posługuję się brzydką nowomową, ale to ma swoje uzasadnienie w działaniach tych czynników, które od mediów i polityki są bardzo daleko. Marsz od lat gromadzi wielu Polaków, zatem frekwencja była gwarantowana, no i dodatkowo ustępująca prezydent Warszawy wraz ze swoim następcą zadbali o nowych uczestników. Obojętnie, jakie przyjmiemy szacunki, a tu jak zwykle dane rozciągają się od jednego do miliona, to każdy kto marsz widział musiał też widzieć olbrzymie morze ludzi i flag. Taki widok zawsze robi wrażenie na przeciwniku i mobilizuje własne szeregi. Prezydent i PiS skusili się na tak ładny obrazek i nie tylko obrazek, również pokaz siły, który wystawił środkowy palec siłom antypolskim.

Rzeczywiście mocarnie to wyglądało, tym bardziej, że po drugiej stronie barykady Tusk zgromadził dosłownie garstkę swoich fanów i urządził partyjną prywatkę. Dodatkowo w obchodach oficjalnych Tusk został zepchnięty do piątego szeregu, czego musiał się spodziewać, a gdy rzucił wyzwiskami w stronę „bolszewików” tylko pogorszył swoje położenie. Podsumowując zyski, trzeba powiedzieć, że opozycji kompletnie nie udało się storpedować i zohydzić Polakom uroczystości przygotowanych pod patronatem państwa polskiego. Przeciwnie, opozycji udało się Polaków zmobilizować poprzez sabotowanie marszu i zagwarantować rekordową frekwencję. Mieliśmy też bardzo dużą niespodziankę w postaci koncertu na Narodowym, który w powszechnym odbiorze wypadł fantastycznie. Na krajowym boisku prezydent i PiS zebrali spore łupy i w tej kategorii zdecydowanie wygrali, marginalizując opozycję, ale tu się zyski kończą.

Starty będą dokładnie takie, jak się mówiło od kilku tygodni - wizerunkowe. Poszły obrazki do wszystkich największych mediów w Polsce i pójdą na cały świat. Wystarczą płonące race, sztandary ONR i banery włoskich neonazistów, połączone z polskim rządem i prezydentem. Dziś, na gorąco, TVN wyrzeźbi ile się da, ale dopiero jutro rozpocznie się prawdziwa akcja obrazkowa i nie jest prawdą, że obrazki są bez znaczenia. Żyjemy w obrazkowym świecie, ludzie podniecają się krótkim dosadnym przekazem i tylko nieliczni poszukują prawdy w pominiętych kontekstach i szczegółach. Naiwni powtarzają, że świat się nami specjalnie nie interesuje, nami może nie, ale naszymi pieniędzmi, naszymi zasobami i naszym krajem jako łupem, interesują się aż za bardzo. Przekaz poszedł jeden i jeszcze zostanie wzmocniony – polski rząd i polski prezydent maszerowali z faszystami pod jednym sztandarem i wcale nie był to sztandar biało-czerwony, ale „faszystowskie” symbole. Na takich obrazkach zależało największym wrogom Polski, zleżało też „przyjaciołom” i to niemal w prezencie dostali, resztę sami sobie domalują.

O jakich wrogach i przyjaciołach mowa? Unia Europejska robi wszystko, aby spacyfikować Polskę ideologicznie i kilofem wbić do głowy „wartości europejskie”. Łagodnie mówiąc „lobby żydowskie” od lat sprzedaje Polsce obozy koncentracyjne z nazizmem i nie ma tajemnicy w jakim celu to robią – gruba kasa z reparacji. Rosji Radzieckiej zależy na faszystowskim wizerunku Polski, bo to jest doskonały hamulec dla podniesienia polskiej pozycji w sojuszach międzynarodowych, szczególnie w NATO. Materiały z marszu i to tylko w tej części, która jednoznacznie kojarzy się z atmosferą stadionową, czy ulicznym kryterium, są wystarczające dla udowodnienia przygotowanych tez. Wiemy, że poszły ujawnione i jeszcze nie ujawnione prowokacje, które będą atmosferę podkręcać. Widok 200 tysięcy Polaków gotowych dla Polski na wszystko, musiał rozwścieczyć tych, którzy chcą Polski uległej i „dojnej”. Zwrotna ze świata pójdzie na pewno i będzie armatą dla opozycji, a amunicji wystarczy na wiele miesięcy.

Takie są straty tu i teraz, dalszy rozwój wypadków zleży od wielu okoliczności, znanych i takich, które dopiero poznamy. Powstanie też milion analiz i będą to przeważnie skrajnie subiektywne oceny, które dostrzegą wyłącznie zalety lub wyłącznie wady. Swoje w tej kwestii powiedziałem na długo przed marszem i teraz nie będę się wpisywał w przekazy dnia polskojęzycznych mediów, nie zamierzam też panikować. W Polsce wyszło imponująco, ale dla Polski niekoniecznie, bilans zysków i strat w najlepszym razie krąży wokół zera, choć uczciwiej byłoby powiedzieć, że znajduje się pod kreską. Na szczęście do najważniejszych wyborów mamy jeszcze rok, do mniej ważnych europejskich, ponad pół roku. Straty rozejdą się po kościach, zyski zaowocują, o ile PiS przyjmie strategię z roku 2015 i od tej chwili wyciszy wszystkie wojny. Tak to widzę na spokojnie i tyle napisałem, choć wiem, że mało kto dziś będzie chciał czytać nudne, stonowane komentarze.


Największy przegrany stulecia odzyskania niepodległości?
Polityczny troll Donald Tusk!


Żadnemu internaucie nie trzeba tłumaczyć, co jest najskuteczniejszą bronią w walce z trollem, to oczywiście ignorowanie. Problem polega na tym, że to się prawie nigdy nie udaje, a nieustanne apelowanie, żeby trolla ignorować, jest groteskowym dostarczaniem trollowi paliwa. Tego rodzaju zachowania muszą irytować, zawsze trolle wkurzają ludzi, choćby nie wiem jak się ludzie zarzekali, że ich to nie obchodzi. Zderzają się jednak spektakularne porażki trolli i one najczęściej przebiegają w dwóch kierunkach. Pierwszy to zdemaskowanie i wyśmianie trolla, co zawsze działa. Drugi, rzadziej spotykany, to przestraszenie trolla, sprowadzenie go na ziemię.

W przypadku Donalda Tuska i jego wizyty w Polsce mamy do czynienia z jednym i drugim, a jeszcze doszło trzecie i od tego zacznę. Tusk najzwyczajniej w świecie przepadł w natłoku i skali wydarzeń. Zdecydował o tym cudowny zbieg okoliczności, gigantyczna frekwencja na marszu, jakkolwiek będziemy ten marsz nazywać, plus niewielka liczba incydentów i żadnego nie da się uznać za tragedię. Takie są fakty lub raczej taki zdarzył się cud. Dlatego tak trudno być w Polsce politycznym prorokiem, jeden cud potrafi wywrócić każdą misterną strategię.

Przeczytałem w sieci opinię, że PiS zagrał w ruletkę i postawił na liczby, nie na kolory. Uważam, że to kompletna diagnoza. Patrząc na wszystko racjonalnie można powiedzieć tylko tyle, że PiS miał niesamowite szczęście, że wszystko potoczyło się w taki sposób, ale to była wygrana w ruletce, to był hazard, nie gra w szachy. Cóż w polityce takie rzeczy czasami się udają, no i tym razem się udało, a pechowo skończyło dla trolla Tuska. Tematem numer jeden stał się marsz i tak poległ troll ze swoimi prowokacjami.

Jakimi prowokacjami? W stylu trolla Tuska, przyjechać zrobić dym, samemu zająć bezpieczne pozycje i pokazać jak przeciwnik upokarza się własnymi porażkami i własną agresją. Na tle ulicznej zadymy mieliśmy zobaczyć męża stanu, który przyjechał do nas z Europy, aby przedstawić europejski poziom. Kompletnie nic nie wyszło, chociaż Tusk nie poszedł na żywioł i całość sobie wyreżyserował. Pośmiałbym się z dzisiejszego tłumaczenia Tuska, że nie miał na myśli PiS, kiedy mówił o współczesnych bolszewikach, tylko samych bolszewików, ale to jest beznadziejny żart. Polityczny troll takich „smaczków” nie rzuca na wiatr, bolszewicy mieli być nową wersją „faszystów”, to określenie zostało przygotowane dla uczestników marszu, których prowadzili najwyżsi przedstawiciele państwa i partii rządzącej. Wycofanie się z „pokonania współczesnych bolszewików” i przysłowiowe rżnięcie głupa, to porażka trolla i sprowadzenie na glebę.

Tusk nie miał wyjścia i musiał zmienić front, bo w kontekście marszowej frekwencji i niegroźnych incydentów, został ze swoimi bolszewikami sam. Zaczęto mu to wypominać w najmniej oczekiwanych miejscach. Sama Dominika Wielowieyska z GW skrytykowała publicznie trolla i zarzuciła „pisowski język”, dzielenie Polaków i tak dalej. Kij się po prostu odwrócił i to Tusk wyszedł na agresywnego polityka, posługującego się „niedopuszczalnym w debacie publicznej językiem”. Tak oto troll jednocześnie został zdemaskowany jako troll i twardo upadł na glebę. W efekcie zaczął się tłumaczyć, w dość żałosny sposób, ze swojego politycznego projektu, który całkowicie się posypał. Z tej historii płynie morał nie tylko dla trolla Tuska, ale i dla decydentów z PiS.

Po raz tysięczny Polacy pokazali, że nie tolerują w życiu publicznym bzdurnych zakazów i agresji. Jeśli Polakowi zabronić marszu, to jest pewne, że Polak na marsz pójdzie, choćby wcześniej w ogóle o tym nie myślał. W odniesieniu do agresji mam jedną jedyną uwagę. Fakt, że na tym wielkim marszu nikt nie został zadeptany, ranny, pobity, a nawet szczególnie wyzwany, to jest w bardzo niewielkiej części zasługa policji, wojska, pozostałych służb i organizatorów. Największa zasługa to mentalność Polaków, którzy nawet przy działaniach rewolucyjnych nie zachowują się agresywnie.

Od czasu strajku na Wybrzeżu w 1970 roku, Stoczniowcy i późniejsza Solidarność przyjęli zasadę pokojowych strajków i pokojowych metod walki i ta zasada przetrwała do dziś. Jeśli na tle spokojnych ludzi widzimy agresywnie zachowującego się trolla, to nie ma szans, aby taki osobnik zrobił w Polsce furorę, o startowaniu w wyborach na Prezydenta RP tym bardziej nie ma mowy. Tusk przyjechał do Polski, aby zirytować i pokazać agresywny „lud pisowski”, a także przetestować na ile jest w Polsce kochany? Tej próby ognia nie przeszedł, co więcej zaliczył całkowitą porażkę, jak ostatni troll.


© MatkaKurka
11-12 listopada 2018
źródło publikacji:
www.Kontrowersje.net





Ilustracja Autora © brak informacji / www.ocdn.eu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2