Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Pogadajmy o wolności

        Jeszcze raz potwierdziła się trafność spostrzeżenia, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Wydawało się przecież, że pan Adam Bodnar, umieszczony na operetkowej posadzie „rzecznika praw obywatelskich” nie potrafi zliczyć do trzech, tymczasem pozory mylą i pan Bodnar okazał się tęgim obserwatorem, co to potrafi spenetrować prawdę jednym rzutem oka. Co tu dużo gadać; pan Bodnar okazał się bystrzejszy od wszystkich filozofów, co to przez całe wieki łamali sobie głowę, czym właściwie jest wolność, a niektórzy od tych rozmyślań nawet głupieli, jak na przykład niemiecki filozof Hegel, który doszedł do wniosku, że wolność, to „uświadomienie sobie konieczności”.
Tak się akurat złożyło, że dwa razy w życiu byłem „pozbawiony wolności”, co prawda nie na długo, niemniej jednak. Kiedy strażnik zatrzasnął drzwi celi i przekręcił klucz, uświadomiłem sobie konieczność ponad wszelką wątpliwość. Jednak aż do dnia dzisiejszego nie sadzę, by ten stan można było identyfikować z poczuciem wolności i dlatego podzielam opinię Stanisława Cata-Mackiewicza, który wielokrotnie wyrażał żal, że Hegla nie czytają zawodowi humoryści, którzy z jego pism czerpaliby mnóstwo inspiracji. Jednak inni filozofowie nie brnęli w szaleństwo tak głęboko, jak Hegel, który swoją przypadłością zaraził całe pokolenia – najpierw Niemców, a potem, za ich pośrednictwem, również przedstawicieli innych narodów, wśród nich – również reprezentantów naszego mniej wartościowego narodu tubylczego. Mamy na tym przykładzie dowód, że szaleństwo jest chorobą zakaźną i dziwne, że medycyna nie wpadła dotychczas na pomysł przebadania pod tym kątem właśnie filozofów. Możliwe, że specjaliści doszli by do wniosku, że wszyscy są trochę szurnięci, chociaż oczywiście stopień zaawansowania przypadłości w każdym przypadku byłby inny. Weźmy na przykład takich filozofów marksistowskich, od których w moich czasach studenckich aż się roiło. Nawiasem mówiąc, Karol Marks wiele swoich przemyśleń po prostu zerżnął z Hegla, co wśród filozofów jest rzeczą nagminną. Jeden zrzyna od drugiego, trzeci – od tamtych dwóch, czwarty – od trzeciego, piąty... - i tak dalej. W ten sposób tworzy się „straszliwa wiedza, że Byt się zgęszcza i rozrzedza”, którą mniej uzdolnieni ale niemniej ambitni filozofowie rozdziobują na coraz to mniejsze okruszki, zapełniając biblioteki mnóstwem makulatury i uprawiając „organizacyjną krzątaninę” w postaci rozmaitych sympozjonów, podczas których uczestnicy piją sobie z dzióbków. Niestety, mimo tych wszystkich wysiłków nadal nie mamy odpowiedzi na proste, zdawałoby się pytania, na przykład – co to jest wolność. Niektórzy udzielają odpowiedzi nie wprost, przeciwstawiając wolność tak zwanej „wolności prawdziwej”, o której Sławomir Mrożek, a więc – nie żaden filozof – powiedział tylko, że występuje czymkolwiek ta „wolność prawdziwa” by nie była, to występuje ona zawsze tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności. Zresztą z innymi pojęciami nie jest wcale lepiej. Przed laty słyszałem w telewizji wypowiedź pani prof. Marii Szyszkowskiej, która z jakichś tajemniczych powodów stylizowała się na Jaruhę ze „Starej baśni” Kraszewskiego, że zdefiniowanie pornografii przekracza możliwości umysłu ludzkiego. Już prawie w to uwierzyłem, bo wtedy miałem wobec filozofów znacznie więcej respektu, niż dzisiaj, aliści już następnego dnia miało miejsce wydarzenie, które moją wiarę natychmiast zniszczyło. Oto na Bazarze Różyckiego w Warszawie, sierżant policji schwytał jegomościa, który miał cała torbę pornograficznych kaset. Sierżantowi temu jeden rzut oka wystarczył, by zorientował się, z czym mianowicie ma do czynienia, podczas gdy pani prof. Maria Szyszkowska twierdziła, że przekracza to możliwości umysłu ludzkiego.

        No a teraz, kiedy mnóstwo filozofów siwieje od rozmyślania nad istotą wolności, niczym astrolog z poematu Aleksandra Fredry o pewnej królewnie, pan Adam Bodnar od jednego rzutu okiem spenetrował prawdę. Podczas festiwalu Pol’and Rock w Kostrzynie nad Odrą, gdzie 1 sierpnia „Jurek Owsiak” zarządził „godzinę W”, pan Bodnar obwieścił, że kwintesencją wolności jest właśnie „Jurek Owsiak”. Konkretnie chodziło mu o to, że „Jurek Owsiak” „jest kwintesencją wolności – tej nieokiełznanej, odnoszącej się do myśli i słowa”. Przeciwstawił mu „idee środowisk prawicowych”, które „wolałyby świat uporządkowany i kontrolowany”. Tak pan Adam Bodnar próbował podlizywać się uczestnikom kostrzyńskiego festiwalu i to jest zrozumiałe – ale czy naprawdę tak właśnie myśli? Czy wbrew pozorom on też nie „wolałby” świata „uporządkowanego i kontrolowanego”? Zacznijmy od „nieokiełznanej wolności odnoszącej się do myśli i słowa”. Co by pan Adam Bodnar powiedział, gdyby uczestnicy festiwalu powitali go pokrzykiwaniami: „ty jebany frędzlu, co nam tu pierdolisz o jakimś Sądzie Najwyższym, kiedy my jesteśmy młodzi i przyjechaliśmy tu pochłeptać piwka, poruchać i przeżyć „drgawy”? Spierdalaj stąd i to w podskokach!” Oczywiście nic takiego się na festiwalu nie stało – a dlaczego? A dlatego, że wbrew pozorom, jakie festiwalowi próbuje nadać „Jurek Owsiak”, jego uczestnicy stosują się do konwenansu, który nakazuje swego gościa przynajmniej tolerować. Ale konwenans jest przecież elementem porządkującym świat, który właśnie dzięki temu nadaje się do życia. Gdyby konwenansu nie było, to pan Bodnar nigdy nie miałby pewności, czy - gdy wejdzie do jakiegoś pomieszczenia i uprzejmie powita znajdujących się tam ludzi – spotka się z równie uprzejmą odpowiedzią, a nie z ciosem noża w serce. Konwenans tedy z jednej strony porządkuje świat, a z drugiej – pozwala utrzymać wydarzenia pod kontrolą, przede wszystkim – dzięki samokontroli. To właśnie dzięki temu żaden normalny w sensie medycznym człowiek nie wyknoci się na środek dywanu podczas recepcji u prezydenta, tylko – chociaż ta potrzeba jest powszechnie uważana za naturalną – pójdzie zadośćuczynić jej do miejsca specjalnie do tego przeznaczonego.

        Jak widzimy, pan Adam Bodnar specjalnie mądry to nie jest; nie wiem nawet czy spełnia kryteria przewidziane przez ustawę, która tworzyła urząd rzecznika praw obywatelskich – co też jest – co tu ukrywać – elementem jakoś ten świat porządkującym. To ładnie ze strony pana Bodnara, że przypisał upodobanie do świata „uporządkowanego i kontrolowanego” wyłącznie „środowiskom prawicowym”, chociaż jestem pewien, że uczynił to nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, to znaczy - „bez swojej wiedzy i zgody”, ale nie tylko intencje się liczą, bo ważny jest też efekt końcowy – a ten przybrał postać komplementu dla „środowisk prawicowych”.


© Stanisław Michalkiewicz
7 sierpnia 2018
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © DeS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2