Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Kościół na rozdrożu…

Zbliża się czas reformy Kościoła?

Zdecydowane i sprzeczne reakcje jakie wywołała korekta KKK, 2267 skłaniają do pytań czy nie jest potrzebne przemyślenie w Kościele kwestii prymatu piotrowego tak, jak do tego namawiał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint. Chociaż Papież z Polski podał tę propozycję w kontekście dialogu ekumenicznego, to dziś może warto rozważyć kwestię czy nie mamy do czynienia z takim nieuporządkowaniem urzędu papieskiego, które w efekcie staje się zarzewiem niezgody w samym Kościele katolickim. Można powiedzieć, że katolicy nie raz w historii mocno się spierali o różne kwestie, jednak papiestwo było tym urzędem, który ostatecznie doprowadzał do zgody. W czasach sprzed schizmy wschodniej ta rola w widzialny sposób miała charakter powszechny.

Zostawmy jednak w tej chwili kwestię ekumeniczną, która jest sprawą odrębną i charakteryzuje się rozmaitością problemów w relacjach pomiędzy Kościołem katolickim z różnymi Kościołami oraz wspólnotami chrześcijańskimi.
Bez wątpienia jednak każdy, kto nie jest zaślepiony ultramontańską gorączką powinien dziś pytać o to czy nie ma potrzeby by Kościół “znalazł taką formę sprawowania prymatu, która nie odrzucając bynajmniej istotnych elementów tej misji, byłaby otwarta na nową sytuację.” (Ut unum sint, 95)

To nową sytuacją, jest nieustanna obecność Papieża w mediach, jest proces emancypowania się osobowości Papieży od ram urzędu. Trudno też nie zapytać czy nie mamy do czynienia z od dawna niespotykaną, dzieląca, a nie jednocząca rola Papieża wewnątrz Kościoła katolickiego. Być może stoimy wobec najpoważniejszego kryzysu w Kościele od czasów Schizmy Zachodniej, w czasie której ludzie o potwierdzonej świętości znajdowali się w różnych obozach walczących papieży. Za nową sytuację należy być może uznać, że Papież - takie pojawiają się wrażenia z obserwacji pontyfikatu - postępuje jakby stał się kimś więcej niż następcą Piotra, a tym, który ma władzę nad Prawem.

Dekret Soboru Watykańskiego II o ekumenizmie Unitatis redintegratio odnotowuje, że chrześcijanie zawsze byli złączeni „wspólnotą wiary i życia sakramentalnego, a jeśli wyłaniały się nieporozumienia między nimi co do wiary czy karności kościelnej (disciplina), miarkowała je Stolica Rzymska” (UR, 14). Tym bardziej dotyczyło to katolików. Dziś wielu katolików nie odnajduje znaków tej roli w pontyfikacie Papieża Franciszka.

Również natężenie woli wszystkich stron kościelnych sporów pokazuje, że urząd papieski zaczął wywoływać “niezdrowe emocje” czasem wręcz uniemożliwiające rozmowę. Nie znaczy to, że racja w konkretnych sprawach nie jest przy jednej ze stron - czy to w sprawie kary śmierci, czy kontrowersyjnych zapisów w Amoris Laetitia - lub że “prawda leży pośrodku”. Trzeba raczej postawić kwestię, czy nie doszło do przeakcentowania wśród katolików - w ogólności - roli Papieża. U niemal wszystkich stron kościelnych sporów można wyczytać przekonanie, że w każdej sprawie wszystko zależy od Papieża. I w zależności od wymowy tego czy innego papieskiego gestu jedni tryumfują a drudzy rozpaczają. Proces utrwalania się takich postaw jest obserwowalny od dawna. Tymczasem ważniejszy w dziejach zbawienia od gestów Papieży wydaje się zmysł i rozumność wiary dzięki, dzięki którym po prostu dokonuje się przekazywanie prawdy o zbawieniu. W tej ciągłości i rozwoju doktryny i praktyki przez stulecia obecny był Duch Święty. Trudno dowodzić by miało to się zmienić teraz.

Chronić prawdy o zbawieniu to zadanie Papieża, ale gdyby Ojciec Święty tego nie robił, robił nie dość stanowczo lub nie wszędzie, gdzie jest to potrzebne, nie znaczy to, że zmienia się wiara czy słowa Pana Jezusa. Nie zmienia się jednak wtedy też to, że Papież dalej jest Namiestnikiem, widzialnym zwornikiem jedności Kościoła. Jedność dokonuje się bowiem bardziej w jego osobie nawet niż w wypowiedziach, które bywają dyskusyjne jeśli nie są wypowiedziane w powadze nieomylności. Zatem jak się zdaje katolicką reakcją na kontrowersje obecnego pontyfikatu powinien być synowski spokój i otwarta dyskusja w świetle Tradycji.

Wydaje się zatem bardzo prawdopodobne, że kontrowersyjne korekty Papieża Franciszka wcale nie zamykają, ani nie rozstrzygają poruszanych przez niego kwestii. Nie podważają też roli urzędu jaki pełni, nawet jeśli mamy wątpliwości, co do zasadności niektórych z decyzji. Nie możemy odrzucić urzędu powstałego z nadania Chrystusa. Kwestie kontrowersyjne zaś powrócą - nie wiemy dokładnie kiedy - ale z pewnością stanie się to w czasach jakiegoś mniej autokratycznego pontyfikatu, w którym będzie można swobodnie odwoływać się do słów Ewangelii, tekstów Ojców i Doktorów, wreszcie do katolickiego rozumu. „Autokratyczność” nie jest tu bezpośrednim odniesieniem do osobowości Papieża Franciszka, jest dzisiejszą kondycją urzędu papieskiego. Widzimy też, że rozwiązaniem problemu nie jest obecnie proponowana decentralizacja, będąca raczej centralizacją w duchu rewolucyjnym. Tak trzeba określić władzę jaką ma super-grupa kardynałów, ponieważ władza ta istnienie równolegle wobec zwykłych urzędów kurii rzymskiej i działa często z ich pominięciem. Do tego trzeba dodać drugi element, obecny projekt decentralizacji jest głównie przesunięciem odpowiedzialności z papiestwa na episkopaty, czyli odpowiedzialności osobistej na kolektywną. W praktyce niestety żadną.

Można dodać, że prawdopodobnie czas super-papieży na razie dobiegł kresu. Super-papieżom aż tak bardzo nie szkodził kryzys urzędu, ponieważ potrafili go utrzymać na swoich ramionach. Nie jest jednak to sytuacja normalna by ludzie dźwigali na swoich plecach instytucje. Ich zadaniem jest wspieranie ludzkiego zaangażowania. Epoka ta nie mogła trwać wiecznie i można się spodziewać, że zbliża się czas reformy Kościoła.


© Tomasz Rowiński
17 sierpnia 2018
źródło publikacji: „Zbliża się czas reformy Kościoła?”
www.Christianitas.org





Franciszek i pokrzywy

Kiedyś ks. Łukasz Weber, przełożony Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Polsce, nauczył mnie niemieckiego zwrotu sich in die Brennnesseln setzen - czyli samemu wpakować się w pokrzywy, nawarzyc sobie piwa, czy zakiwać się na śmierć, używając języka potocznego. Powiedzenie o pokrzywach funkcjonuje od tego czasu w naszej rodzinie, choć pewnie inni nie rozumieją o co chodzi.

Piekące pokrzywy przychodzą mi na myśl, kiedy widzę zmagania konserwatywnych publicystów z ostatnim posunięciem papieża Franciszka, który zrezygnował z poparcia Kościoła dla kary śmierci. Ćwiczone od pięciu lat odruchy pozwalają błyskawicznie zareagować, wysunąć argumenty nie do odparcia, a nawet skrzyknąć aktyw intelektualistów, którzy poprzez kardynałów chcą wymusić na Papieżu cofnięcie decyzji. Można odnieść wrażenie, że stosowanie kary śmierci jest główną katolicką powinnością i drogą do zbawienia dla wszystkich zainteresowanych.

Tymczasem warto by było się zastanowić, w jaki sposób doszło do tego, że Kościół przez wieki akceptował karę śmierci. Jest w końcu wspólnotą, której Założyciel sam padł ofiarą mordu sądowego. Sięgając do źródeł widzimy przekonanie, że będzie to narzędzie służące utrzymaniu chrześcijańskiego porządku społecznego - ochronie niewinnych i karaniu sprawców. W sojuszu tronu z ołtarzem przyznano rządzącym państwami nadzwyczajne uprawnienie, aby korzystali z niego w słusznej sprawie.

Czy państwa wywiązały się ze swojej powinności? Można mieć do tego poważne wątpliwości. Kościół żyrował nie tylko wyroki wykonywane na przestępcach, ale też eliminację przeciwników politycznych, czy poddanych buntujących się przeciwko niesprawiedliwości ze strony władzy. Rewolucja Francuska przyniosła eksterminację katolików w majestacie prawa, a III Rzesza ubrała prawników z doktoratami w czarne mundury SS i stworzyła tak doskonałe prawne uzasadnienia dla ludobójstwa, że mało kogo udało się potem skazać. W dzisiejszych czasach możemy tylko się cieszyć z tego, że kara śmierci nie jest stosowana, bo sami byśmy pierwsi poszli na stryczek. Sądy są bowiem w świecie zachodnim forpocztą postępu, który jest wprowadzany niezależnie od tego, czy obywatele sobie tego życzą, czy nie.

W tym momencie pojawia się kwestia pokrzyw. W protestach przeciwko modyfikacji katechizmu widać bowiem głównie antyfranciszkowe zacietrzewienie. Wbrew temu, co pisze

Tomasz Rowiński w artykule Zbliża się czas reformy Kościoła?, z perspektywy mojej wiejskiej parafii urząd papieski nie wywołuje “niezdrowych emocji”, a sprawa kary śmierci nie budzi sporów, ani podziałów. Zwykli katolicy rozumieją, że nie można w nieskończoność podtrzymywać kontraktu, który druga strona już od dawna wykorzystuje na naszą niekorzyść. Ruch Franciszka nie świadczy zatem o “nieuporządkowaniu urzędu papieskiego”, ale o trzeźwej ocenie sytuacji.

Autor kończy swój tekst prognozą zmian w Kościele. Warto mieć świadomość, że obecny pontyfikat jest rezultatem wyborów dokonywanych przez poprzednich papieży. Bez ich akceptacji Jorge Mario Bergoglio mógłby być co najwyżej proboszczem w jakiejś argentyńskiej parafii. Dlatego epoka “super-papieży”, jak ich nazywa Rowiński, to nie wypadek przy pracy, ale efekt realizacji planu rozciągniętego na dziesięciolecia. Pius XII musiał ćwiczyć gestykulację przed nagraniami telewizyjnymi, Franciszek kontakt z mediami ma we krwi. Dlatego myśląc o Jego następcy spodziewam się raczej… super-Franciszka.


© Maciej Tryburcy
18 sierpnia 2018
źródło publikacji: „Franciszek i pokrzywy”
www.Christianitas.org





Jeszcze raz w sprawie kary śmierci i papiestwa.
W odpowiedzi Maciejowi Tryburcemu


Tekst Macieja Tryburcego Franciszek i pokrzywy, w którym krytycznie odniósł się on do publikowanych na “Christianitas” komentarzy na temat korekty Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 2267, wydaje mi się dobrym pretekstem do przedstawienia jeszcze raz zasadniczych opinii jakie pojawiły się szczególnie w moich felietonach (O postępach turbopapiestwa, Zbliża się czas reformy Kościoła?) czy tekście Filipa Łajszczaka (Ukryty sens pontyfikatu Franciszka).

I.


Maciej Tryburcy w początkowej części swojej polemiki sugeruje, że “konserwatywni publicyści” w sytuacji korekty w sprawie kary śmierci sami wpakowali się w pokrzywy. Jak rozumiem autor ma na myśli to, że z historią tej kary wiąże się wiele przeszłych niesprawiedliwości i wobec tego nie ma zupełnie powodu by Kościół dalej tę karę tolerował. Co więcej coraz powszechniejszy na świecie abolicjonizm w tej sprawie działa na korzyść samych chrześcijan bo inaczej “sami byśmy pierwsi poszli na stryczek”.

Trudno mi wypowiadać się w sprawie wypowiedzi “konserwatywnych publicystów”, dla których - przynajmniej części z nich - kara śmierci jest rzeczywiście sprawą ich serc. Ze swojej strony daleki jestem od gorącego wspierania upowszechnienia tej kary, co więcej utożsamiam swoją opinię ze zdaniem redakcyjnego kolegi Piotra Chrzanowskiego, który w swoim tekście Odkupienie win a groźba egzekucji pisał: “Zgadzam się z prudencjalnym osądem św. Jana Pawła II, zawartym w encyklice Evangelium vitae i w dotychczasowym tekście wspomnianego punktu Katechizmu, mówiącym że dziś przypadki konieczności stosowania kary głównej występują bardzo rzadko lub być może nie zdarzają się wcale.”

Jednak sposób w jaki Papież Franciszek zmodyfikował KKK, także w perspektywie innych jego decyzji, narusza coś znacznie bardziej zasadniczego, czyli prostą zasadę, że wiara katolicka opiera się na Piśmie, Tradycji, które karę śmierci w określonych przypadkach uznają za zasadną. Tymczasem jeśli by miało się okazać, że argumenty Tryburcego przeciw karze śmierci są argumentami Papieża Franciszka to znaczy, że ponad Pismo Święte i Tradycję - dwa źródła Objawienia - po prostu stawia się pragmatyzm. Ot, kara śmierci jest nam nie na rękę, znieśmy ją. I rzeczywiście sąd roztropnościowy może skłaniać nas dziś to ograniczania stosowania kary śmierci w imię ograniczania “użyć nieuzasadnionych”, jak mówił Jan Paweł II. Jaki jednak sąd miałby skłonić nas do stwierdzenia, że w żadnej absolutnie sytuacji kara śmierci nie ma racji bytu? Jakie słowo będziemy mieli przeciwko słowom św. Dyzmy?

II.


Dalej Maciej Tryburcy pisze, że “z perspektywy mojej wiejskiej parafii urząd papieski nie wywołuje ‘niezdrowych emocji’, a sprawa kary śmierci nie budzi sporów, ani podziałów. Zwykli katolicy rozumieją, że nie można w nieskończoność podtrzymywać kontraktu, który druga strona już od dawna wykorzystuje na naszą niekorzyść. Ruch Franciszka nie świadczy zatem o ‘nieuporządkowaniu urzędu papieskiego’, ale o trzeźwej ocenie sytuacji.” Czy mamy zatem uważać, że Papież Franciszek kwestie doktrynalne rozstrzyga tylko na podstawie aktualnego politycznego sądu (“podtrzymywanie kontraktu”)? Gdyby tak było to należałoby zapytać jaki polityczny sąd stoi za dopuszczeniem do Komunii chrześcijan rozwiedzionych chrześcijan żyjących w grzechu cudzołóstwa?

Jeśli diagnoza Tryburcego dotycząca motywacji Papieża jest trafna tylko potwierdza ona niepokoje licznych katolików różnych stanów i rozmaitej formacji dotyczące trwającego pontyfikatu. Nie wydaje się też by stany emocjonalne na mazowieckiej wsi były idealnym miernikiem sytuacji w Kościele. Zapewne w przeszłości i wsie ariańskie, i protestanckie (nie sugeruję tego Franciszkowi o czym już też pisałem w poprzednich tekstach) żyły w spokoju. Ile zaś wsi np. francuskich doświadczyło traumy czyszczenia ich kościołów z “przedsoborowia”. Trudno sprowadzać ocenę sytuacji Kościoła do samopoczucia lokalnych wspólnot parafialnych.

III.


Koniecznie trzeba się także odnieść do twierdzenia, “że obecny pontyfikat jest rezultatem wyborów dokonywanych przez poprzednich papieży. Bez ich akceptacji Jorge Mario Bergoglio mógłby być co najwyżej proboszczem w jakiejś argentyńskiej parafii. Dlatego epoka “super-papieży”, jak ich nazywa Rowiński, to nie wypadek przy pracy, ale efekt realizacji planu rozciągniętego na dziesięciolecia”.

Zacznijmy od tego, że Papież Bergoglio jest rezultatem pontyfikatu św. Jana Pawła II a nic nie zawdzięcza Benedyktowi XVI, a tym bardziej wcześniejszym Papieżom. Wszystko odbyło się w ciągu dziewięciu lat pomiędzy rokiem 1992 a rokiem 2001. W 1992 ks. Bergoglio SJ został biskupem pomocniczym, w 1998 arcybiskupem, a w 2001 kardynałem. Oczywiście można mówić o pewnego rodzaju dziedzictwie stylu, który był coraz bardziej rozwijany przez Papieży. Trzeba jednak zapytać czy każdy proces w Kościele zawsze był dobry, czy nie było nigdy w Kościele procesów, które okazywały się pułapką? Do tego trzeba brać pod uwagę, że głosy krytyki rozwoju nowoczesnego stylu papieskiego pojawiają się od dawna i niosą ze sobą bardzo różne argumenty - od ekumenicznych, czyli dotyczących jedności wszystkich chrześcijan, aż po te które wynikają z dokładnej lektury konstytucji Soboru Watykańskiego I Pastor Aeternus, czy po prostu znajomości dziejów papiestwa i jego teologii.

Jako krytyczną próbę korekty nowoczesnych tendencji trzeba zatem traktować pontyfikat Benedykta XVI, który był krytykowany np. za to, że nie przywrócił mocą swojej władzy Mszy trydenckiej w każdej parafii i każdym seminarium. Kościół poddany coraz większej woli mocy kolejnych Papieży może być skazany na nieustanną szamotaninę pomiędzy ideami, które uznają oni za najważniejsze - nieraz pewnie niezależnie od tego co w danych sprawach mówi nauka katolicka. Czym to się będzie różnić od szarpaniny doktrynalnej choćby protestantyzmu? Papież Benedykt XVI zaś zaczął swój pontyfikat słowami, którymi jasno określił, że nie przyszedł na ten urząd by realizować swoje idee. I była w tym twierdzeniu głęboka prawda, którą przecież traktowano w duchu pewnego rozczarowania.

IV.


Chciałbym zakończyć cytatem z pochodzacegfo z 2004 r. listu kard. Ratzingera do biskupów amerykańskich, która dobrze oddaje katolickiego i nieautorytarnego ducha dotychczasowego nauczania Kościoła, ducha, którego brakuje w decyzji Papieża Franciszka:
Podczas gdy Kościół zachęca władze cywilne do szukania pokoju, nie do wojny, a także do zachowania dyskrecji i miłosierdzia w nakładaniu kar na przestępców, nadal może być dozwolone posiadanie broni, aby odeprzeć agresora lub uciekanie się do kary śmierci. Może istnieć uzasadniona różnorodność opinii nawet wśród katolików na temat prowadzenia wojny i stosowania kary śmierci, ale nie w odniesieniu do aborcji i eutanazji.
Czy kardynał Ratzinger na rok przed swoim wyborem żyrował jakiś szczególny “sojusz tronu z ołtarzem” i przyznawał “rządzącym państwami nadzwyczajne uprawnienie” jak zdwałby się sądzić mój polemista? Czy usprawiedliwiał ludobójstwa totalitaryzmów XX wieku i rzezie nieskończonej ilości konfliktów konfliktów etnicznych i religijnych? Czy niegodziwe wykorzystywanie każdego narzędzia realizacji sprawiedliwości powinno się skończyć jego całkowitą eliminacją co do zasady z życia społecznego?


© Tomasz Rowiński
22 sierpnia 2018
źródło publikacji: „Jeszcze raz w sprawie kary śmierci i papiestwa. W odpowiedzi Maciejowi Tryburcemu”
www.Christianitas.org





Ilustracja © The Christian Monitor / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2